moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Ochotnik do Polski

Zbigniew Michał Kowalczyk urodził się 29 września 1920 r. w Warszawie. W okresie międzywojennym ukończył szkołę średnią. Najprawdopodobniej nie decydował się na podjęcie studiów. Był natomiast zapalonym harcerzem i chętnie uczestniczył we wszelkich inicjatywach ruchu. Gdy 30 sierpnia 1939 r. wrócił z obozu harcerskiego czekało już na niego powołanie do wojska.


Wizytacja Oddziałów Wartowniczych.

Tuż po napaści Niemiec na Polskę niespełna dwudziestoletni Zbigniew stawił się w komendanturze meldunkowej. Otrzymał przydział do służby przy starostwie w Prużanie, nie trwała ona jednak zbyt długo, gdyż wraz z oddziałem musiał wycofać się dalej na wschód. Podczas tego manewru spotkał wycofującego się gen. Józefa Rybaka, byłego dowódcę 3 Armii z okresu wojny polsko-bolszewickiej, który przekazał mu wiadomość, że od wschodu na terytorium Polski wkroczyła Armia Czerwona.

W nocy z 18 na 19 września 1939 r. oddział Kowalczyka spotkał wycofującego się ze wschodu płk. Antoniego Kamińskiego, który wraz ze swoim oddziałem i grupą nadleśniczych przedzierał się do Puszczy Białowieskiej. Kowalczyk uznał, że teren puszczy jest dobrym miejscem na przeczekanie oblężenia i przyłączył się do oddziału pułkownika. Niestety, podczas marszu do celu na drodze z Różanej do Prużany oddział Kowalczyka i płk. Kamińskiego został zatrzymany przez ogień partyzantki białoruskiej i piechoty Armii Czerwonej. Na pewien czas udało im się odeprzeć atak, ale ostrzał białoruskiej ludności cywilnej przesądził o przegranej potyczce. W krzyżowym ogniu Kowalczyk wraz z płk. Antonim Kamińskim podjął decyzję o poddaniu całego oddziału. Wszyscy zostali wzięci do niewoli przez białoruską ludność cywilną i umieszczeni w składzie soli w Różanie Grodzieńskiej. Wkrótce do miejscowości, gdzie byli przetrzymywani, przybył oddział NKWD. Po kilku dniach rozmów Kowalczyk, płk. Kamiński i wszyscy żołnierze (ponad 30 osób) zostali przewiezieni do tzw. „więzienia Białego” NKWD w Słonimiu, w którym przebywali do ostatniej dekady czerwca 1941 r. W okresie powojennym Kowalczyk tak wspominał początek niewoli i absurdalną rzeczywistość wykreowaną przez NKWD: „Długo trwały przygotowania do zarejestrowania nas, do wciągnięcia, do samooskarżania się. Całe nasze przestępstwo polegało bowiem na tym, że w czasie badań wszyscy zostali doprowadzeni do samooskarżania się. My nie znaliśmy systemu sowieckiego, nie wiedzieliśmy, czego oni szukają. Oni zaś kazali nam przyznawać się do wszystkiego, co my robimy, co robiliśmy poprzednio, a więc np. że ja należałem do Ligi Ochrony Przeciwlotniczej, do harcerstwa, do Czerwonego Krzyża i podobne rzeczy. Wszystko to zostało potraktowane jako wystąpienie wrogie wobec sowietów, mimo że byliśmy przecież obywatelami kraju wolnego, niezależnego. Warunki w więzieniu – przede wszystkim trzeba powiedzieć, że wszystko zostało prz[e]jęte przez sowietów tak, jak to było w więzieniu polskim, poczynając od ręcznika, przez mydło, koszulę i koc – wszystko nam zostało wydane z depozytu poprzedniego polskiego. Po[t]em to się skończyło, wyginęło, wytarło, ludzie rozkradli, zabrali ze sobą w czasie wyjazdu do Sowietów. […] Oczywiście było wielkie zdziwienie, gdy powiedzieliśmy, że nie wiemy, co to jest »bania« i »odwszawianie«. Oni powiedzieli »no cóż, to jest niekulturnyj naród, kraj, jeżeli wy odwszalni nie macie«. Gdy powiedzieliśmy, że nie mamy papieru w ustępach, to nic się nie działo, ale jak powiedzieliśmy, że to »niekulturnie« nie mieć papieru, to oni nam dali kartki powyrywane z książek, żeby było »kulturalnie« właśnie”1.

