Podejmując się oceny najważniejszych dowódców Wojska Polskiego w kampanii 1939 r., przyjęliśmy założenie, że skupimy się wyłącznie na dowódcach szczebla operacyjnego – dowódcach związków operacyjnych w ówczesnym rozumieniu tego pojęcia. Takimi związkami były wówczas armie i za takie mogły uchodzić samodzielne grupy operacyjne, tym bardziej że zasadniczy potencjał bojowy Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Narew” był taki sam jak Armii „Modlin”, a w marcu 1939 r. zakładano, że związek będzie Armią „Białystok”.
Gen. Kazimierz Sosnkowski podczas przeglądu „swojego” 7 Pułku Ułanów Lubelskich im. gen. Kazimierza Sosnkowskiego, Mińsk Mazowiecki, 23 marca 1938 r.
Wobec tego ranking obejmuje dowódców siedmiu armii i SGO „Narew” istniejących 1 września 1939 r., a także dowódców związków operacyjnych powołanych później – Armii „Lublin” i Frontu Południowego, który został ograniczony do dowodzenia Armią „Małopolska” oraz Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie”, której obszar działań i ich wymiar stawiał ją wśród związków operacyjnych. Ogółem jest to jedenastu generałów.
W 1939 r. najmłodszy spośród nich – gen. bryg. Czesław Młot-Fijałkowski – miał 47 lat, a najstarszy – gen. dyw. Juliusz Rómmel – 58. Większość wywodziła się z Legionów Polskich, trzech – z byłej armii austriackiej i dwóch z byłej armii rosyjskiej. Przeważnie byli to oficerowie piechoty, trzech było artylerzystami, a jedynie gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba wywodził się z wojsk saperskich. Większość wymienionych generałów ukończyła kursy w Centrum Wyższych Studiów Wojskowych w Warszawie przygotowujące do dowodzenia wielkimi jednostkami, czyli dywizjami piechoty oraz dywizjami i brygadami kawalerii. Dwaj, gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba i gen. bryg. Franciszek Kleeberg – ukończyli austriacką Wojskową Akademię Techniczną w Wiedniu; jeden, gen. dyw. Tadeusz Piskor, wojenny kurs Sztabu Generalnego w ramach Polskiej Siły Zbrojnej, a jeden, gen. dyw. Władysław Bortnowski, kurs Wojennej Szkoły Sztabu Generalnego oraz francuską Écolé Supérieure de Guerre, także jeden, gen. bryg. Emil Przedrzymirski, polską Wyższą Szkołę Wojenną.
Generalskie doświadczenie
Generałowie ci mieli zróżnicowane doświadczenie wojskowe. Inspektor armii gen. broni Kazimierz Sosnkowski dowodził w 1914 r. I Brygadą Legionów w bitwie pod Łowczówkiem oraz Armią Rezerwową w maju i czerwcu 1920 r. Od 1927 r. był inspektorem armii. Z kolei gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba nigdy niczym nie dowodził poza plutonem saperów w armii austriackiej, natomiast w latach 1919–1920 dał się poznać jako wybitny szef sztabu związków taktycznych i operacyjnych dowodzonych przez gen. Edwarda Śmigłego-Rydza. Później zajmował również stanowiska sztabowe. W latach 1928–1939 był komendantem Wyższej Szkoły Wojennej, a od 1935 r. równocześnie generałem do prac Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych odpowiedzialnym za kierunek poznański. W 1939 r. wraz z awansem został inspektorem armii. Wszyscy – oprócz Kutrzeby – mieli doświadczenie w dowodzeniu wielką jednostką: dywizją piechoty bądź dywizją kawalerii; kilku wieloletnie, jak gen. dyw. Stefan Dąb-Biernacki, gen. bryg. Emil Przedrzymirski-Krukowicz, gen. bryg. Czesław Młot-Fijałkowski, niektórzy dowodzili dwoma wielkimi jednostkami. Tylko część miała doświadczenie sztabowe na szczeblu związku operacyjnego – armii, część jeszcze z okresu wojen o niepodległość w latach 1918–1920, a część ze służby w inspektoratach armii w latach dwudziestych. Niektórzy pełnili służbę w kręgu najwyższych władz wojskowych na stanowiskach ministra lub wiceministra spraw wojskowych (jak gen. broni Kazimierz Sosnkowski, gen. dyw. Kazimierz Fabrycy), szefa Sztabu Generalnego/Głównego lub jego zastępcy (jak gen. dyw. Tadeusz Piskor, gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba).
Siedmiu generałów było inspektorami armii, najdłuższy staż na tym stanowisku mieli gen. broni Kazimierz Sosnkowski (od 1927 r.), gen. dyw. Juliusz Rómmel (od 1929 r.) oraz gen. dyw. Tadeusz Piskor i gen. dyw. Stefan Dąb-Biernacki (od 1931 r.). Tylko pięcioletni staż na tym stanowisku miał gen. dyw. Kazimierz Fabrycy (od 1934 r.), a dwaj najmłodsi – gen. dyw. Władysław Bortnowski i gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba – byli inspektorami armii od marca 1939 r. Pięciu spośród nich wcześniej pełniło służbę na stanowiskach generała do prac Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych. W 1937 r. na to stanowisko został wyznaczony gen. bryg. Antoni Szylling, a w marcu 1939 r. gen. bryg. Emil Przedrzymirski-Krukowicz. Oznacza to, że od maja 1935 r., czyli od momentu objęcia stanowiska Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych, odpowiedzialnego za tor przygotowań wojennych, przez gen. dyw. Edwarda Śmigłego-Rydza, siedmiu spośród ocenianych generałów przygotowywało się do dowodzenia związkiem operacyjnym od co najmniej kilku lat, a miało na to 2 lata, a jeden z nich zaś – Przedrzymirski – przed 1939 r., w ogóle nie był przewidywany na dowódcę operacyjnego.
Kryteria oceny
Dokonując oceny dowodzenia związkami operacyjnymi przez wskazanych generałów w kampanii 1939 r., wzięto pod uwagę przede wszystkim wypracowane przez nich koncepcje prowadzenia działań, celowość i realność tych koncepcji, postępowanie dowódcy w czasie planowania, organizowania i prowadzenia działań, jego rolę w procesie dowodzenia, reakcje na zmiany położenia w dynamice działań, a także styl dowodzenia, w tym sposób realizacji misji przywództwa wojskowego.
Mówiąc o ówczesnym procesie dowodzenia, należy umiejscowić go w szerszym pojęciowo systemie dowodzenia, zawierającym organizację dowodzenia, środki dowodzenia i proces dowodzenia. Organizacja dowodzenia obejmuje ogólne zasady działania poszczególnych elementów systemu dowodzenia, rozmieszczenie i przemieszczenie stanowisk dowodzenia, strukturę organizacyjno-funkcjonalną oraz wzajemne relacje wewnętrzne i zewnętrzne. Środki dowodzenia to zasoby techniczne i materiałowe wydzielone do wykorzystania w systemie dowodzenia, obejmujące zarówno środki łączności przewodowej, radiowej i pocztowej, jak i sprzęt oraz materiały biurowe, środki przewozowe i inne środki techniczne i materiałowe. Proces dowodzenia to proces informacyjno-decyzyjny odbywający się w cyklach decyzyjnych regulowanych przez procedury i techniki działania, polegający na cyklicznym zbieraniu i opracowywaniu informacji, a następnie ich przetwarzaniu w informacje decyzyjne, które w formie zadania doprowadza się do wykonawców.
Jeden z najwybitniejszych inspektorów armii gen. Gustaw Orlicz-Dreszer, który zginął w katastrofie lotniczej w 1936 r., wskazywał, że wobec przewagi technicznej po stronie przeciwników Polski jedynym atutem, który będzie można przeciwstawić, powinna być „umiejętność dobrego dowodzenia”, a w zasadzie ponadprzeciętne dowodzenie, tymczasem w 1934 r. stwierdził on: „nie mogę powiedzieć, byśmy ten atut mieli w tej chwili w ręku. Przeciwnie, im więcej oddalamy się od wojny, tym zatracamy poczucie rzeczywistości wojennej [...] i zamiast coraz lepiej, jesteśmy coraz gorzej przygotowani do wojny”.
Niestety, poziom dowodzenia polskimi związkami operacyjnymi w kampanii 1939 r. był niski. Dowodzenie utrudniał bardzo zły stan środków dowodzenia, w tym katastrofalny stan łączności. W tej sytuacji i wobec miażdżącej przewagi przeciwnika – w tym technicznej, również w zakresie łączności, a więc szybkości przekazywania informacji – żadnego błędu w sztuce dowodzenia, żadnej błędnej decyzji nie dawało się już później naprawić, a ich skutki miały charakter kaskadowy, tak w czasie, jak i w przestrzeni. Niestety, do dziś bez odpowiedzi pozostaje pytanie o to, czy ówcześni dowódcy polskich związków operacyjnych mieli świadomość tych ograniczeń.
OCENA DOWÓDCÓW
Ocena poszczególnych dowódców polskich związków operacyjnych w kampanii 1939 r. przedstawiona jest zgodnie z ówczesną wojskową zasadą prezentacji ugrupowania bojowego od prawego do lewego skrzydła.
Dowódca SGO „Narew” gen. bryg. Czesław Młot-Fijałkowski
Wieloletni dowódca 18 Dywizji Piechoty okazał się generałem nieprzygotowanym do dowodzenia związkiem operacyjnym. Tylko dzięki umiejętnościom dowódczym dowódców części wielkich jednostek wchodzących w skład tego związku nie zostały one całkowicie rozbite pomiędzy Narwią a Bugiem. Generał Młot-Fijałkowski 12 września 1939 r. rozwiązał dowództwo SGO „Narew”, ponieważ jego wojska zostały przekazane w podporządkowanie innym dowódcom, a on sam stał się biernym obserwatorem przebiegu działań wojennych, nie wykazując najmniejszej inicjatywy. Obie brygady kawalerii SGO „Narew” – Podlaska i Suwalska – znalazły się ostatecznie w składzie SGO „Polesie”.
Dowódca Armii „Modlin” gen. bryg. Emil Przedrzymirski-Krukowicz
Nie miał zbyt wiele czasu na przygotowanie się do roli dowódcy związku operacyjnego, ponieważ został wyznaczony na stanowisko generała do prac Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych przewidzianego na dowódcę tej armii dopiero w marcu 1939 r., a wcześniej kierował Departamentem Artylerii Ministerstwa Spraw Wojskowych. Odnosi się wrażenie, że generał ten zbyt zaufał swemu szefowi sztabu, płk dypl. Stanisławowi Grodzkiemu, w pewien sposób dając się ubezwłasnowolnić. Uwidoczniła się tu negatywna cecha swoistego wygodnictwa generała. Również sztywna organizacja dowodzenia i przywiązanie do stanowiska dowodzenia twierdzy Modlin spowodowały, że w sytuacji pojawienia się pierwszego kryzysu w ugrupowaniu bojowym Armii „Modlin” w nocy z 3 na 4 września 1939 r. jej dowództwo nie było w stanie elastycznie reagować na zmiany położenia i wydawało rozkazy wykluczające się nawzajem. Gdy wojska Armii „Modlin” przeszły na lewy brzeg Bugu, gen. Przedrzymirski wszedł w podporządkowanie innych dowódców operacyjnych i z samodzielnego dowódcy związku operacyjnego zamienił się w dość biernego wykonawcę rozkazów przełożonych. Dlatego – mimo że jego organ dowodzenia sprawował funkcje dowódcze do 26 września 1939 r. – trudno mówić o ponadprzeciętnym dowodzeniu, a co najwyżej o dostatecznej ocenie, którą można wystawić temu dowódcy.
Dowódca Armii „Pomorze” gen. dyw. Władysław Bortnowski
Otrzymał zadanie, które było bardzo trudne do wykonania. Planowane użycie Korpusu Interwencyjnego w Wolnym Mieście Gdańsku zmusiło tego zdolnego dowódcę do przyjęcia niekorzystnego ugrupowania wstępnego, które miało stanowić silną podstawę wyjściową do działań Korpusu Interwencyjnego i jednocześnie ubezpieczać jego działania. Z tego powodu nastąpiło tak niekorzystne nagromadzenie wojsk Armii „Pomorze” w Borach Tucholskich, czyli na terenie określanym przez Niemców mianem korytarza pomorskiego. Rezultatem tak przyjętego ugrupowania bojowego była klęska wojsk polskich w Borach Tucholskich i rozbicie części wielkich jednostek Armii „Pomorze” w pierwszych pięciu dniach wojny. Stanowiło to niewątpliwie wstrząs psychiczny dla gen. Bortnowskiego, z którego nie zdołał się już otrząsnąć do końca kampanii. Dlatego jego dowodzenie w późniejszym okresie kampanii pozostawiało wiele do życzenia. Gdy 12 września 1939 r. gen. Kutrzeba, co należy kłaść na karb błędów Bortnowskiego w dowodzeniu w czasie bitwy nad Bzurą, powierzył mu misję zdynamizowania natarcia polskiego na Głowno, generał ten był cieniem dawnego Bortnowskiego, a jego apatia, upadek ducha i niewiara w szanse tego natarcia destrukcyjnie wpłynęły na podwładnych.
Dowódca Armii „Poznań” gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba
Okazał się z kolei bardzo zdolnym dowódcą armii, umiejętnie kierującym jej działaniami w początkowym okresie kampanii, usiłującym utrzymać współdziałanie z sąsiadami, a zwłaszcza przygotowanym na wsparcie działań lewoskrzydłowej Armii „Łódź”. Na bieżąco analizując zmiany położenia, dostrzegł szansę wykonania zwrotu zaczepnego na skrzydło niemieckiej 8 Armii prowadzącej pościg za wycofującymi się jednostkami Armii „Łódź”. Błędy popełnione w czasie planowania, organizowania i prowadzenia działań na szczeblu armii, gdzie nie stworzono odpowiednich mechanizmów kontroli, stały się przyczyną niepowodzenia pierwszej fazy bitwy nad Bzurą. Kontrola właściwej realizacji zamiaru i wykonania zadania jako jedna z faz procesu dowodzenia była i jest ważną funkcją dowodzenia, umożliwiającą reakcje dowódcy na nieprawidłowości w realizacji zadań w stosunku do przyjętego planu walki. Dzięki niej dowódca wie, czy jego podwładni działają tak, jak tego chce. W dużej mierze wynikało to z braku – przy wszystkich zaletach intelektu gen. Kutrzeby – niezbędnej twardości charakteru, konsekwencji i uporu w dążeniu do osiągnięcia celu postawionego podkomendnym. Jeden z nich, dowódca Wielkopolskiej Brygady Kawalerii gen. bryg. dr Roman Abraham, napisał, że „jego wartości dowódcze umniejszała wysoka kultura osobista i zbyt daleko posunięte poczucie koleżeństwa, co powodowało brak żołnierskiej bezwzględności w zdecydowanym wymuszaniu powziętych decyzji. Raczej dyskutował i uzgadniał działania niż rozkazywał”. Według prof. Pawła Wieczorkiewicza, musiał o tym wiedzieć Naczelny Wódz Edward Śmigły-Rydz, który prawdopodobnie zakładał, że w warunkach współdziałania między Bortnowskim a Kutrzebą górę weźmie ten pierwszy, kreowany przez część środowiska wojskowego na następcę Śmigłego. Poza tym wynikało to ze starszeństwa w stopniu. Ostatecznie jednak to gen. Kutrzeba zdołał doprowadzić resztki Armii „Poznań” i Armii „Pomorze” do Warszawy.
Dowódca Armii „Łódź” gen. dyw. Juliusz Rómmel
Bardzo dobrze zaplanował ugrupowanie bojowe swego związku operacyjnego. W czasie bitwy granicznej wykazał się niezbędną inicjatywą, dzięki czemu część wielkich jednostek Armii „Łódź” narzuciła przeciwnikowi rejon stoczenia zasadniczych walk opóźniających, a ponadto skutecznie ubezpieczył swe lewe skrzydło, przesuwając Wołyńską Brygadę Kawalerii w pas działania Armii „Kraków”, która w rejonie Mokrej i Ostrowy przez dwa dni skutecznie opóźniała niemiecką 4 Dywizję Pancerną, aczkolwiek część tych inicjatyw należy jednak zapisać na konto jego szefa sztabu płk. dypl. Aleksandra Pragłowskiego. Niekorzystna zmiana położenia oraz atak powietrzny przeprowadzony przez niemieckie bombowce na stanowisko dowodzenia armii w Julianowie 6 września 1939 r. spowodowały, że gen. Rómmel odjechał w stronę Warszawy, porzucając swe wojska. Wówczas w rolę dowódcy armii wcielił się dowódca lewoskrzydłowej Grupy Operacyjnej „Piotrków” gen. bryg. Wiktor Thommée, który zdołał skoordynować odwrót większości Armii „Łódź” i doprowadzić jej jednostki do Modlina. Z kolei gen. Rómmla w Warszawie wyznaczono na stanowisko dowódcy Armii „Warszawa”, wtedy – nie rozumiejąc ogólnego położenia na teatrze działań wojennych oraz zamiarów Naczelnego Wodza – Rómmel nie udzielił pomocy zarówno wojskom gen. Thommée, jak i Armii „Poznań” i „Pomorze” przebijającym się do stolicy. Zamiast tego próbował zorganizować, z opłakanym skutkiem, bitwę na prawym brzegu Wisły.
Generał Wiktor Thommée po wyjeździe Rómmla do Warszawy objął dowodzenie nad Armią „Łódź” i przebijał się w stronę Warszawy, jak Armie „Poznań” i „Pomorze” po zmianie kierunku działania w czasie bitwy nad Bzurą.
Dowódca Armii „Karpaty”, od 6 września Armii „Małopolska” gen. dyw. Kazimierz Fabrycy
Otrzymał zadanie stosunkowo późno, ponieważ dopiero w drugiej połowie czerwca 1939 r. niezbędna okazała się korekta wstępnego ugrupowania do operacji obronnej poprzez utworzenie nowego związku operacyjnego – Armii „Karpaty” – z zadaniem ubezpieczenia lewego skrzydła ugrupowania. Sztab Główny 11 lipca 1939 r. wydał instrukcję dla dowódcy armii, gen. Fabrycy 25 lipca wydał rozkaz operacyjny dla podporządkowanych mu słabych wojsk – zaledwie dwóch improwizowanych brygad górskich, a dwa tygodnie później przedstawił plan działania armii. We wrześniu 1939 r. popełnił jako dowódca armii wiele błędów. Między innymi podjął fatalną decyzję o odwrocie 24 Dywizji Piechoty z linii Dunajca. Podobnie jak o nieangażowaniu w walki 11 Dywizji Piechoty, zanim nie osiągnie linii Sanu, gdy wymagało tego położenie armii. Zmarnowane więc zostały wysiłki obu brygad górskich, które otrzymały niewykonalne zadania, nastąpiło rozproszenie tych jednostek, a przeciwnik osiągnął znaczące sukcesy relatywnie niewielkimi siłami. Ponadto Fabrycego obciąża ciągłe przesuwanie stanowiska dowodzenia w tył, z dala od pierwszej linii frontu, ostatecznie do Lwowa, następnie odmowa opuszczenia Lwowa, by objąć bezpośrednie dowództwo Armii „Małopolska”, i wreszcie fałszywe meldunki wysyłane do Naczelnego Wodza, w których bezpodstawnie oskarżał podległe mu oddziały o demoralizację i brak chęci walki.
Dowódca Armii „Kraków” gen. bryg. Antoni Szylling
W opinii prof. Wieczorkiewicza dowodził powierzonym mu związkiem operacyjnym z wielką rozwagą i zimną krwią, unikając rozwiązań ryzykanckich, a wybierając optymalne. Był dowódcą najsilniejszej armii, która otrzymała trudne zadanie trwania od pierwszych godzin walki w obronie stałej, ponieważ w myśl planu Naczelnego Wodza Edwarda Śmigłego-Rydza miała stanowić zawias całego manewru odwrotowego pozostałych związków operacyjnych z pasa przesłaniania na główną pozycję obrony. W pasie działania Armii „Kraków” główna pozycja obrony na niektórych odcinkach przebiegała wzdłuż granicy z Niemcami, co wynikało ze strategicznych założeń dotyczących konieczności utrzymania tzw. tułowia strategicznego państwa. Niekorzystny rozwój położenia w pasie Armii „Kraków”, wynikający z przełamania obrony 6 Dywizji Piechoty w centrum ugrupowania i oskrzydlenia armii, zmusił gen. Szyllinga do wystąpienia już 2 września 1939 r. do Naczelnego Wodza o zgodę na rozpoczęcie odwrotu, co w zasadzie przekreślało całą koncepcję operacyjną marsz. Śmigłego. Po otrzymaniu tej zgody przeprowadził w dobrym stylu niezwykle trudny odwrót armii, pomimo nieustannych niemieckich prób oskrzydlenia bądź obejścia Armii „Kraków”. Ten w miarę uporządkowany odwrót umożliwił podjęcie walk na linii Wisły i Sanu, a później na Lubelszczyźnie w składzie wojsk gen. Piskora.
Dowódca FRONTU POŁUDNIOWEGO gen. broni Kazimierz Sosnkowski
Podjął decyzję (wobec wyczerpania gen. Fabrycego) o osobistym objęciu dowodzenia trzema wielkimi jednostkami: 11 Karpacką Dywizją Piechoty i 24 Dywizją Piechoty oraz 38 Rezerwową Dywizją Piechoty, stanowiącymi trzon Armii „Karpaty”, a następnie Armii „Małopolska”. Generał wyznaczony został na stanowisko dowódcy Frontu Południowego. Brak środków dowodzenia spowodował, że trudno było koordynować działania trzech dywizji Armii „Małopolska”. Mając ograniczoną swobodę działania, gen. Sosnkowski podjął decyzję o wywalczeniu jej i przebijaniu się do Lwowa. Ten zamiar konsekwentnie realizował. Przyjęty wówczas sposób dowodzenia cechowała prostota i elastyczność. Generał nieustannie poszukiwał optymalnego położenia wojsk własnych w stosunku do przeciwnika. Zarazem starał się racjonalnie dysponować siłami i środkami, odpowiednio do przyjętego planu walki, w tym koncepcji manewru. Wyczucie położenia, przyjęty kierunek działań, sposób ich realizacji, utrzymanie ciągłości dowodzenia, a zarazem realizacja zasad celowości, aktywności, manewrowości, a także najtrudniejszej wśród nich – zasady ekonomii sił – świadczą o kunszcie dowódczym gen. Sosnkowskiego.
Dowódca Armii Odwodowej „Prusy” gen. dyw. Stefan Dąb-Biernacki
Od pierwszych godzin wojny znajdował się w dość trudnym położeniu. W czasie planowania działań nastąpiła zmiana dotycząca rejonu koncentracji armii odwodowej, który został przesunięty bardziej na południe, bliżej styku Armii „Łódź” i Armii „Kraków”. Część wielkich jednostek jego armii mobilizowana była w ostatniej fazie mobilizacji alarmowej na terenie Okręgu Korpusu VI, a część w ramach mobilizacji powszechnej, ponadto 13 Dywizja Piechoty przekazana z Korpusu Interwencyjnego była w transportach kolejowych z Pomorza. W dniu wybuchu wojny żadna wielka jednostka tej armii nie znajdowała się w zaplanowanym rejonie koncentracji. Nie została w pełni zmobilizowana 44 Dywizja Piechoty rezerwowa, jedynie jej 146 Pułk Piechoty walczył na przedpolach Piotrkowa, natomiast 39 Dywizja Piechoty rezerwowa zakończyła mobilizację po 6 września 1939 r. i wzięła udział w walkach w ramach improwizowanej Armii „Lublin” na Lubelszczyźnie. W tej sytuacji Armia „Prusy” przystąpiła do działań w dwóch zgrupowaniach taktycznych. Zgrupowanie północne w dniach 4–6 września pobiły niemieckie jednostki pancerne w rejonie Piotrkowa Trybunalskiego i Tomaszowa Mazowieckiego, a rozmiary klęski w znacznej mierze były skutkiem błędnych decyzji i chaotycznego stylu dowodzenia gen. Dęba-Biernackiego, między innymi w wyniku wydawania sprzecznych rozkazów, często bezpośrednio dowódcom oddziałów. Zgrupowanie południowe, którego działania nie były w żaden sposób koordynowane przez dowódcę armii, w toku walk odwrotowych stoczyło w dniach 8–9 września bój pod Iłżą. Resztki zgrupowania północnego 9 września przedostały się na prawy brzeg Wisły. Następnie gen. Dąb-Biernacki objął dowództwo wojsk Frontu Północnego działającego na Lubelszczyźnie. Niestety, również tu popełnił wiele błędów, których skutkiem było okrążenie i rozbicie tych wojsk w drugiej bitwie pod Tomaszowem Lubelskim w dniach 21–26 września. Brak środków łączności spowodował, że gen. Dąb-Biernacki nie wiedział, iż 19 września w rejonie tym walczyły wojska gen. Piskora. Dąb-Biernacki, podobnie jak Fabrycy, posunął się do usprawiedliwiania swoich porażek krzywdzącymi i nieuzasadnionymi oskarżeniami wobec podległych sobie oddziałów.
Dowódca Armii „Lublin” gen. dyw. Tadeusz Piskor
Naczelny Wódz 4 września 1939 r. zarządził powstanie nowego związku operacyjnego – Armii „Lublin” którego zadaniem było utrzymanie linii Wisły od Góry Kalwarii do Sandomierza. Dowódcą tej improwizowanej armii został gen. dyw. Tadeusz Piskor, któremu podporządkowano Warszawską Brygadę Pancerno-Motorową oraz Grupę Mostową Naczelnego Dowództwa Saperów, a później również 39 Rezerwowa Dywizje Piechoty oraz improwizowaną Grupę „Sandomierz” i zgrupowanie kawalerii płk. Tadeusza Komorowskiego. System dowodzenia nowego związku operacyjnego budowano z sił i środków dowództwa Okręgu Korpusu II, które były niewystarczające. Pomimo to gen. Piskor zdołał zorganizować obronę na linii Wisły, skutecznie powstrzymując w dniach 9–12 września wszystkie niemieckie próby sforsowania rzeki. Po objęciu dowództwa nad połączonymi wojskami Armii „Kraków” i części Armii „Lublin” gen. Piskor w toku walk odwrotowych na Lubelszczyźnie konsekwentnie dążył do przełamania obrony niemieckiej w rejonie Tomaszowa Lubelskiego, co związane było z dobrym stanem dróg w tym rejonie i umożliwiało wykorzystanie potencjału Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej. Nazbyt optymistyczna ocena jej możliwości spowodowała, że gen. Piskor zdecydował się na uderzenie w miejscu, gdzie przeciwnik był najsilniejszy. Kolejnymi błędami były: brak rozpoznania kierunku natarcia, przedwczesne natarcie na Tomaszów, nieprzestrzeganie zasady zachowania zdolności bojowej wojsk, niewykorzystanie czynnika zaskoczenia, a przede wszystkim zła organizacja systemu dowodzenia. Z powodu nieuzasadnionego pośpiechu gen. bryg. Mieczysława Boruty-Spiechowicza Grupa Operacyjna „Boruta” zamiast ubezpieczyć działania sił głównych armii gen. Piskora, odłączyła się od nich i samodzielnie przemieściła w kierunku Bełżca i Narola. Z powodu braku odpowiednich środków łączności, a w związku z tym nieznajomości położenia ogólnego, nie doszło do współdziałania armii gen. Piskora z wojskami Frontu Północnego, których czołowe elementy znajdowały się w odległości 35 km od Tomaszowa Lubelskiego.
Dowódca SAMODZIELNEJ GRUPY OPERACYJNEJ „POLESIE” gen. bryg. FRANCISZEK KLEEBERG
Na tle przedstawionych już generałów jawi się jako niezwykle sprawny, pełen inicjatywy organizator i dowódca improwizowanego zgrupowania wojsk, których rozmach działań i ich wymiar nakazuje traktować to zgrupowanie w kategoriach ówczesnego związku operacyjnego. Generał Kleeberg wykorzystał ośrodki zapasowe wielkich jednostek na terenie Okręgu Korpusu IX oraz potencjał Flotylli Pińskiej, a także przyłączył do swoich wojsk wycofujące się inne wielkie jednostki. Zdołał w ten sposób utworzyć zgrupowanie wojsk składające się z dwóch dywizji piechoty – (50 i 60 DP) oraz dwóch wielkich jednostek kawalerii – Podlaskiej Brygady Kawalerii i zgrupowania kawalerii „Zaza” nazywanego niekiedy na wyrost dywizją, składającego się z dwóch improwizowanych brygad, a powstałego w oparciu o Suwalską Brygadę Kawalerii. Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie” skutecznie zablokowała w rejonie Brześcia nad Bugiem i Kobrynia działania niemieckiego XIX Korpusu Armijnego, następnie skutecznie opóźniała działania wojsk sowieckich, a później przeszła na lewy brzeg Bugu i na Lubelszczyźnie w dniach 2–5 października stoczyła ostatnią bitwę w kampanii 1939 r. Bitwę według napoleońskiego systemu, w której zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki, jednak brak amunicji spowodował, że gen. Kleeberg zmuszony był podjąć decyzję o kapitulacji. W ostatniej bitwie kampanii 1939 r.
gen. Kleeberg wykazał się wysokim kunsztem dowodzenia, konsekwentnie dążąc do osiągnięcia celu, którym było rozbicie niemieckiej dywizji zmotoryzowanej. Nieustannie dążył do zapewnienia swoim wojskom swobody działania, umiejętnie zmieniając punkty ciężkości, manewrem doprowadził do tego, że przeciwnik znalazł się w niekorzystnym położeniu. Wojska SGO „Polesie”, choć w znacznym stopniu improwizowane, do końca działań zachowały wysokie morale. Przykład gen. Kleeberga i SGO „Polesie” oraz Armii „Łódź” po przejęciu dowodzenia przez gen. Thommée potwierdza tezę, że jakość dowodzenia miała znaczne przełożenie na postawę moralną podległych wojsk.
KRYTERIA OCENY
Przystępując do oceny dowodzenia związkami operacyjnymi przez wskazanych generałów w kampanii 1939 r., braliśmy pod uwagę przede wszystkim:
1. wypracowane przez nich koncepcje prowadzenia działań,
2. celowość i realność tych koncepcji,
3. postępowanie dowódcy w czasie planowania, organizowania i prowadzenia działań,
4. jego rolę w procesie dowodzenia,
5. reakcje na zmiany położenia w dynamice działań,|
6. styl dowodzenia, w tym sposób realizacji misji przywództwa wojskowego.
Skala ocen 1–10, czyli najwyższa ocena to 60, a średnia oznaczająca ocenę dostateczną to 31.
Przedstawione oceny wskazują, że najlepszymi dowódcami polskich związków operacyjnych okazali się gen. bryg. Antoni Szylling, gen. bryg. Franciszek Kleeberg oraz gen. broni Kazimierz Sosnkowski.
Na tle tej trójki pozostali wypadli dość słabo, a w niektórych okolicznościach znacznie poniżej oczekiwań, jak gen. dyw. Juliusz Rómmel, gen. dyw. Kazimierz Fabrycy i gen. dyw. Władysław Bortnowski. Najgorszymi okazali się gen. dyw. Stefan Dąb-Biernacki oraz gen. bryg. Czesław Młot-Fijałkowski.
Daniel Koreś doktor nauk humanistycznych w zakresie historii XX w., adiunkt w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Wrocławskiego oraz pracownik Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu. Autor monografii Generał brygady Aleksander Radwan-Pragłowski (1895–1974). oraz artykułów naukowych z zakresu biografistyki wojskowej, wojny polsko-sowieckiej 1918–1920, armii II Rzeczypospolitej, a także II wojny światowej i okresu powojennego.
Juliusz S. Tym pułkownik, doktor habilitowany, profesor nadzwyczajny Akademii Sztuki Wojennej, historyk wojskowy. Autor kilku monografii oraz kilkudziesięciu artykułów naukowych na temat Wojska Polskiego w latach 1918–1947, w tym monografii Kawaleria w operacji i w walce. Koncepcje użycia i wyszkolenie kawalerii samodzielnej Wojska Polskiego w latach 1921–1939.
autor zdjęć: Wojskowe Biuro Historyczne, NAC, wikipedia
komentarze