Kiedy po raz pierwszy użyto gazów bojowych w Europie? Odpowiedź zazwyczaj brzmi: podczas I wojny światowej. Najczęściej wymienia się przy tym bitwę pod Ypres na froncie zachodnim i pod Bolimowem na wschodnim. Tymczasem ataku broni chemicznej jako pierwsi doświadczyli… rycerze, którzy w 1241 roku pod Legnicą starali się zatrzymać zagony tatarskie.
Kiedy na przełomie XII i XIII wieku Temudżyn zjednoczył nomadów mongolskich i przyjął tytuł wielkiego chana, czyli Czyngis-chana, dla wielu państw w Azji i Europie rozpoczął się czas apokalipsy. Mongołowie zorganizowani w potężną i sprawną armię podbili północne Chiny, wschodni Turkiestan, Chorezm, Azerbejdżan, Gruzję i w końcu dotarli do granic Rusi. W 1223 roku nad rzeką Kałką u ujścia Donu rozgromili kompletnie wojska książąt ruskich. Cztery lata później zmarł Czyngis-chan, ale nie powstrzymało to mongolskiej ekspansji. W latach 1237–1240 jego następcy zdobyli całą Ruś. Wieści, jakie o tym dotarły na zachód Europy, ożywiły wspomnienia o Hunach i wzbudziły prawdziwą zgrozę. Mongołów nazwano tam Tatarami od łacińskiego określenia najmroczniejszej odchłani piekła – „tartarus”. O trafności tego miana mieli po Rusinach przekonać się Węgrzy i Polacy.
W styczniu 1241 roku ruszyła na zachód wielka wyprawa mongolska pod wodzą wnuka Czyngis-chana – Batu-chana. Główne siły jego armii runęły na Siedmiogród i Węgry, a na Polskę uderzyły zagony oskrzydlające. Wystarczyło to jednak, by zadać polskiemu rycerstwu kilka obezwładniających klęsk i spustoszyć całkowicie pomyślnie rozwijające się dotychczas osady. Na pierwszy ogień 13 lutego – w Środę Popielcową – poszedł Sandomierz. Następnie nie udało się powstrzymać Tatarów ani pod Turskiem koło Staszowa, ani pod Chmielnikiem niedaleko Buska, ani pod Tarczkiem koło Iłży. 28 marca „jeźdźcy Apokalipsy” wtargnęli do Krakowa i splądrowali miasto, mordując mieszkańców bez względu na wiek i płeć.
Legnickie pola
Na wieść o apokalipsie w Małopolsce, na Śląsku książę Henryk II Pobożny pospiesznie zebrał rycerstwo i wsparty krzyżackimi posiłkami zastąpił drogę najeźdźcom 9 kwietnia 1241 roku pod Legnicą. Według „Kroniki wielkopolskiej”, pod dowództwem Henryka II, zebrało się kilka tysięcy ludzi. Jednak podobnie jak w Małopolsce, rycerze śląscy i Krzyżacy okazali się bezradni wobec niepozornych jeźdźców na karłowatych konikach. Tatarzy błyskawicznie rozproszyli tę armię, a ich wodza, po wzięciu do niewoli ścięli, zatykając jego głowę na włóczni.
W czym tkwiła tajemnica ich skuteczności, a zarazem bezradności ciężkozbrojnych rycerzy? Ówczesna taktyka walki zachodniego rycerstwa polegała na działaniu w zwartym szyku, a następnie rozgrywaniu pojedynków między przeciwnikami. Tatarzy – niezwykle sprawni jeźdźcy – bez trudu rozrywali taki układ. Najczęściej wyglądało to tak, że tatarscy wojownicy uderzali na zwarty szyk rycerstwa, po czym pozorowali ucieczkę. Kiedy rycerze podejmowali pościg, Tatarzy nagle zawracali i atakowali ich znienacka, wybijając większość strzałami z łuków refleksyjnych. Tę taktykę z powodzeniem zastosowali również pod Legnicą, ale swe działania wsparli bronią, która dla polskich i niemieckich rycerzy była dobitnym potwierdzeniem faktu, iż potykają się z wysłannikami piekła.
Tak w swej kronice opisał jej działanie Jan Długosz: „Była tam w ich [tatarskim – przyp. red.] wojsku między innymi chorągwiami jedna ogromnej wielkości […] na wierzchołku jej drzewca tkwiła postać głowy wielce szpetnej i potwornej z brodą”. W momencie, kiedy Tatarzy swym wyżej opisanym zwyczajem rzucili się do pozorowanej ucieczki, a za nimi ruszyli rycerze, „chorąży – pisze dalej Długosz – niosący ów proporzec począł tą głową z całej siły machać, a natychmiast buchnęła z niej jakaś para gęsta, dym i wiew tak smrodliwy, że za rozejściem się między wojskami tej zabójczej woni Polacy mdlejący i ledwo żywi ustali na siłach i niezdolnymi się stali do walki”.