Warunki w celi były bardzo trudne, ponieważ NKWD tłoczyło więźniów po 50-80 osób. Co kilka dni Kowalczyk był wzywany na nocne przesłuchania, podczas których był bity, aż przyznał się do przynależności do Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej. To wystarczyło, aby stanął przed plutonem egzekucyjnym i to w najmniej spodziewanym momencie – po wkroczeniu Wehrmachtu do ZSRS w czerwcu 1941 r. Od kilku dni od wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej NKWD prowadziło masowe rozstrzeliwania w więzieniu, w którym przebywał Kowalczyk. Te dramatyczne chwile uchwycił w powojennych wspomnieniach, wskazując na podobieństwa do eksterminacji polskich oficerów w Katyniu: „Byliśmy zupełnie otępiali, niewrażliwi na nic, tacy jacyś zupełnie myślowo mało działający, opóźnieni jakoś w sposobie myślenia. Potem wychodziliśmy na dwór, stawaliśmy pod murem naprzeciwko wejścia. Pierwszy był pułkownik, drugi byłem ja, trzeci był Karol Kamiński, potem był kpt. nadleśniczy Urban z Białowieży – razem 32 osoby. Przypuszczam, ze innym tak jak i mnie odczytano wyrok śmierci. Po kolei przychodzili pod ścianę, pod mur więzienny. Potem przyszedł aszelon do rozstrzelania nas. Do tego momentu nie mieliśmy nic ogłoszonego, żadnego wyroku. Było to przygotowane do normalnej likwidacji, tak jak zostało wykonane w Katyniu”2.


Wartownicy w Mannheim-Käfertal.

W chwili, kiedy stał przed plutonem egzekucyjnym, niemieckie samoloty zbombardowały okolicę. Jedna z bomb spadła na więzienie, burząc mur. Kowalczyk wraz z innymi współwięźniami wykorzystał tę okazję i uciekł. Schronienie znalazł w domu, w którym mieszkali Żydzi. „Powiedzieliśmy, że uciekliśmy z więzienia. Wtedy ta Żydówka powiedziała »my Was schowamy, będziemy Was bronić, ale jak przyjdą Niemcy, to Wy nas będziecie bronić«”3. Następnego dnia znaleźli inne schronienie.

Po kilku dniach tułaczki i próbach przetrwania w środku walk niemiecko-sowieckich Zbigniew Kowalczyk zdobył w Stadtkommando pozwolenie na przejazd koleją dla siebie i kolegów. Niemieckimi pociągami wojskowymi wraz kolegami przedostał się przez Brześć nad Bugiem do Mińska Mazowieckiego, gdzie dotarł na Dworzec Wschodni w Warszawie. Tutaj się rozdzielili. Zbigniew Kowalczyk miał wiele szczęścia, gdyż nieindagowany przez żandarmów dotarł do centrum Warszawy. W centrum mieszkał jego ojciec, który od pierwszych chwil namawiał Zbigniewa do zaangażowania się w działalność istniejących już wówczas struktur konspiracyjnych Związku Jaszczurczego Narodowych Sił Zbrojnych.

