moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Podpułkownik „Sokole Oko”

To najlepsza komedia wojenna wszech czasów – mówi o serialu „M.A.S.H” ppłk w st. spocz. Włodzimierz Łuczyński, były wojskowy lekarz z Łodzi. W gabinecie ma kolekcję militariów związanych z filmem, który w humorystyczny sposób pokazuje służbę medyków na wojnie. Po pracy oficer wkłada strój godny Johna Wayne’a i startuje w zawodach strzelectwa westernowego.

Przed wejściem do gabinetu stoi armata przeciwlotnicza 37 mm, amerykańska skrzynka na listy i napis „Ortopedyczne Centrum Leczenia Fizykalnego M.A.S.H”. Za drzwiami skrzynki na amunicję, repliki broni. Wchodzących wita „Radar”, czyli siedzący przy radiostacji manekin wzorowany na postaci kaprala Waltera „Radara” O’Reilly, łącznościowca z popularnego amerykańskiego serialu komediowego „M.A.S.H” (Mobile Army Surgical Hospital). – To nasz oficer dyżurny. Odruchowo wita się z nim dziewięciu na dziesięciu pacjentów – śmieje się ppłk Włodzimierz Łuczyński, były lekarz wojskowy, miłośnik militariów i właściciel Centrum.

W 1969 roku, gdy Łuczyński decydował o swojej przyszłości, wybrał armię i studia na Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Było to trochę wbrew rodzicom, którzy chcieli, żeby został – jak oni – nauczycielem. – Ja jednak wolałem zawód wojskowego lekarza, który był dla mnie synonimem największego stopnia profesjonalizmu – wspomina. Dodaje, że częściowo udało mu się spełnić marzenia rodziców, ponieważ po studiach związał się z WAM jako nauczyciel akademicki.

Na Akademii pracował niemal 30 lat, później otworzył prywatny gabinet, w którym chciał zachować wojskową atmosferę. Głównym motywem wystroju są przedmioty nawiązujące do serialu „M.A.S.H”. Dlaczego? Zdaniem Włodzimierza Łuczyńskiego to najlepsza komedia wojenna wszech czasów. – Uwielbiam ten film. M.A.S.H w sposób zabawny, ciekawy i wbrew pozorom dość realistyczny opowiada o pracy wojskowych lekarzy w wojskowym szpitalu polowym podczas wojny w Korei w latach 50-tych – ocenia lekarz. Pokazany w serialu specyficzny czarny humor i dystans bohaterów do siebie i innych to – jak przekonuje podpułkownik – dobry sposób, aby poradzić sobie psychicznie podczas tak ciężkiej służby. – Bez tego trudno byłoby im wytrzymać – dodaje.

Z okresu wojny koreańskiej ppłk Łuczyński ma w zbiorach m.in. wojskową radiostację, plakaty rekrutacyjne amerykańskiej armii, szafkę medyczną ściągniętą z bazy USA w Niemczech, amerykański zestaw pierwszej pomocy oraz pełny strój „Radara” – od czapki po skarpetki. Do tego w gabinecie znajdziemy kolekcję związaną z pracą lekarza wojskowego: naftowe lampy z polowego punku sanitarnego, sterylizatory, piłkę do cięcia kości, urządzenie do amputacji, szklane strzykawki. – Prawie wszystkie przedmioty uratowałem przed zniszczeniem – mówi oficer.

Ale w zbiorach lekarza są także pamiątki z polskiej armii. Pierwszy do kolekcji trafił wojskowy szpadel saperski. – Na poligonie dla podchorążych I roku w Drawsku Pomorskim podczas kąpieli w jeziorze zraniłem się w stopę. Pogrzebałem w piasku i wyciągnąłem właśnie ten szpadel – opowiada. Z innego poligonu przywiózł topór kwatermistrzowski. Błękitny hełm uczestnika misji ONZ dostał od lekarza, który służył w Wietnamie. Zastawę i sztućce wypełniające jedną z gablot, ocalił przed zniszczeniem podczas likwidacji WAM. – Część z tych rzeczy zebrałem sam, inne przynieśli znajomi i pacjenci, którzy wiedzieli, że interesuję się militariami – wspomina podpułkownik.

