W polskich podręcznikach do historii o wiktorii Royal Navy nad flotą francusko-hiszpańską pod Trafalgarem 21 października 1805 roku można przeczytać co najwyżej kilka zdań. Tymczasem ta klęska marynarki wojennej Napoleona okazała się dla sprawy polskiej bardziej istotna niż niejedno jego zwycięstwo.
W Polsce wciąż silny jest mit, by nie powiedzieć – kult Napoleona „bezgranicznego przyjaciela Polaków”. Jak w każdej legendzie i w tej tkwi ziarno prawdy, gdyż istotnie Napoleon darzył polskich żołnierzy sympatią i podkreślał wielokrotnie ich bohaterstwo, ale nie wahał się ani chwili brutalnie przekreślić ich marzeń o wolnej ojczyźnie, kiedy kolidowały one z interesami Francji. Normalna to rzecz w polityce i nie można mieć tutaj do cesarza pretensji, że dbał przede wszystkim o dobro swego państwa i swych obywateli. Napoleon od początku do końca swych rządów pamiętał o jednym: plany wskrzeszenia Rzeczypospolitej budziły zawsze niepokój we wszystkich trzech mocarstwach rozbiorowych. Jakiekolwiek poważniejsze angażowanie się w sprawę polską powodowało od razu sojusz Berlina, Petersburga i Wiednia. Kiedy tylko można było uniknąć wojny, Napoleon siadał z trzema cesarzami do stołu rokowań i od razu zapominał o zobowiązaniach wobec Polaków. Tak właśnie było z Legionami gen. Dąbrowskiego, które Napoleon (wówczas jeszcze jako pierwszy konsul) faktycznie zlikwidował, wysyłając ich znaczną część do tropikalnego piekła San Domingo, a resztę oddając na służbę Rzeczypospolitej Włoskiej.
Wróg numer jeden
Jeszcze o jednym aspekcie często się u nas zapomina. Otóż dla Napoleona najgroźniejszym przeciwnikiem nie była Rosja, Austria czy Prusy, lecz Wielka Brytania. Bonaparte na początku swych rządów, kiedy po świetnej kampanii włoskiej zabezpieczył zewnętrzne granice Francji i jednocześnie wyeliminował opozycję wewnętrzną, zapragnął odbudować francuskie imperium zamorskie. Stąd wzięła się jego wyprawa do Egiptu, stąd brutalna wojna kolonialna na San Domingo. Stąd wreszcie konflikt z Wielką Brytanią, która nie zamierzała ustąpić z pozycji hegemona na morzach i oceanach.
W 1804 roku Napoleon w gigantycznym obozie pod Boulogne zgromadził armię inwazyjną i polecił swej flocie wzmocnionej przez hiszpańskie okręty opanować kanał La Manche na tyle długo, by móc spokojnie przerzucić barkami wojska na angielski brzeg. To pozornie proste zadanie wymagało jednak skomplikowanych manewrów francusko-hiszpańskiej armady. By zmylić czujność Royal Navy, francuski admirał Pierre Charles de Villeneuve musiał najpierw wymknąć się niezauważenie z europejskich portów, popłynąć w kierunku Karaibów, by tam zebrać flotę i wrócić z nią do Europy, również niezauważony. Sztuka ta udała się admirałowi tylko w jedną stronę, gdyż po powrocie na europejskie wody okazało się, że Brytyjczycy już na niego czekają. Choć admirał sir Robert Calder dysponował mniejszymi siłami, od razu zaatakował francusko-hiszpańską armadę u przylądka Finisterre i zagnał ją do hiszpańskiego portu Ferrol. Tam w sierpniu 1805 roku dotarły do Villeneuve’a rozkazy Napoleona, by wreszcie przypłynął na północ i zrobił porządek z angielskimi okrętami na kanale La Manche. Admirałowi wystarczyło jednak odwagi na tyle, by swą flotę przesunąć do portu w Kadyksie. W końcu zniecierpliwiony Napoleon 26 sierpnia zdecydował, że nie może już czekać na flotę i zaniechał inwazji na Wielką Brytanię. Rozkazał swej armii maszerować na wschód, ku austriackim i niemieckim granicom.
Pogrom trójkolorowej bandery
Już starcie pod Finisterre pokazało, że mimo wsparcia hiszpańskiej marynarki Francuzi nie są równorzędnym przeciwnikiem dla Royal Navy. Nie chodziło tu wcale tylko o osobę Villeneuve’a, który oddał nieprzyjacielowi inicjatywę. Brytyjscy marynarze byli lepiej wyszkoleni od francuskich załóg. Częściowo było to pokłosie tego, że francuska flota w czasie rewolucji była szczególnie poddana represjom. Wielu doświadczonych oficerów zostało zgilotynowanych i wciąż odczuwano ich brak. Ponadto marynarze Royal Navy w odróżnieniu od Francuzów mieli znacznie większą motywację do walki. I nie chodzi tutaj o dyscyplinę czy patriotyzm – w obu wypadkach były one słabe i podtrzymywane drakońskim regulaminem. Brytyjczykom jednak przysługiwało tzw. pryzowe, czyli premia za każdy zdobyty nieprzyjacielski okręt. To powodowało, że kapitanowie i ich podwładni na okrętach Royal Navy mieli ofensywnego ducha i skłonni byli do ryzyka. Odegrało to niebagatelną rolę na wodach u przylądka Trafalgar.
