Pomagają tym, którzy są w potrzebie, pielęgnują pamięć o bohaterach polskiej historii, wykazują się hartem ducha i odwagą, a przede wszystkim promują pozytywny wizerunek Wojska Polskiego. Od dziś do 28 stycznia można głosować na kandydatów do prestiżowej nagrody Buzdygan Internautów. Tylko od Was zależy, kto w tym roku zostanie laureatem jednego z wojskowych Oskarów!
Redakcja „Polski Zbrojnej” już po raz 26. przyzna w tym roku swoje nagrody – Buzdygany. To wyróżnienia, którymi honorowane są wyjątkowe osoby, promujące śmiałe myślenie, odwagę w prezentowaniu poglądów i kształtujące nowoczesny wizerunek wojska. Wśród dotychczasowych laureatów są najwyżsi dowódcy Wojska Polskiego, zasłużeni żołnierze, znani politycy i osobistości życia publicznego.
Jednego Buzdygana przyznacie Wy – nasi czytelnicy. Przedstawiamy dzisiaj czterech nominowanych i od Waszej decyzji zależeć będzie, który z nich zostanie uhonorowany. Poniżej znajdziecie formularz, za pomocą którego możecie wskazać swojego faworyta, a tutaj możecie zapoznać się z regulaminem. Na Wasze głosy czekamy do 28 stycznia. Buzdygana Internautów otrzyma ta osoba, która zdobędzie najwięcej wskazań, nagrodę w postaci repliki szesnastowiecznej oznaki godności rotmistrzowskiej wręczymy na tradycyjnej Gali Buzdyganów.
Głosowanie zostało już zakończone.
Arkadiusz „Maya” Majewski, były żołnierz JW GROM i instruktor spadochronowy
Mistrz w przestworzach
Na jego koncie jest wiele sukcesów, ale do tych najważniejszych należą dwa rekordy Europy oraz rekord Guinessa w skoku tandemowym. W 2014 roku, w ramach projektu Polska Stratosfera, Arkadiusz „Maya” Majewski wykonał skok ze spadochronem z wysokości 10 735 m i pobił rekord Europy w wysokości opuszczenia statku powietrznego formacją trzyosobową oraz rekord w odległości swobodnego spadania. – Traktowałem to jako skok doświadczalny, bo chciałem przekazać w jednostce wiedzę na ten temat. Później wykonywaliśmy w GROM-ie dużo skoków z tlenem, dlatego ten wyczyn stał się przyczynkiem do zdobywania nowych zdolności operacyjnych – opisuje Arkadiusz „Maya” Majewski, były żołnierz JW GROM i instruktor spadochronowy. – Kilka lat później okazało się, że bardzo wysoko podnieśliśmy poprzeczkę. Kilkunastu operatorów zrobiło coś, czego dotąd nikt na świecie nie powtórzył: otworzyliśmy spadochrony na wysokości 9800 metrów! Zadziwiliśmy tym skokiem nawet Amerykanów – opowiada.
W 2019 roku pobił kolejny rekord. Chcąc zwrócić uwagę na problemy ludzi dotkniętych chorobami nowotworowymi, „Maya” oraz Jim Wigginton pobili rekord Guinessa w skoku tandemowym z wysokości ponad 11405 metrów. – Takich jak „Maya” jest naprawdę niewielu – zauważa płk rez. Piotr Gąstał, były dowódca JW GROM. – Uczył się za granicą od najlepszych, a potem przekazywał tę wiedzę w jednostce. Na pewno usprawnił szkolenie spadochronowe w GROM-ie – przyznaje. Pułkownik dodaje, że „Maya” zawsze miał głowę pełną pomysłów. – Dzięki niemu odbyły się pierwsze w Polsce skoki spadochronowe z C-17 – mówi były dowódca GROM. – Zawsze pracował ponad normę. Gdy odszedł z jednostki, jego zadania musieliśmy podzielić pomiędzy dwóch żołnierzy – dodaje operator GROM, instruktor spadochronowy.
Arek „Maya” Majewski w wojsku służył przez 24 lata, do 2018 roku. Wywodzi się z kawalerii powietrznej, ale ostatnich 12 lat spędził w GROM-ie. Jak wspomina służbę? – To był najlepszy czas w moim życiu. Wciąż mam w pamięci wiele operacji z Iraku i Afganistanu – mówi, ale zastrzega, że szczegółów nie może zdradzić. – Wystarczy, że powiem, że niekiedy sam nie mogłem uwierzyć w to co robiliśmy. To było jak mocne kino akcji! – zapewnia.
Po odejściu z wojska „Maya” zaczął prowadzić szkolenia. Uczy spadochroniarstwa podchorążych Wojskowej Akademii Technicznej, niedługo także Akademii Wojsk Lądowych. Jest pomysłodawcą i organizatorem Międzynarodowego Sympozjum Spadochronowego. W 2020 roku został kierownikiem ośrodka spadochronowego Aeroklubu Warszawskiego.