Wystrój gabinetu uzupełnia specjalnie dobrane wyposażenie: leżanka, lampa, waga, telefon, szafki, wszystko jak z lat 60-tych. To tworzy zupełnie inną atmosferę, mniej w niej zimnej bieli, a więcej zieleni i ciekawych przedmiotów, o które pytają pacjenci. – Szczególnie zainteresowani są panowie. Zwykle jeszcze dobrze nie usiądą na krześle, a już zaczynają snuć wspomnienia o swojej służbie wojskowej. Od razu wizyta przebiega w milszej atmosferze – przyznaje ppłk Łuczyński.

Być jak John Wayne

W poczekalni jest jeszcze jedna szafa pełna pamiątek, które lekarz darzy ogromnym sentymentem – to jego trofea strzeleckie. Pasję do strzelania odkrył w liceum dzięki nauczycielowi przysposobienia wojskowego, który prowadził sekcję strzelecką. Łuczyński najpierw trafił do klubu sportowego, potem jako podchorąży był w Wojskowym Klubie Sportowym „Orzeł”. Jego osiągnięcia to m.in. zdobycie tytułów mistrza Wojska Polskiego, trzykrotnie mistrza Spartakiady Wyższych Szkół i Uczelni Wojskowych oraz wicemistrza Polski.

Jednak prawdziwą miłością oficera okazało się strzelectwo westernowe. W 2005 roku pojechał do Rembertowa na piknik kowbojski. Spotkał tam kilku Czechów ubranych w stroje z Dzikiego Zachodu. Opowiedzieli mu o nowym sporcie i zaprosili na zawody do Czech. – Kiedy zobaczyłem, jak można strzelać w sposób dynamiczny, zakochałem się i zwykłe sportowe „dziurkowanie tarczy” straciło dla mnie na atrakcyjności – opowiada ppłk Łuczyński.

Sportowe strzelectwo westernowe (Cowboy Action Shooting – CAS) polega na dynamicznym strzelaniu z replik broni z okresu Dzikiego Zachodu, czyli z lat 1860-1899. Strzelający celują do metalowych tarcz ustawionych w różnych konfiguracjach na tzw. torach. Odtwarzają one scenki z filmów westernowych: pojedynki, walki w saloonie czy na ulicach miasteczek. Strzela się zza sterty siana, z ruchomego sztucznego konia, zza rogu czy stojąc w oknie. Liczy się sumaryczny czas ze wszystkich torów, potrzebny do oddania strzałów powiększony o liczbę niecelnych strzałów i ewentualne kary. – To niezwykle widowiskowe konkurencje. Zawodnicy rywalizują w wielu kategoriach w zależności np. od tego, czy strzelają z jednej ręki, z dwóch czy na zmianę. Pod uwagę bierze się też wiek, a nawet styl ubrania – wyjaśnia oficer.

Po powrocie z Czech kupił broń i zaczął przygodę z nowym sportem. Rok później założył z kolegami Polskie Stowarzyszenie Strzelectwa Westernowego, które dziś liczy ponad 60 członków, a ppłk Łuczyński jest jego prezesem. W tym roku stowarzyszenie będzie organizować 13. mistrzostwa Polski. Oficer brał udział, wraz z koleżanką ze stowarzyszenia, w Mistrzostwach Świata w CAS w USA (w 2011 roku). Ma tytuły wicemistrza Słowacji, Czech, Europy i dwanaście tytułów mistrzowskich w różnych kategoriach zawodów Polski w CAS.

Jest też instruktorem strzelectwa westernowego. W ubiegłym roku znalazł się w elitarnym gronie 12 osób w Europie (jako jedyny Polak) uhonorowanych gwiazdą Regulatora. To wyróżnienia nadawane przez Single Action Shooting Society za wkład włożony w rozwój i popularyzację strzelectwa westernowego w swoim kraju.

Duch Dzikiego Zachodu

Lekarz przyznaje, że nie jest to tani sport. Aby wystartować w zawodach w podstawowej konkurencji trzeba mieć minimum cztery sztuki broni: dwa rewolwery, karabin i strzelbę. Komplet nowej broni to koszt nawet 10 tys. zł, choć można kupić taniej używaną na giełdach. – Dlatego początkującym użyczamy naszą broń, aby mieli szansę przekonać się, czy strzelectwo westernowe stanie się także ich pasją – mówi prezes PSSW. Zachęca do odwiedzenia ich strony, przyjazdu na zawody lub na otwartą na jesieni 2018 roku odkrytą strzelnicę w Starym Chrząstowie pod Łodzią.