W konspiracji

Niewiele wiadomo o działalności konspiracyjnej Zbigniewa Kowalczyka w latach 1941–1944. On sam mało o niej wspominał. Wiadomo, że w 1943 r. ukończył szkołę podchorążych Związku Jaszczurczego, a z początkiem 1944 r. otrzymał awans na stopień podporucznika Narodowych Sił Zbrojnych. Został aresztowany przez Niemców i osadzony w połowie listopada na Pawiaku. Nie wiadomo, w jakich okolicznościach opuścił więzienie. W lipcu 1944 r. otrzymał przydział mobilizacyjny na stanowisko zastępcy dowódcy kompanii Legii Akademickiej. W czasie Powstania Warszawskiego posługiwał się pseudonimami „Żbik”, „Żbikowski” i walczył na Starówce w Brygadzie Dyspozycyjno-Zmotoryzowanej NSZ „Koło” Zgrupowania „Róg” pod dowództwem kpt. Lucjana Giżyńskiego „Gozdawa”. W czasie walk powstańczych otrzymał kolejny awans do stopnia porucznika NSZ i był trzykrotnie ranny. Po upadku powstania został wzięty do niewoli i wywieziony do obozu w Ożarowie, a następnie z początkiem października 1944 r. do obozu w Lamsdorf, w którym przebywał około trzech tygodni. W drugiej połowie października 1944 r. został przewieziony do Oflagu VIIA w Murnau w Bawarii. W baraku H doczekał końca wojny. Tak wspominał okres niewoli: „Był ładny słoneczny dzień października 1944 r. Gdy szliśmy do obozu ze stacji w Murnau, a obok wołami jechali w pole Bawarczycy. Ten dzień kojarzy mi się z nimi właśnie, bo pierwszy raz zobaczyliśmy ich w ich typowych strojach: w krótkich skórzanych portkach z szelkami, kobiety też w bawarskich wiejskich strojach, zaś podkute… tak, podkute woły ciągnęły wozy. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widzieliśmy […]. W obozie rozdzielono nasz transport po kompaniach w baraku H – byłym hangarze koszarów pancernych. Ja dostałem się do świetlicy, czy mniejszej sali w owym hangarze. Odnaleźliśmy się – znajomi z Warszawy. Zebrała się tam gromadka ludzi z grupy NSZ-u. W owej braci NSZ-owskich powstańców w Murnau siedziałem i ja, dwudziestoczteroletni wówczas podporucznik”4.

Więźniowie obozu w Murnau 28 kwietnia 1945 r. zostali wyzwoleni przez wojska amerykańskie. Niespełna dwa miesiące później Zbigniew Kowalczyk wstąpił do Brygady Świętokrzyskiej, która stacjonowała w Bernardowicach k. Pilzna. Zdawał sobie sprawę, że Polska była okupowana przez komunistów i Armię Czerwoną. Chciał włączyć się w misję ratowania oficerów, którzy pozostali w kraju i groziła im śmierć ze strony funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego oraz NKWD.