Magdalena Pawlak, prezes zarządu Fundacji „Dorastaj z Nami”
Ta praca to misja
– Jest pełna pomysłów, zaangażowana w to, co robi i optymistycznie nastawiona. Gdy ktoś potrzebuje pomocy, po prostu podaje mu rękę – tak o Magdalenie Pawlak, prezesie zarządu Fundacji „Dorastaj z Nami”, mówią jej współpracownicy i przyjaciele. Ona sama broni się przed pochwałami, niechętnie opowiada o sobie, woli rozmawiać o fundacji i jej podopiecznych. – Jesteśmy wyjątkową organizacją, bo pomocą obejmujemy dzieci żołnierzy i funkcjonariuszy służb mundurowych, którzy zginęli lub zostali ranni w czasie pełnienia służby – podkreśla. Wśród podopiecznych są m.in. dzieci strażaków, ratowników górskich, żołnierzy, policjantów. – Nie rozdajemy pieniędzy, pomagamy tym dzieciom dorosnąć, finansujemy ich edukację – dodaje Magdalena Pawlak.
Magdalena Pawlak jest psychologiem klinicznym, w zawodzie przepracowała kilkanaście lat, zanim pochłonęła ją działalność w organizacjach pozarządowych: szkoliła wolontariuszy pracujących w hospicjach, angażowała się w pomoc dla dzieci i osób starszych oraz bezdomnych. Wiele lat działała w projektach związanych z bohaterami i historią. Była m.in. kuratorem wystawy o Janie Karskim oraz zaangażowała się w budowę Centrum Informacyjnego na polskim cmentarzu Monte Cassino.
Od 2013 roku kieruje fundacją „Dorastaj z Nami”. – Ta praca to misja – podkreśla. Los dzieci, które straciły rodziców służących państwu, zawsze był dla niej ważny, podobnie jak wspieranie etosu służby publicznej. – Magda jest świetną organizatorką, potrafi nie tylko konsekwentnie dążyć do celu, ale także namówić ludzi, aby jej w tym towarzyszyli – ocenia Emilia Gromadowska, prezes Edukacyjnej Fundacji im. prof. Romana Czerneckiego, która przez kilka lat zasiadała w radzie Fundacji „Dorastaj z Nami”.
Stanisław Ekiert, który z Magdaleną Pawlak współpracuje od kilkunastu lat, podkreśla jej umiejętności kierowania zespołem. – W każdym pracowniku potrafi dostrzec jego najmocniejszą stronę i wykorzystać ją dla dobra fundacji. Jest też kreatywna oraz, co ważne, nie narzuca innym swoich pomysłów, ale włącza się w ich realizację – mówi Stanisław Ekiert, dyr. biura fundacji.
Sierż. Artur Pelo z 7 Brygady Obrony Wybrzeża
Żołnierz na medal
– Jak pani dzwoni w sprawie Buzdyganów, to już wiem, o kim będziemy rozmawiać. Nie ma drugiej osoby, która byłaby tak dobrym kandydatem do tej nagrody – mówi o swoim podwładnym mjr Artur Gawlik, zastępca dowódcy i szef sztabu dywizjonu przeciwlotniczego 7 Brygady Obrony Wybrzeża. To właśnie w tej jednostce służy sierż. Artur Pelo. Żołnierz słynie ze swojej pasji do biegania. W ciągu roku bierze udział w dziesiątkach zawodów, a większość z nich kończy na podium.
– To taki typ człowieka, któremu nie trzeba dwa razy powtarzać, że odbędą się zawody. Wystarczy mu informacja, gdzie i kiedy ma się stawić. Dystans czy nagrody to sprawa drugorzędna – mówi Zbigniew Rosiński z Wojskowego Klubu Biegacza META, organizatora cyklu tzw. „biegów komandoskich”. Większość z nich – Ćwierćmaraton Komandosa, Półmaraton Komandosa, Maraton Komandosa, a także Setkę Komandosa w 2019 roku wygrał właśnie sierż. Pelo, na dwóch z nich ustanowił rekord trasy. We wszystkich wystartował w mundurze i z 10 kilogramowym plecakiem.
Rosiński podkreśla, że zawodnik słynie nie tylko ze świetnej kondycji, ale także z uporu i szacunku do rywali. – Gdy podczas jednych z zawodów uszkodził sobie buty, nie zrezygnował, do mety dotarł w samych skarpetkach. Pamiętam też, że kiedyś zatrzymał się na półmetku biegu i poczekał na swojego rywala – dodaje. Skąd w żołnierzu tyle samozaparcia? – Biegam, bo lubię tę adrenalinę, która pojawia się podczas biegu – mówi Artur Pelo. – Regularnie trenuję, a przed zawodami robię nawet po dwa treningi dziennie, podczas których pokonuję od 30 do 50 kilometrów – dodaje.
Sierżant Pelo zapewnia, że jego pasja nie koliduje ze służbą. Potwierdza to jego dowódca. – Nie znam drugiej tak dobrze zorganizowanej osoby. Nie mam mu nic do zarzucenia, świetnie wywiązuje się ze swoich obowiązków – mówi mjr Gawlik. – Widać, że to żołnierz z krwi i kości. Zawsze przed przekroczeniem mety poprawia mundur i zakłada wyciągnięty z kieszeni beret. Dba o to, aby godnie reprezentować jednostkę, w której służy – dodaje Rosiński.
Znakomita kondycja przydaje się nie tylko podczas zawodów czy służby. Artur Pelo już kilka razy pomagał złapać złodzieja. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w zeszłym roku. – Kiedy jechałem na zawody, zobaczyłem, że ulicą biegnie mężczyzna, a za nim, wymachując rękoma, usiłuje nadążyć starsza pani. Od razu przyszło mi do głowy, że coś jest nie tak, więc zatrzymałem się i ruszyłem za uciekinierem – relacjonuje. – Całe szczęście wszystko się dobrze skończyło. Udało mi się uciekiniera złapać i przekazać w ręce policji. Kobieta odzyskała swoją własność, a ja zdążyłem na zawody – dodaje.
Żołnierz przyznaje także, że nominacja do nagrody „Polski Zbrojnej” bardzo go ucieszyła. – Jeśli zdobędę Buzdygana to będzie mi bardzo miło, ale nic na siłę, nie będę głosował sam na siebie, bo to byłoby nieuczciwe. Niech wygra lepszy. Ja skoncentruję się na przygotowaniach do kolejnego sezonu, w końcu rekordy same się nie pobiją – zaznacza.
Mariusz Wójtowicz-Podhorski, kierownik Muzeum Westerplatte i Wojny 1939
Strażnik Westerplatte
– Wypełniam niejako testament ostatnich obrońców Westerplatte z 1939 roku. Przed śmiercią prosili o stworzenie muzeum, miejsca godnego pamięci. Zostałem przez nich zobowiązany i będę stać na straży wyznawanych przez nich wartości. To moja misja – mówi Mariusz Wójtowicz-Podhorski, kierownik Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 (oddziału Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku). Dzięki jego determinacji, 80 lat po bohaterskiej obronie Westerplatte, zostały odkryte m.in. szczątki dziewięciu żołnierzy walczących na terenie Wojskowej Składnicy Tranzytowej.
Wójtowicz-Podhorski od wielu lat dążył do przeprowadzenia prac archeologicznych na terenie półwyspu. – Musieliśmy mierzyć się z różnymi przeciwnościami, zarzucano nam bezcelowość takich poszukiwań. A ja czułem, że ktoś nas jeszcze woła... Miałem przeczucie, że prędzej czy później trafimy na szczątki obrońców Westerplatte. Ale to co znaleźliśmy w ziemi wszystkich zaskoczyło – opowiada kierownik muzeum.
Badania archeologiczne ruszyły w 2016 roku. Z ziemi wydobyto kilka tysięcy cennych przedmiotów, m.in. guziki, fragmenty umundurowania czy amunicję. Jednak przełomowego odkrycia dokonano w 2019 roku. W ciągu zaledwie kilku tygodni badacze odnaleźli dziewięć szkieletów ludzkich zachowanych w całości bądź fragmentarycznie. Wszystko wskazuje na to, że są to szczątki obrońców Wojskowej Składnicy Tranzytowej, którzy walczyli we wrześniu 1939 roku na półwyspie. – Znaleźliśmy także ponad 350 ludzkich kości, które dopiero zostaną poddane identyfikacji poprzez badania DNA. Pracom towarzyszyły ogromne emocje. Z wielkim szacunkiem podchodziliśmy do znalezisk. Ale na tym nie poprzestaniemy. Sprawdzimy każdy metr ziemi, by mieć pewność, że nikogo nie skazaliśmy na zapomnienie – zapewnia kierownik muzeum.
Współpracownicy Wójtowicza podkreślają jego silny charakter i upór w dążeniu do celu. – Zajmuje się tematyką Westerplatte od wielu lat. Stało się to nie tylko jego zawodem, ale i życiową pasją. Od początku był niezwykle zdeterminowany, by przeprowadzić badania archeologiczne. Konsekwentnie dąży też do godnego upamiętnienia tego miejsca. Odkrycie szczątków polskich żołnierzy jest bez wątpienia jego zasługą – mówi dr hab. Wojciech Turek, pracownik Muzeum Westerplatte.
Wójtowicz-Podhorski jest także pomysłodawcą i współautorem paradokumentalnych komiksów wojennych, artykułów i książek poświęconych Westerplatte.
autor zdjęć: Polska Stratosfera, Fundacja Dorastaj z Nami, ZmierzymyCzas.pl, Anna Dąbrowska
komentarze