Był już Gepard, Anders, a nawet Goryl… I choć na planach się skończyło, jestem przekonany, że program pancerny, którego efektem byłaby produkcja nowego polskiego czołgu, to nie mrzonka. Przykłady Turcji i Korei, które po latach starań dorobiły się własnych czołgów – Altaya oraz K2 – pokazują dobitnie, że jest to możliwe. Można kupić brakujące technologie, wykrzesać z zaplecza naukowego rozwiązania z najwyższej półki i wreszcie – można sprawić, że przemysł przekłuje pomysły w gotowy bojowy produkt. Fakt, trzeba w tym wszystkim sporych inwestycji, konsekwencji i morza cierpliwości. Ale warto. Zarówno Altay, jak i K2, stały się kołami zamachowymi dla tamtejszych zbrojeniówek. I jestem głęboko przekonany, że z Wilkiem byłoby tak samo.
Gdy kilka tygodni temu prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej Witold Słowik zapowiedział, iż narodowy holding rozpoczyna prace badawczo-rozwojowe nad Wilkiem, czyli polskim ciężkim czołgiem podstawowym, przez branżowe fora przetoczyła się dyskusja nad realnością tych planów. Dyskusja, której – co chcę mocno podkreślić – wcale się nie dziwię. Mamy bowiem prawo, patrząc na historię polskich pancernych projektów po 1989 roku, być mocno sceptyczni wobec zapowiedzi „zaprojektujemy, wyprodukujemy i wdrożymy do służby”.
Nie trzeba wiele wysiłku, aby przywołać całkiem niedawne, zakończone fiaskiem plany budowy lekkiego czołgu Gepard (nazywanego również wozem wsparcia ogniowego) i nieco cięższego – Andersa. A gdy sięgnie się głębiej do pamięci można sobie przypomnieć program z 1991 roku dotyczący następcy T-72 o intrygującej nazwie Goryl. Udanym projektem pancernym ostatnich lat był tylko PT-91 Twardy z 1994 roku. Kupiło go nie tylko Wojsko Polskie, ale także Malezja i to jest chyba jedyny znaczący sukces eksportowy państwowej zbrojeniówki w ciągu ostatnich dwóch dekad.
Mając to wszystko na uwadze, nadal uważam, że nowy program pancerny, którego efektem byłaby produkcja polskiego ciężkiego czołgu podstawowego, nie jest mrzonką. Co więcej, jestem przekonany, że powinniśmy myśleć kompleksowo i równolegle z tankiem produkować również nowy bojowy wóz piechoty. Przykłady Turcji i Korei, które po latach starań dorobiły się własnych maszyn podstawowych – Altaya i K2 – pokazuje dobitnie, że jest to możliwe. Można kupić za granicą brakujące technologie, wykrzesać z zaplecza naukowego rozwiązania z najwyższej półki i wreszcie – można sprawić, iż przemysł przekłuje pomysły w gotowy do użycia bojowy produkt.
Fakt, trzeba do tego wszystkiego sporych inwestycji, konsekwencji i morza cierpliwości. Ale warto. Zarówno Altay, jak i K2, stały się bowiem dla tamtejszych zbrojeniówek kołami zamachowymi. I jestem głęboko przekonany, że z Wilkiem i Borsukiem (czyli nowym bojowym wozem piechoty) w Polsce byłoby tak samo.
Warto podjąć się tego wysiłku, ponieważ wbrew pozorom mamy w rękach sporo atutów. Przede wszystkim – licencję na dobre gąsienicowe podwozie. Myślę tutaj o tym od Kraba, kupionym notabene od Koreańczyków. Oczywiście wymagałoby ono zmian technicznych, ale myślę, że mamy zdolnych inżynierów, którzy podołaliby temu. Tym bardziej, że możemy korzystać z wniosków i doświadczeń zebranych przez Hutę Stalowa Wola podczas prac badawczych nad podwoziem nowego BWP-a. Co do wieży i systemu ogniowego, to jestem przekonany, że za odpowiednią cenę bylibyśmy w stanie kupić dobre rozwiązanie za granicą (w końcu wieżę do Kraba także produkujemy na licencji BAE System). Czy byłaby to konstrukcja niemiecka? Być może. W końcu obecnie używamy niemieckich Leopardów z niemieckimi armatami. Ale podczas prac nad Gepardem polscy projektanci rozglądali się za konstrukcjami z krajów Beneluksu, Wysp Brytyjskich czy Afryki. I trzeba sobie powiedzieć wprost, że przedstawiane nam oferty współpracy były bardzo obiecujące.
Ktoś w tym miejscu słusznie zapyta o power packa nowego czołgu, czyli zespół napędowy składający się z silnika i skrzyni biegów. Myślę, że nowy program pancerny byłby dobrym powodem do tego, aby wreszcie stworzyć w Polsce fabrykę wojskowych silników. Skoro potrzebujemy około tysiąca BWP-ów i 200 – 300 nowych czołgów, które będą nam służyć jakieś 30 lat, to czy nie opłacałoby się kupić licencji do produkcji układów napędowych? Może nawet z opcją ich modyfikacji na potrzeby różnego typów ciężarówek. Myślę, że odpowiedź wydaje się oczywista.
Reasumując. Program budowy Wilka, owszem nie jest łatwy, ale bardzo ciekawy i perspektywiczny. To dobrze, że nie chcemy opracowywać nowego czołgu od podstaw, wydając na prace badawcze miliardy i czekając lata na ich wyniki. Zdecydowanie lepiej jest kupić niezbędne licencje za granicą i dodać własne, gotowe już rozwiązania – np. z zakresu optoelektroniki, systemów wsparcia dowodzenia, łączności. Jedyną alternatywą dla pomysłu PGZ jest dołączenie do programu budowy wspólnego czołgu europejskiego, francusko-niemieckiego. Mam jednak nieodparte wrażenie, że na razie żadne z uczestniczących w nim państw jakoś specjalnie nas do współpracy nie zaprasza.
autor zdjęć: Hyundai Rotem
komentarze