Przerzuty przez zieloną granicę

Od dowódcy otrzymał przydział na szkolenie wywiadowcze w Oddziale II Brygady Świętokrzyskiej w Ratyzbonie, gdzie znajdowała się centrala łączności NSZ z krajem. Ważnym elementem jej działalności był ścisły kontakt z komórką Office of Strategic Services, która nadzorowała wiele powojennych misji wywiadowczych do czasu jej likwidacji z końcem 1945 r. Stamtąd przerzucano przede wszystkim wywiadowców do Polski, wykorzystując do tego kanały zorganizowane podczas stacjonowania Brygady Świętokrzyskiej w Czechosłowacji. Po przeszkoleniu wywiadowczym por. Zbigniew Kowalczyk zaczął posługiwać się na stałe przybranym nazwiskiem „Dziakoński”. Wtedy też otrzymał pierwszą i niezwykłą misję. Amerykańskie dowództwo zdawało sobie sprawę z tego, że Rosjanie nie cofną się z zajmowanych terenów, chciało więc za pomocą struktur wywiadowczych Brygady Świętokrzyskiej zbudować radiostację. Misja, z którą wyruszył por. Dziakoński, zakładała dostarczenie kryształków do jej uruchomienia w Polsce. Drugi oficer Sławomir Modzelewski „Lanc” miał przemycić do kraju książkę szyfrów do nadawania meldunków i wiadomości oraz wydobyć rodzinę gen. Władysława Andersa. Dodatkowym zadaniem Dziakońskiego w drodze powrotnej z Polski była eksfiltracja żon byłych ministrów Słowacji przez zieloną granicę na terytorium okupowanych Niemiec oraz żon: gen. Klemensa Rudnickiego, gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego i premiera Tomasza Arciszewskiego. Z końcem sierpnia 1945 r. Dziakoński jako repatriant przedostał się drogą Jerzego Kozarzewskiego „Konrada” do Dziedzic na Śląsku. Z tego samego kanału w tamtym czasie korzystali również żołnierze Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” (WiN), a także wywiadowcy 2 Korpusu Polskiego, w tym rtm. Witold Pilecki. W kraju Dziakoński otrzymał komplet dokumentów, które umożliwiły mu swobodne poruszanie się po Polsce. Po latach wspominał: „Tymczasem zrodziła się nowa sprawa. Ja miałem początkowo w drodze powrotnej przerzucić do Regensburga żonę generała Rudnickiego, która jak się potem okazało sama przedostała się na Zachód; małżonkę generała Bora-Komorowskiego, którą wywiózł w sumie wywiad brytyjski, oraz małżonkę premiera Arciszewskiego. Zadaniem Sławomira Modzelewskiego było przeprowadzenie przez granicę rodziny generała Andersa, z którą był zresztą spokrewniony, ale ponieważ zachorował, przeprowadzenie tego zadania przekazano mnie”5.


Obóz dla jeńców wojennych w Murnau w Niemczech. Oflag VII, jeńcy grający w karty. Po prawej stronie fragment budynku komendy. Między 1939 a 1945 r. 

Jego zadnie okazało się tym pilniejsze, ponieważ niedługo po przekroczeniu granicy „Lanc” został aresztowany przez bezpiekę. Okazało się również, że żona gen. Rudnickiego sama przedostała się na Zachód, żony gen. Bora-Komorowskiego i premiera Arciszewskiego eksfiltrował brytyjski wywiad. Tym samym Dziakoński przejął zadanie wydobycia rodziny gen. Andersa. Rozpoczął się wyścig z czasem. Wtedy też Dziakoński dowiedział się, że w Warszawie mieszkała z rodzicami jego znajoma – przyszła żona – Regina Kamerduła. Po jej odnalezieniu wspólnie podjęli decyzję o wyjeździe. Jeszcze przed upływem pozwolenia na pobyt w Polsce oboje wzięli ślub. Dziakoński rozpoczął przygotowania do ewakuacji rodziny gen. Władysława Andersa, czyli żony, córki i zięcia mjr. Jana Romanowskiego. W sumie musiał wydostać z kraju aż osiem osób. Jego plan zakładał, że przedostanie się do Czech przez zieloną granicę na Śnieżce. W tym celu wszyscy dotarli do Cieplic, skąd mieli wyruszyć w dalszą drogę. Niestety w wykonaniu planu nastąpiły komplikacje, ponieważ okazało się, że małżonka gen. Andersa nie może przejść założonej trasy. Przypadkowo spotkany kierowca UNRRA przewiózł rodzinę generała do Czech, pozostałe osoby przeszły zaś przez zieloną granicę na Śnieżce. Po wielu trudnościach wszyscy szczęśliwie spotkali się w Pradze. Aby zachować bezpieczeństwo i uniknąć wpadki, Dziakoński zdecydował o rozdzieleniu grupy. Stamtąd w trzech grupach – rodzina gen. Andersa, żony słowackich ministrów i pozostała grupa andersowców – wyruszyli pociągiem w stronę amerykańskiej strefy okupacyjnej.