Bitwa pod Legnicą na miedziorycie Matthäusa Meriana Starszego z 1630 roku pod tytułem „Wielka klęska chrześcijan pobitych przez Tatarów”.
Tatarzy, podobnie jak Niemcy wiosną 1917 roku pod Ypres, w czasie ataku gazowego, wykorzystali wiatr wiejący w stronę przeciwnika. Co więcej, wykorzystali też broń psychologiczną, bo pomiędzy zdezorientowanymi rycerzami zaczęli krążyć ruscy wojowie służący w wojsku tatarskim, krzycząc donośnie: „Biegajcie! Biegajcie! [Uciekajcie!]”. Tylko skąd stepowi nomadzi wzięli w XII wieku broń chemiczną? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta – dzięki Chińczykom.
Chińska robota
Mongołowie stosowali jeszcze jedną metodę, która uczyniła ich potęgą. Wcielali do swej armii pokonanych wcześniej nieprzyjaciół i przejmowali ich najlepsze sposoby walki. Kiedy Czyngis-chan podbił wielkie połacie Chin, jego wodzowie przejęli wiele z chińskiej taktyki i techniki wojennej. To dzięki chińskiej sztuce oblężniczej tak szybko padały kolejne podbijane przez Mongołów miasta. Chińscy inżynierowie i saperzy, oprócz machin oblężniczych, wnieśli do armii Czyngis-chana także broń chemiczną, a jej znajomość w chińskiej armii udokumentowano już w IV wieku p.n.e. Ówczesne kroniki podają, że dym z kulek gorczycy i innych trujących ziół pompowano do tuneli kopanych przez nieprzyjaciół pod murami obleganych miast. W II wieku zaczęto stosować gazy łzawiące ze sproszkowanego wapna.
Kolejnym krokiem milowym w stosowaniu broni chemicznej w Chinach, było wynalezienie w IX wieku prochu. Wtedy Chińczycy, oprócz wykorzystywania go do różnych fajerwerków, zaczęli go mieszać z rozmaitymi truciznami pochodzenia roślinnego i zwierzęcego oraz związkami arsenu. Po wypełnieniu taką mieszanką glinianych wazonów powstawały bomby chemiczne, którymi zarzucano oblegane miasta z katapult oblężniczych. Natomiast w otwartym polu stosowali gazy paraliżująco-duszące, które wypuszczali na wroga za pomocą latawców i bambusowych rur. Tak właśnie potraktowano rycerstwo polskie i krzyżackie pod Legnicą. Wielu historyków nie ma wątpliwości, że w oddziałach Batu-chana byli chińscy saperzy, którzy obsługiwali tę piekielną dla Europejczyków broń. Przy tym rycerze i wojownicy europejscy nie mogli odróżnić ich od wojowników mongolskich, stąd brak ich opisów w kronikach. Pierwsze większe kontakty z Chinami nastąpiły kilka lat po bitwie pod Legnicą.
Ścięcie Henryka II Pobożnego i zatknięcie jego głowy na wysokiej włóczni także było częścią sztuki wojennej Tatarów, a nie tylko przejawem barbarzyńskiego triumfalizmu. Z tak „udekorowaną” włócznią tatarscy wojownicy podjechali pod mury Legnicy, licząc, że osłabią tym ducha obrońców miasta tak dalece, że ci otworzą przed nimi bramy. W ten sposób zdobyli niejedno miasto w Azji czy na Rusi, układając w widocznych miejscach całe piramidy ściętych głów.
Jednak legniczanie oparli się przerażeniu na widok ściętej głowy swego księcia. Na ich szczęście Tatarzy nie mieli z sobą chińskich machin oblężniczych. Wkrótce też wycofali się z ziem polskich na wieść o śmierci swego wielkiego chana Ugedeja. To był prawdziwy przejaw opatrzności, gdyż strach pomyśleć, co stałoby się z Polską, gdyby jej granice przekroczyły główne siły armii mongolskiej z chińskimi korpusami saperskimi i inżynierskimi.
Bibliografia
J. Długosz, „Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego, ks. I–IX, przekład polski J. Mrukówna, Warszawa 1961–1975
„Azja Wschodnia w oczach Polaków”, red. J. Włodarski, Gdańsk 2015
J. Wyrozumski, „Dzieje Polski piastowskiej (VIII w. – 1370), Kraków 1999
autor zdjęć: Wikipedia
komentarze