Kilkanaście godzin trwały poszukiwania marynarza, który wczoraj wieczorem na wysokości Władysławowa najpewniej wypadł za burtę statku „Situla”. W akcji ratowniczej uczestniczył śmigłowiec morski z Gdyni. Dla lotników marynarki wojennej pełniących całodobowe dyżury ratownicze była to pierwsza akcja w tym roku.
„Situla” to jednostka dozorowa. Statki tego typu trudnią się na przykład transportem zaopatrzenia na platformy wiertnicze. Ten akurat zmierzał do gdyńskiego portu. Do wypadku najpewniej doszło na wysokości Gdyni. – 29-letni ukraiński marynarz po raz ostatni widziany był wczoraj o godzinie 16.00. O tym, że nie ma go na pokładzie, zorientowano się dopiero o 21.40. Natychmiast zostały zaalarmowane służby ratownicze – mówi Rafał Goeck z Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa. Na Bałtyk wyruszyły jednostki pływające cywilnej służby SAR, WOPR, straży granicznej. Do akcji dołączyły przechodzące w tamtym rejonie masowiec „Turkus” oraz prom Stena Line. – W takich przypadkach członkowie załogi dodatkowo lustrują powierzchnię morza, a jeśli zajdzie potrzeba, statki nieznacznie zbaczają ze swojego kursu – podkreśla Goeck. W sumie poszukiwania prowadziło dziesięć jednostek.
Akcja była prowadzona także z powietrza. Nad wskazanymi akwenami latał śmigłowiec „Anakonda”, który pełnił dyżur ratowniczy w bazie Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej w Gdyni. – W nocy załoga poszukiwała rozbitka przy użyciu reflektora i kamery termowizyjnej. Rejestruje ona różnice w temperaturze lustrowanej powierzchni – wyjaśnia kmdr ppor. Marcin Braszak, rzecznik BLMW. Akcja poszukiwawcza została przerwana nad ranem. Szybko zapadła jednak decyzja o jej wznowieniu. Na morze wyruszyła flagowa jednostka SAR, a w powietrze ponownie wzbił się dyżurny śmigłowiec. Załoga znów korzystała z kamery termowizyjnej. Wszyscy jej członkowie obserwowali także lustro wody. – Dostrzeżenie dryfującego rozbitka na tak rozległej powierzchni jest niezwykle trudne. Marynarz jednak, jak poinformowali jego koledzy, najpewniej miał na sobie pomarańczowy kombinezon i kamizelkę. Prawdopodobieństwo wyłowienia go wzrokiem było więc większe, ale szanse, że po tak długim czasie w morzu będzie jeszcze żywy, są minimalne – przyznaje kmdr ppor. Braszak. Temperatura Bałtyku oscylowała dziś wokół czterech, pięciu stopni Celsjusza. – W takich warunkach śmiertelne wychłodzenie następuje zwykle po 90 minutach. Kombinezon może oczywiście spowolnić ten proces, ale nie mamy pewności, jakiego typu strój miał akurat na sobie marynarz w chwili wypadku – zaznacza kmdr ppor. Braszak.
Śmigłowiec zakończył poszukiwania w momencie, kiedy zaczęło brakować mu paliwa. Nieco później decyzję o powrocie do portu podjęła też załoga ze statku SAR. Rozbitka nie udało się odnaleźć.
Brygada Lotnictwa Marynarki Wojennej to jedyna w Polsce formacja zdolna prowadzić z powietrza akcje ratownicze i poszukiwawcze na Bałtyku. Jej śmigłowce pełnią całodobowe dyżury w Gdyni oraz Darłowie. W razie potrzeby wspomagane są przez samolot Bryza z bazy w Siemirowicach. – Dzisiejsza akcja była dla nas pierwszą w tym roku. W ubiegłym przeprowadziliśmy ich łącznie 21 – informuje kmdr ppor. Braszak.
autor zdjęć: Michał Niwicz
komentarze