Ale CAS – jak przekonuje ppłk Łuczyński – to nie tylko samo strzelanie. Odtwarzając westernową atmosferę, zawodnicy choć na chwilę przenoszą się w barwne czasy kowbojów, traperów i Indian. To też styl życia oraz kultywowanie najlepszych tradycji Dzikiego Zachodu: szacunku dla prawa, własności i ciężkiej pracy pionierów. – Każde zawody to święto Dzikiego Zachodu, a naszym celem nie jest walka za wszelką cenę o medale, ale wspaniała atmosfera spotkania – mówi doktor. Dlatego tak go cieszy, że jego syn także wciąga się w westernowe strzelanie.

Elementem tworzącym klimat dyscypliny są także pseudonimy zawodników. – Każdy musi wybrać sobie nazwę nawiązującą do Dzikiego Zachodu, westernów i własnej osobowości. Ja w swoim – „Trigger Hawkeye” („Spust Sokole Oko”) – połączyłem pasję do westernów i serialu „M.A.S.H” – tłumaczy. Ten pseudonim to oczywiście ukłon w stronę głównego bohatera filmu kpt. Benjamina Franklina „Hawkeye” Piercea (Sokole Oko).

Anna Dąbrowska

autor zdjęć: Anna Dąbrowska, arch. prywatne

dodaj komentarz

komentarze


Kajakami po medale
 
Wyższe stawki dla niezawodowych
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
BWP-1 – historia na dekady
Wypadek Rosomaka
Pierwsze oficerskie gwiazdki
Inwestycja w żołnierzy
Policja ze wsparciem wojskowego Bayraktara
Nie żyje żołnierz PKW Irak
Pociski do FA-50 i nowe Rosomaki
Międzynarodowy festiwal lotnictwa. Zbliża się Air Show Radom 2025
Historyczne zwycięstwo ukraińskiego F-16
Generał „Grot” – pierwszy dowódca AK
Odbudowa obrony cywilnej kraju
Sejm zakończył prace nad nowelizacją ustawy o obronie ojczyzny. Teraz czas na Senat
Cybermiasteczko na Festiwalu Open’er
Żołnierze PKW Irak są bezpieczni
Demony wojny nie patrzą na płeć
„Różycki” zwodowany
Broń przeciwko wrogim satelitom
Planowano zamach na Zełenskiego
Strażnicy polskiego nieba
Rodzinne ćwiczenia z wojskiem
Musimy być szybsi niż zagrożenie
„Swift Response ‘25”, czyli lekka piechota w ciężkim terenie
Kadeci z NATO i z Korei szkolili się w Karkonoszach
Policjanci w koszarach WOT
Flyer, zdobywca przestworzy
Żołnierze WOT-u szkolili się w Słowenii
Posłowie za wypowiedzeniem konwencji ottawskiej
Nawrocki przedstawia kierownictwo BBN-u
USA przyłączyły się do ataku Izraela na Iran
Pracowity pobyt w kosmosie
11 lipca narodowym dniem pamięci o ofiarach rzezi wołyńskiej
Ratownik w akcji
Świat F-35
Rosyjska maszyna Su-24 przechwycona przez polskie F-16
Pancerny kot w polskim wojsku
Ewakuacja Polaków z Izraela
Pułk Reprezentacyjny rekrutuje. Kto może dołączyć?
Bezpieczniejsza Europa
Kolejne czołgi K2 dla naszej armii
Prawo dla kluczowych inwestycji obronnych
Dzieci wojny
Dwa tygodnie „rozgryzania” Homara-K
Żołnierze z 10 Brygady Kawalerii Pancernej powalczą w IV lidze
ORP „Necko” idzie do natowskiego zespołu
Pestki, waafki, mewki – kobiety w Polskich Siłach Zbrojnych
Śmierć gorsza niż wszystkie
Miliardowe wsparcie dla PGZ
Podejrzane manewry na Bałtyku
Strategia odstraszania. Czy zadziała?
Szczyt NATO nie tylko o wydatkach na obronność
Prezydent na wschodniej granicy
Drukowanie dronów
The Power of Infrastructure
Czarna Pantera celuje
Armia pomoże służbom na zachodniej granicy
Święto sportów walki w Warendorfie
Szczyt w Hadze zakończony, co dalej?
Podróż w ciemność
„Niegościnni” marynarze na obiektach sportowych w Ustce
Sukcesy żołnierzy na międzynarodowych arenach
Nowe zasady fotografowania obiektów wojskowych
GROM w obiektywie. Zobaczcie sami!
Zbrodnia we wsi, której już nie ma
Dekapitacyjne uderzenie w Iran

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO