Koniec operacji „Tarcza wiosny” i porozumienie rosyjsko-tureckie zbiegło się w czasie z rocznicą wybuchu syryjskiej wojny domowej. Dziewięć lat temu rozpoczęły się protesty przeciwko reżimowi, owocujące rebelią, która w ciągu dekady przemieniła się w brutalny konflikt z dziesiątkami wewnętrznych oraz zewnętrznych stronnictw. Na syryjskich polach bitew toczy się nie tylko walka o władzę w kraju, ale i ścierają się interesy światowych i regionalnych mocarstw.
Kiedy 15 marca 2011 roku niesieni entuzjazmem Arabskiej Wiosny Syryjczycy wyszli masowo na ulice Damaszku i Aleppo protestować przeciwko reżimowi Baszara al-Assada, nikt raczej nie domyślał się, że demonstracje te staną się katalizatorem długiej i krwawej wojny. Jednak protesty, które miały wymusić demokratyczne reformy i uwolnienie więźniów politycznych, szybko przekształciły się w walki między rebeliantami a rządem. Slogan Arabskiej Wiosny „Ludzie chcą upadku reżimu” został zawłaszczony przez islamistów i przerobiony na „Ludzie chcą deklaracji dżihadu”, a w końcu na „Umma (wspólnota muzułmańska) chce islamskiego kalifatu”. Demokratyczni rebelianci zradykalizowali się i przemienili w mudżahedinów.
W miarę upływu lat przybywało stron, zmieniały się sojusze, aż wojna przepoczwarzyła się w swą obecną formę – niekończący się, skomplikowany konflikt, w którym rządowe wojska, pod ochronnymi skrzydłami rosyjskiego lotnictwa, walczą ramię w ramię z libańskim Hezbollahem przeciwko wspieranym przez Turcję pogrobowcom Al-Kaidy i ujgurskim mudżahedinom z Chin.
Dotychczasowy bilans wojny jest tragiczny: niemal 400 tysięcy ofiar (w tym 100 tysięcy cywilów), połowa narodu – według różnych szacunków od 8 do 11 milionów osób – wygnana na wewnętrzne lub zewnętrzne uchodźstwo, straty materialne w wysokości 400 miliardów dolarów. Kryzys migracyjny, który zachwiał Unią Europejską, powstanie i upadek kalifatu tzw. Państwa Islamskiego, fala zamachów terrorystycznych na świecie, konflikt w łonie Paktu Północnoatlantyckiego na tle polityki tureckiej wobec Syrii i uchodźców, Rosja i Turcja na krawędzi otwartej wojny. To wszystko mniej lub bardziej bezpośrednie następstwa tej wojny. Zdecydowanie to jeden z najważniejszych i najbardziej brzemiennych w skutki konfliktów XXI wieku.
Muzułmańskie kobiety na jednej z głównych ulic Ar-Rakki. Historyczne miasto leżące w centralnej części Syrii przez blisko 4 lata było nieformalną stolicą tzw. Państwa Islamskiego / Ar-Rakka, Syria, czerwiec 2018. Fot. Michał Zieliński
Na ustalenie ostatecznego bilansu trzeba jednak jeszcze poczekać. Walki wciąż trwają, a konflikt daleki jest od zakończenia. Siły rządowe odzyskały wprawdzie kontrolę nad większością kraju i dzięki pomocy Rosji zadały wspieranym przez Turcję rebeliantom w pierwszych dniach marca bolesną klęskę w Idlibie, ale ci ostatni wciąż panują nad częścią prowincji Idlib i Aleppo. Prezydent Erdogan, mimo iż pokonany i upokorzony przez Rosję podczas „Tarczy wiosny”, nie ma zamiaru wycofywać się z Syrii. Syryjskie Siły Demokratyczne, złożone głównie z Kurdów, kontrolują region Rożawy. Póki co jednak, połączone wspólnym wrogiem najpierw w postaci ISIS, a teraz Turcji, tkwią w kruchym pakcie o nieagresji z rządem Baszara al-Assada, ale wcześniej czy później będzie musiało dojść albo do uznania przez prezydenta autonomii syryjskiego Kurdystanu, albo do konfrontacji. Na terenie kraju, mimo zapowiadanego wycofania, wciąż stacjonują Amerykanie, Iran wspiera reżim kontrolowanymi przez siebie szyickimi bojówkami, w tym siłami Hezbollahu, a z kolei Izrael zarówno reżim, jak i bojówki, stara się zwalczać. Państwo Islamskie, choć pokonane i pozbawione terytorium, wciąż istnieje jako organizacja terrorystyczna i aktywnie działa.
W Syrii krzyżują się interesy zarówno światowych, jak i regionalnych mocarstw. Dla Rosji ten kraj to wyjście na Morze Śródziemne przez port w Tartusie i przeciwwaga dla obecności amerykańskiej na Bliskim Wschodzie. Dla Iranu rządzona przez alawitów Syria to ważny sojusznik i element szerszego szyickiego bloku, jaki reżim ajatollahów buduje na Bliskim Wschodzie w kontrze do sojuszu izraelsko-amerykańskiego i Arabii Saudyjskiej. Stany Zjednoczone i Izrael próbują z kolei powstrzymać wpływy Iranu. Erdogan, dążący do odbudowy tureckich wpływów w regionie i osiągnięcia statusu regionalnego mocarstwa, syryjski reżim traktuje jako rywala, a tamtejszych Kurdów i ich półautonomiczną Rożawę jako niebezpieczny precedens wzmacniający kurdyjskie dążenia niepodległościowe również w Turcji. Te sprzeczne interesy gwarantują, że wojna będzie tlić się latami, o ile nie rozgorzeje znów wielkim płomieniem.
Krótki epizod Arabskiej Wiosny, pełnej entuzjazmu i nadziei, w większości krajów Bliskiego Wschodu przeszedł szybko w długotrwałą Arabską Zimę z odrodzeniem się autorytarnych reżimów, brutalnymi wojnami, rozkwitem radykalizmu, upadkiem ekonomicznym i społecznym. Dla Syrii ta zima jeszcze się nie skończyła. Pogrążona w chaosie, rozdarta między zewnętrzne siły i wewnętrzne konflikty, zrujnowana i zdziesiątkowana, zagrożona nadchodzącą pandemią i związanym z nią światowym kryzysem wkracza właśnie w dziesiąty rok wojny.
autor zdjęć: Michał Zieliński
komentarze