Starcie francuskiego okrętu „Bucentaure” z HMS „Temeraire”, Trafalgar, Auguste Mayer (1805-1890). Źródło: Wikipedia
W połowie września 1805 roku Napoleon przypomniał sobie o swej flocie tkwiącej w Kadyksie i rozkazał jej natychmiast płynąć do Neapolu. Villeneuve jednak nadal się ociągał i dopiero na wieść, że cesarz planuje odebrać mu dowództwo, 18 października dał rozkaz do wypłynięcia w morze. Złe przeczucia admirała prędko się ziściły, gdyż nad ranem 21 października zameldowano mu o brytyjskich okrętach. W południe na wysokości przylądka Trafalgar jednoręki admirał Horatio Nelson śmiałym atakiem rzucił się na liczniejszego przeciwnika. Jego 33 okręty uszykowane w dwóch kolumnach uderzyły w poprzek szyku liniowego 37 okrętów armady francusko-hiszpańskiej. To była nowatorska taktyka, zastosowana z powodzeniem kilka lat wcześniej przeciwko Holendrom, lecz jednocześnie ryzykowna, gdyż przez dłuższy czas nacierające okręty były narażone na ogień przeciwnika. Jednak francuscy i hiszpańscy kanonierzy, starym, jeszcze siedemnastowiecznym zwyczajem, celowali w maszty i takielunek nieprzyjacielskich okrętów, by przez to wyeliminować je z walki, a załogi wziąć do niewoli. Natomiast brytyjscy kanonierzy, ładujący działa trzy razy szybciej niż Francuzi i Hiszpanie, bezpardonowo celowali w kadłuby ich okrętów, czyniąc w ten sposób prawdziwą masakrę. Po bitwie okazało się, że flota francusko-hiszpańska odnotowała straty: 2177 zabitych i 4756 rannych, natomiast Brytyjczycy mieli jedynie 402 zabitych i 1139 rannych – czterokrotnie mniej! Wśród poległych znalazł się Nelson, którego śmiertelnie ranił francuski strzelec wyborowy po przeszło godzinie bitwy. Tak zemścił się na admirale jego zwyczaj paradowania w galowym mundurze niezależnie od sytuacji.
Zniesiony pod pokład swego flagowego liniowca HMS „Victory” Nelson umierając, zakazał ogłaszać swą śmierć, by nie osłabiło to ducha walczących marynarzy. A bój przybrał prawdziwie dramatyczny obrót dla Brytyjczyków, gdyż w pewnym momencie „Victory” o mało nie została zdobyta przez abordaż z francuskiego okrętu „Redoutable”. Jednak na pomoc brytyjskiemu flagowcowi przypłynął HMS „Téméraire” i burtową salwą swych 98 dział dosłownie roztrzaskał „Rodoutable” w drzazgi. W jednej chwili zginęło lub zostało ciężko rannych 200 jego marynarzy, lecz mimo tej masakry ranny kapitan kmdr Jacques Etienne Lucas nie chciał opuścić trójkolorowej bandery. Ostatecznie sama spadła po odstrzeleniu bezanmasztu. Flagowy okręt admirała Villeneuve’a – „Bucentaure” po przegranym pojedynku ogniowym z „Victory” został pokiereszowany przez salwy czterech innych okrętów brytyjskich, ale francuski wódz, w odróżnieniu od brytyjskiego, przeżył bitwę.
Po sześciu godzinach walki Brytyjczykom poddało się 17 okrętów, reszta floty francusko-hiszpańskiej powróciła do Kadyksu. Cesarz Napoleon na wieść o klęsce, definitywnie zarzucił plany kolonialne i z całą swą potęgą zwrócił się na wschód, odnosząc 2 grudnia 1805 roku świetne zwycięstwo pod Austerlitz nad koalicją rosyjsko-austriacką. Tym samym przypomniał sobie znowu o wiernych Polakach, którzy mogli mu znacznie się przysłużyć w wojnie z tymi władcami, jak też z królem Prus. Nie pomylił się, gdyż ci, którzy przeżyli San Domingo, szybko zapomnieli cesarzowi urazy, a nowi rekruci ruszyli znad Wisły pod napoleońskie sztandary i bili się dzielnie, doświadczając kolejnych rozczarowań zmienną polityką cesarza i wreszcie katastrofy kampanii rosyjskiej, którą Napoleon propagandowo nazwał „wojną polską”.
Bibliografia:
„Dał nam przykład Bonaparte. Wspomnienia i relacje żołnierzy polskich 1796–1815”, pod red. Roberta Bieleckiego i Andrzeja T. Tyszki, tom I, Kraków 1984
Edmund Kosiarz, „Bitwy morskie”, Gdańsk 1995
autor zdjęć: Źródło: Wikipedia
komentarze