70. rocznica utworzenia NATO i jednocześnie koniec drugiej dekady naszej obecności w Sojuszu to dobra okazja, by spojrzeć na tę organizację trochę szerzej. Od kilku tygodni w mediach można przeczytać przeróżne analizy, których autorzy prześcigają się w rysowaniu scenariuszy wydarzeń. W jakim kierunku zmierza Sojusz Północnoatlantycki? Jak powinien być zorganizowany? Jakie zadania przed nim stoją? Bardzo to wszystko ciekawe, ale oparte jest na przekonaniu, że wiemy, jak będzie wyglądała przyszłość. Przyznam szczerze, ja nie wiem, jakie będzie NATO za lat dziesięć czy dwadzieścia. Mam oczywiście nadzieję, że będzie silne i aktywne, gotowe wziąć sprawy w swoje ręce. Jestem jednak przekonany, że powinno unikać dwóch rzeczy – rozdrabniania się na problemy, których nie może rozwiązać oraz uwikłania się w bratobójczą rywalizację z konkurencyjnymi tworami polityczno-wojskowymi. I tego mu życzę z okazji 70. urodzin.
Jeszcze kilka lat temu dość poważnie dyskutowano o tym, czym powinno zająć się NATO w wydawałoby się stabilnej sytuacji międzynarodowej. Wprawdzie walczyliśmy z talibami w Afganistanie, a układanie na nowo Iraku przeciągało się, jednak globalne zagrożenia zdawały się być opanowane. Wtedy to zaczęły padać propozycje nowych frontów, na których Sojusz powinien być aktywny. Na jednym wdechu wymieniano problemy demograficzne, rosnące dysproporcje ekonomiczne, międzynarodowy terroryzm, dostęp autorytarnych reżimów do technologii militarnych, kryzysy ekologiczne czy niekontrolowane migracje ludności. Teraz pojawił się rzeczywisty wróg i te głosy ucichły, ale nie ma żadnej gwarancji, że po uspokojeniu sytuacji w Europie Wschodniej nie powrócą. Uważam, że byłoby to zagrożeniem dla skuteczności NATO, bo są to obszary, na których absolutnie nie powinno się ono koncentrować.
Sojusz Północnoatlantycki, a tak naprawdę siły zbrojne, które się na niego składają, to pięść Wolnego Świata. I choć wymienione wyżej problemy są rzeczywiste i bardzo poważne, to żadnego z nich nie uda się rozwiązać pięścią. Do tego musi być użyta głowa – parlamenty, rządy, organizacje międzynarodowe czy trzeci sektor. Zdaję sobie jednak sprawę, że „wojskiem robi się tanio” i zawsze znajdzie się wielu chętnych, by zrzucić problem na armię. To gwarantuje szybkie i efektowne rezultaty. Ale jest wyłącznie leczeniem objawowym.
Druga moja przestroga dla NATO jest tak naprawdę skierowana do ludzi spoza Sojuszu. Jestem przekonany, że jedno NATO nam wystarczy. Nie ma żadnego powodu, by tworzyć inne tego typu twory. Od lat zmagamy się z sytuacją niedostatecznego finansowania wydatków na obronę. Nadal zbyt wielu polityków i obywateli państw Sojuszu uważa, że to nie oni, a ktoś inny powinien ponosić koszty zapewnienia bezpieczeństwa. Niby każdy pożąda spokoju, co do tego nie ma żadnych wątpliwości, jest on przecież podstawą dobrobytu naszej części świata, ale jakoś brak chętnych do wzięcia faktury. Dublowanie struktur, nawet tych tworzonych w dobrej wierze, będzie jedynie mnożeniem rachunków, bez widocznego wzrostu efektywności działań. O chaosie decyzyjnym, przerzucaniu się odpowiedzialnością i walce o spijanie śmietanki po sukcesach nawet nie warto się rozpisywać.
Poza tym, nie wierzę, że możliwe jest utworzenie militarnego sojuszu, który będzie bardziej skuteczny niż NATO AD 2019, przy wszystkich jego wadach. Jeżeli ten hipotetyczny twór byłby luźniejszy, nie gwarantowałby skuteczności w momencie kryzysu. Na utworzenie ściślejszej struktury i oddanie większej części narodowych uprawnień na rzecz sojuszniczego dowództwa nie ma społecznego przyzwolenia. Musimy zdać sobie sprawę, że dzisiejsze NATO jest złotym środkiem. Jest na tyle sprawne, na ile to możliwe i na tyle luźne, na ile potrzeba. Doceńmy zatem to, co mamy i pracujmy nad tym, by istniejące mechanizmy działały bez zarzutu.
komentarze