Lotnictwo Marynarki Wojennej ma zostać wyposażone w 4-8 śmigłowców pokładowych – to cel programu „Kondor”, który kilka dni temu uruchomił Inspektorat Uzbrojenia MON. Maszyny powinny mieć zdolność śledzenia i zwalczania okrętów podwodnych, a także radiolokacyjnego wskazywania celów. Firmy zainteresowane dostarczeniem wojsku śmigłowców mogą zgłaszać się do MON do 21 stycznia.
W tej chwili Brygada Lotnictwa Marynarki Wojennej korzysta z czterech śmigłowców pokładowych. To amerykańskie SH-2G, które na co dzień współdziałają z fregatami rakietowymi typu Oliver Hazard Perry. – Pozyskaliśmy je w latach 2002-2003. Zgodnie z założeniem powinny pozostać w służbie do 2026 roku – wyjaśnia kmdr ppor. Marcin Braszak, rzecznik gdyńskiej brygady. W praktyce, jak przyznają sami piloci, może być z tym problem. Amerykanie wycofali się z produkcji SH-2G, więc nie zapewniają użytkownikom wsparcia technicznego. I właśnie dlatego – choć to maszyny, jeśli chodzi o polską marynarkę wojenną stosunkowo nowe – w najbliższym czasie mają zostać wymienione.
Kilka dni temu, 31 grudnia 2019 roku, Inspektorat Uzbrojenia MON poinformował o uruchomieniu programu „Kondor”. Cel: pozyskanie od czterech do ośmiu wielozadaniowych śmigłowców pokładowych o masie startowej nieprzekraczającej 6,5 tony. Oferowane maszyny muszą mieć zdolność poszukiwania, zwalczania i śledzenia okrętów podwodnych, a także radiolokacyjnego wskazywania celów. Najpewniej zostaną one przypisane do fregat OHP i okrętu patrolowego ORP „Ślązak”. Mają też pomagać w naprowadzaniu pocisków, które są w wyposażeniu Morskiej Jednostki Rakietowej i okrętów rakietowych typu Orkan. W przyszłości powinny współdziałać z jednostkami kupionymi w ramach programu „Miecznik”.
Pierwszą fazą programu „Kondor” będą rozmowy o technicznych warunkach z potencjalnymi kontrahentami. Firmy mogą się zgłaszać do MON do 21 stycznia. Sam dialog techniczny będzie trwał od maja do lipca. Wojskowi eksperci przyjrzą się poszczególnym ofertom, ocenią śmigłowce pod kątem technicznym, wstępnie przeanalizują też ceny. Potem zostanie ogłoszony przetarg.
– Skoro mamy okręty wyposażone w lądowiska, posiadanie śmigłowców pokładowych jest dla nas sprawą kluczową – ocenia kmdr ppor. Sebastian Bąbel, pilot SH-2G. – Oczywiście fregata może funkcjonować bez nich, ale to trochę tak, jakby dużego tira wysłać w trasę wyładowanego po brzegi wyłącznie lekkimi kartonowymi pudłami. Obecność śmigłowca znacząco wzmacnia jej możliwości. Razem tworzą spójny system – dodaje. I podkreśla, że śmigłowce pokładowe zwykle realizują całą gamę zadań – od transportu aż po walkę z okrętami podwodnymi. – Dla ich załóg stanowią bodaj najgroźniejszego przeciwnika. Okrętowi podwodnemu trudno się bowiem bronić przed atakiem z powietrza – podkreśla oficer.
SH-2G przez lata były wykorzystywane podczas krajowych i zagranicznych ćwiczeń, a także sojuszniczych misji. Wystarczy wspomnieć antyterrorystyczną operację „Active Endeavour” na Morzu Śródziemnym, czy działalność w ramach stałego natowskiego zespołu SNMG1 w północnej Europie. Polski śmigłowiec operował wówczas z pokładu fregaty ORP „Gen. K. Pułaski”. – Chcąc funkcjonować w NATO, musimy posiadać nowoczesny sprzęt. Nie wystarczą nam same umiejętności lotników i techników. A możliwość dysponowania śmigłowcami pokładowymi plasuje nas w elicie – podsumowuje kmdr ppor. Bąbel.
autor zdjęć: chor. mar. Piotr Leoniak
komentarze