Pacjent, Ryszard Król lat 80, na sali operacyjnej znalazł się 30 października. Jego życiu zagrażał duży tętniak tętnicy podobojczykowej. Ponieważ cierpi na inne schorzenia, a w 2015 roku przeszedł rozległą operację kardiochirurgiczną, w grę nie wchodziło otwarcie klatki piersiowej. Jedyną szansą był nowatorski zabieg.
Przeprowadzenia pionierskiej operacji podjął się zespół chirurgów naczyniowych z 4 Wojskowego Szpitala Klinicznego z Polikliniką we Wrocławiu kierowany przez dr. n. med. Artura Milnerowicza. Polegała ona na wszczepieniu choremu, wykonanego na zamówienie stentgraftu – to rodzaj specjalnego rusztowania, które rozszerza naczynia krwionośne. Wykonany z nikinolu – metalu medycznego – stentgraf zastępujący chory odcinek naczynia krwionośnego wprowadzono do śródpiersia pacjenta, do łuku aorty i trzech bardzo ważnych gałęzi krwionośnych, m.in. tętnicy szyjnej. Wykonano niewielkie nacięcia w tętnicy wykonane w pachwinach oraz na szyi.
Trwająca kilka godzin operacja wymagała od chirurga-operatora niebywałej precyzji oraz współpracy z dużym zespołem ludzi. Proteza wstawiona w tętnicę wrocławskiego pacjenta ma bowiem aż 38 mm średnicy. W zabiegu uczestniczyło czterech anestezjologów, dwóch chirurgów, kardiolog, instrumentariuszki i technicy medyczni. Jeszcze więcej osób było zaangażowanych w jego przygotowanie.
Zanim chirurdzy przystąpili do operacji trzeba było przygotować projekt i model stentgrafta. Jak wyjaśnił dr Milnerowicz, taka proteza wykonywana jest za każdym razem indywidualnie dla konkretnego pacjenta. Oczekiwanie na nią trwa około 6 tygodni, ponieważ zajmują się tym tylko dwie firmy na świecie – obie ze Stanów Zjednoczonych, m.in. dlatego koszt takiego zabiegu wyniósł kilkaset tysięcy złotych.
O efektach nowatorskiej operacji dziennikarze mogli przekonać się już pięć dni po jej przeprowadzeniu podczas specjalnej konferencji prasowej. Oprócz lekarzy wziął w niej udział także pacjent, któremu zabieg uratował życie. Chory nie ukrywał, że przed zabiegiem miał spore obawy, ponieważ zdawał sobie sprawę z ryzyka. – Powiedziałem sobie: „raz kozie śmierć” – opowiadał z uśmiechem. Zapewnił, że po operacji czuje się bardzo dobrze i czuje przypływ sił.
Już 7 listopada, a więc nieco tydzień po zabiegu, lekarze planują wypisać pacjenta do domu.
Chirurdzy naczyniowi z 4 Wojskowego Szpitala Klinicznego z Polikliniką we Wrocławiu są pierwszymi w wojsku i drugimi w kraju, którzy przeprowadzili zabieg taką metodą. Niewiele takich operacji przeprowadzono także w innych krajach. – Na świecie żyje zaledwie około 80 osób, którym uratowano zdrowie i życie tą metodą. W Polsce jest ich zaledwie kilku – wyjaśnił dr Milnerowicz.
Płk dr n. med. Sławomir Powierża, zastępca komendanta do spraw lecznictwa szpitalnego wojskowego szpitala we Wrocławiu wyjaśnia, że rozwój w wojskowych placówkach medycznych nowoczesnej małoinwazyjnej chirurgii ma duży wpływ na medycynę katastrof czy ratowanie pacjentów w mundurach. – Potwierdzeniem tego może być uznanie, jakie słyszeliśmy kilkakrotnie z ust przedstawicieli armii amerykańskiej, których zapoznawaliśmy z naszymi rozwiązaniami i metodami leczenia – mówi pułkownik. Dodał, że zagraniczni przedstawiciele byli pod wrażeniem wyposażenia wojskowego szpitala we Wrocławiu, a szczególnie nowoczesnego zintegrowanego bloku operacyjnego.
O najwyższym poziomie świadczonych usług medycznych w szpitalu wojskowym we Wrocławiu zapewnia także dr n. med. Kornel Pormańczuk, ordynator klinicznego oddziału chirurgii naczyniowej. – Jesteśmy jedynym szpitalem wojskowym w kraju, w którym wykonuje się tak dużo skomplikowanych zabiegów z zakresu chirurgii naczyniowej – wymieniał doktor. Dodał, że wrocławska placówka jest szpitalem, w którym pracują najwyższej klasy specjaliści podejmujący się najbardziej skomplikowanych zabiegów. – Ze wszystkich placówek wojskowej służby zdrowia, jako chirurdzy naczyniowi, jesteśmy najbardziej zaangażowani w przeprowadzanie zabiegów transplantacyjnych, czyli przeszczepiania narządów: wątroby i nerek – poinformował ordynator.
Chirurdzy naczyniowi z wojskowego szpitala we Wrocławiu nie mają zamiaru poprzestać na jednym nowatorskim zabiegu. Do kolejnej takiej operacji przygotowywany jest kolejny chory. Tym razem będzie to 63-letnia pacjentka. Kobieta na salę operacyjną trafi za kilka tygodni. Podobnie jak pierwszy zabieg, koszt ratowania jej życia wyniesie kilkaset tysięcy złotych i zostanie objęty refundacją z Narodowego Funduszu Zdrowia.
autor zdjęć: Bogusław Politowski
komentarze