Nie był to koniec dramatycznej akcji. Na granicy czeskiej żandarmi wzięli grupę Dziakońskiego za uciekających Niemców. Pociąg cofnięto na stację i kazano im opuścić wagon. Po wytłumaczeniu, że wszyscy są Polakami, kapitan NKWD zażądał od niego łapówki. Dziakoński chciał przekupić go zwitkiem koron, które miał przy sobie, ale oficer odmówił. Szybko jednak dostrzegł złoty łańcuszek, który zerwał z szyi żony Reginy. Korony czeskie zarekwirował inny enkawudzista, który nieoczekiwanie zaoferował pomoc. Poinformował Dziakońskiego, że musi wyjechać przed północą, gdy nastąpi zmiana wartowników. Aby ten plan się powiódł, Dziakoński wręczył wartownikom dwie butelki wódki. Gdy nadjechał pociąg, wykorzystując zamieszanie na stacji, cała jego grupa schowała się w przedziałach na półkach przeznaczonych na bagaże. Mimo alarmu dowódcy stacji, który gorączkowo poszukiwał uciekinierów, udało im się dotrzeć do Rokician w amerykańskim sektorze. W tym miejscu doszło do rozdzielenia grupy i rodzina gen. Andersa pojechała dalej. Wydawało się, że misja zakończyła się pełnym sukcesem. Dziakoński nie podejrzewał, że nastąpią kolejne komplikacje. Otóż władze sowieckie wymieniły się z Amerykanami częścią sektorów. Szybko się okazało, że nadal znajdowali się w części rosyjskiej. Na szczęście zgodnie z planem po upływie tygodnia do Domažlic, gdzie przebywali w hotelu, przyjechał po jego grupę kolega oficer z Brygady Świętokrzyskiej, który zabrał wszystkie osoby wraz z bagażami rodziny gen. Andersa. W ten sposób Dziakoński i osoby przez niego eksfiltrowane z Polski i Czech trafiły do Ratyzbony. Była to jedyna misja Dziakońskiego, z którą wyruszył do Polski. Mimo kolejnych propozycji jego żona nie wyraziła zgody na zaangażowanie w kolejne wyprawy. Po wojnie wspominał: „Ludzie chodzili jeszcze do Polski z ważnymi zadaniami, ale właściwie to nikt już nie wrócił, wszystkich wyaresztowano. Jedynie grupie »Mazura« [Tadeusza Siemiątkowskiego] udało się zorientowawszy się w sytuacji, nie próbowali nawiązać z nikim kontaktu w Polsce i powrócili cało na Zachód”6.

W kompaniach wartowniczych

Ponieważ nie zdecydował się na działalność liniową, otrzymał przydział na stanowisko zastępcy dowódcy Kompanii Wartowniczej nr 4020 w Dachau. Z czasem został dowódcą plutonu Kompanii Wartowniczej nr 4101, następnie dowódcą plutonu Kompanii nr 4104 i 4028 oraz zastępcą dowódcy Kompanii Wartowniczej nr 4028. W tym samym czasie otrzymał skierowanie na szkolenie oficerskie w obozie szkoleniowym Kompanii Wartowniczych w Mannheim-Käfertal, a po 1947 r. został dowódcą Kompanii Wartowniczej nr 4084 w Dachau. W 1949 r. jako chorąży brał również udział w Olimpiadzie Dipisów, którą współorganizowało w Norymberdze Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”, reaktywowane po zakończeniu wojny na terytorium okupowanych Niemiec.

Już w Republice Federalnej Niemiec zdecydował się na podjęcie studiów inżynierskich, a od 1951 r. pracował w stopniu podporucznika w 7317 Labour Service Unit (Gd) w Landsbergu nad rzeką Lech. Z chwilą powstania Zjednoczenia Polskich Uchodźców jego kompania w Landsbergu przystąpiła do członkostwa tej organizacji. Mężem zaufania Zjednoczenia w jej szeregach był 1st. Lt. Jerzy Ostrzycki. Od 1951 r. Dziakoński był pełnoprawnym członkiem ZPU (nr leg. 20009). Po rozwiązaniu kompanii w 1954 r. zatrudnił się w niemieckim koncernie Linde AG w Bawarii, w którym przepracował ponad 20 lat. Po krótkiej przerwie w aktywności z końcem lat pięćdziesiątych ponownie zaangażował się w działalność ZPU. W latach 1959–1965 był przewodniczącym Komisji Rewizyjnej ZPU. W 1971 r. popadł w spór z Kazimierzem Odrobnym i ponownie wystąpił z organizacji. Dekadę później, w 1981 r. został członkiem-założycielem organizacji Solidarność Wolnych Polaków w Bawarii i przewodniczącym Zarządu. Organizacja i jej członkowie koncentrowali swoją uwagę na pomocy podziemiu solidarnościowemu w Polsce. Mógł tym samym po raz kolejny wspierać Polskę i Polaków.

Angażował się także w działalność Polskiej Misji Katolickiej w Monachium, gdzie był wiceprzewodniczącym Rady Parafialnej, a od 1992 r. członkiem Klubu Katolickiego w Monachium. W lutym 2004 r. otrzymał awans na stopień podpułkownika rezerwy Wojska Polskiego. Przez wiele lat aktywnie działał wśród Polaków w Monachium. Brał udział w wielu rocznicach upamiętniających zbrodnie na narodzie polskim, wyzwolenia obozów koncentracyjnych i angażował się w działalność polskich organizacji niepodległościowych. Zmarł 9 sierpnia 2006 r. w Monachium. Ceremonia pogrzebowa z honorami wojskowymi odbyła się 1 września 2006 r. na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie.

Łukasz Wolak doktor nauk humanistycznych, historyk i dokumentalista. Pracował w Oddziale Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu oraz Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy’ego Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego. W latach 2013–2018 był uczestnikiem Centralnego Projektu Badawczego IPN „Polska emigracja niepodległościowa 1945–1990”. Kontynuuje badania związane z polskimi uchodźcami w Niemczech po II wojnie światowej. Zainteresowania badawcze: Polacy w Niemczech, polskie organizacje emigracyjne oraz działacze emigracyjni w Niemczech po 1945 r., tajne służby PRL.

Przypisy:

1 Archiwum Ośrodka „Karta”, sygn. AW I/0148, Relacja Zbigniewa Dziakońskiego z XI 1989 r.; http://www.dlibra.karta.org.pl/dlibra/publication?id=76387&tab=3 [dostęp: 18.02.2017 r.].
2 Tamże.
3 Tamże.
4 Z. Dziakoński, Stracony czas?, w: Wygnańcze szlaki. Relacje uchodźców i emigrantów z Polski do Niemiec, oprac. A. Dyrko, Warszawa 2007, s. 9–19.
5 Tamże.
6 Z. Dziakoński, Stracony..., s. 9–19.

Bibliografia:

AOK sygn. AW I/0148, Relacja Zbigniewa Dziakońskiego z listopada 1989 r.;
http://www. dlibra.karta.org.pl/dlibra/publication?id=76387&tab=3 [dostęp: 10 lutego 2020 r.].
Pracownia Badań nad Polską Emigracją w Niemczech po 1945 r. w Instytucie Historycznym UWr. (APPEN),
Protokół z siódmego zebrania Rady ZPU, Mannheim 18–19.10.1969 r., k. 16-17; ACMJW WASt-St.344,l. 367PW,
Wyciąg z bazy archiwalnej dot. Zbigniewa Kowalczyka, Lamsdorf 19.10.1944 r., k. 1 [korespondencja Łukasza z Piotrem Stankiem]. Dziakoński Z., Stracony czas?, w: Wygnańcze szlaki. Relacje uchodźców i emigrantów z Polski do Niemiec, oprac. A. Dyrko, Warszawa 2007, s. 9-19.
Hładkiewicz W., Meandry polityki. Życie polityczne emigracji polskiej w zachodnich strefach okupacyjnych Niemiec 1945-1949: liderzy, organizacje, poglądy, Zielona Góra 2011, s. 194–197.
Krótki biogram Zbigniewa Dziakońskiego na stronie Fundacji Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego, https://www.sowiniec.com.pl/php/3_p_podziemna.php? ID3=358&s=3&li=1&sort=K_OPS [dostęp: 10 lutego 2020 r.].
Krótki biogram Zbigniewa Dziakońskiego na stronie Muzeum Powstania Warszawskiego, https://www.1944.pl/powstancze-biogramy/zbigniew-kowalczyk,23304.html [dostęp: 10 lutego 2020 r.].
Wolak Ł., Leksykon działaczy Zjednoczenia Polskich Uchodźców w Republice Federalnej Niemiec 1951-1993, Wrocław 2018, s.71-73, 311, 326, 367, 371, 389-398

Łukasz Wolak

autor zdjęć: Instytut Polski i Muzeum gen. Sikorskiego/ udostępniona Łukaszowi Wolakowi, NAC

dodaj komentarz

komentarze


Wiązką w przeciwnika
 
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Kadeci na medal
Podziękowania dla żołnierzy reprezentujących w sporcie lubuską dywizję
Trzecia umowa na ZSSW-30
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
21 grudnia upamiętniamy żołnierzy poległych na zagranicznych misjach
„Szczury Tobruku” atakują
W Toruniu szkolą na międzynarodowym poziomie
Srebro na krótkim torze reprezentanta braniewskiej brygady
Polskie Pioruny bronią Estonii
Jeniecka pamięć – zapomniany palimpsest wojny
Zmiana warty w PKW Liban
Czworonożny żandarm w Paryżu
Sukces za sukcesem sportowców CWZS-u
Świąteczne spotkanie na Podlasiu
Łączy nas miłość do Wojska Polskiego
Bohaterowie z Alzacji
Wstępna gotowość operacyjna elementów Wisły
Estonia: centrum innowacji podwójnego zastosowania
Nowa ustawa o obronie cywilnej już gotowa
Kluczowa rola Polaków
Ustawa o zwiększeniu produkcji amunicji przyjęta
Kluczowy partner
W drodze na szczyt
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Wszystkie oczy na Bałtyk
Opłatek z premierem i ministrem obrony narodowej
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
„Feniks” wciąż jest potrzebny
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Rosomaki i Piranie
Zimowe wyzwanie dla ratowników
Prawo do poprawki, rezerwiści odzyskają pieniądze
Medycyna „pancerna”
Czarna Dywizja z tytułem mistrzów
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
„Niedźwiadek” na czele AK
W obronie Tobruku, Grobowca Szejka i na pustynnych patrolach
Chirurg za konsolą
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Olympus in Paris
Szkoleniowa pomoc dla walczącej Ukrainy
Kosmiczny zakup Agencji Uzbrojenia
Olimp w Paryżu
Polskie Casy będą nowocześniejsze
W hołdzie pamięci dla poległych na misjach
Posłowie o modernizacji armii
Polska i Kanada wkrótce podpiszą umowę o współpracy na lata 2025–2026
Cele polskiej armii i wnioski z wojny na Ukrainie
Miliardowy kontrakt na broń strzelecką
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
Fundusze na obronność będą dalej rosły
Ryngrafy za „Feniksa”
Rekord w „Akcji Serce”
Wybiła godzina zemsty
Jak Polacy szkolą Ukraińców
„Czajka” na stępce
Determinacja i wola walki to podstawa
Świąteczne spotkanie pod znakiem „Feniksa”
Opłatek z żołnierzami PKW Rumunia
Poznaliśmy laureatów konkursu na najlepsze drony
Druga Gala Sportu Dowództwa Generalnego
Awanse dla medalistów
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO