Betar powstał na Łotwie, Hagana i Irgun w Brytyjskim Mandacie Palestyny. Działacze tych żydowskich organizacji paramilitarnych byli szkoleni w II Rzeczypospolitej przez oficerów WP. O polskim wkładzie w narodziny izraelskich sił specjalnych pisze Jakub Ostromęcki w najnowszym numerze kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia”.
W 1933 roku w Radomiu zostało zorganizowane spotkanie z liderem polskich syjonistów Izaakiem Grünbaumem. Sala pękała w szwach – zebrało się na niej 900 osób. W ówczesnej Europie podczas spotkań politycznych łatwo było oberwać po głowie, więc zgromadzenie zabezpieczał spory oddział policji. Grünbaum wygłosił mowę, wydawałoby się, że tym razem bez żadnych przeszkód. Kiedy jednak zmierzał już ku podsumowaniu, poderwało się nagle z miejsc 200 osób, krzycząc: „Co ty sobie myślisz, syjonistyczny zdrajco!? Nie masz racji! Precz z Grünbaumem! Niech żyje sanacja! Precz z opozycją!”1. Któryś z awanturników zaintonował Mazurka Dąbrowskiego, a także Pierwszą Brygadę. Zaczęto używać pięści, słychać było wyzwiska.
Rabanu wbrew pozorom nie podniosła żadna sanacyjna bojówka. Byli to Żydzi, członkowie Betaru, organizacji syjonistów-rewizjonistów. Radykalnego ruchu określanego potocznie mianem prawicowego, wspieranego przez sanację i szkolonego przez Wojsko Polskie. Betar miał z rządem polskim wspólne interesy, wspólnych wrogów, obie siły były sobie bliskie ideowo.
Pobratymczą organizacją Betaru, z tym że działającą zbrojnie w Brytyjskim Mandacie Palestyny, był Irgun – jej bojowcy uczestniczyli tuż przed wybuchem II wojny światowej w kursie dla dywersantów, również organizowanym przez Wojsko Polskie. Szkolenie to według jego uczestników walnie przyczyniło się do powstania państwa Izraela. Irgun i Betar zrodziły się z inspiracji jednego z większych działaczy żydowskich XX w. – Włodzimierza (Zeewa, Władimira) Żabotyńskiego.
Pan Wołodyjowski a sprawa palestyńska
Za każdym razem, gdy w brytyjskiej Palestynie żydowskie osiedle było atakowane przez bojówki arabskie, przywódcy syjonistyczni nakazywali: „Zachowajcie zimną krew”. Cierpliwość osadników żydowskich zaczęła się jednak w końcu wyczerpywać. Premier Neville Chamberlain wylał kubeł zimnej wody na syjonistyczne głowy, oświadczając, że w kwestii Palestyny bardziej liczy się z Arabami. Rok 1933 radykalnie zmienił sytuację Żydów w Niemczech. W takich warunkach Żabotyński stwierdził, że dalej czekać nie można – uratuje ich tylko natychmiastowa i masowa emigracja oraz stworzenie żydowskich sił zbrojnych. Założona przez niego Nowa Organizacja Syjonistyczna wzięła ostateczny rozwód z resztą ruchu w 1935 r. Żabotyński kpił z dotychczasowego, rachitycznego syjonizmu. Mówił, że jeden Żyd płaci drugiemu, aby zachęcił trzeciego do wyjazdu. A Ziemia Izraela (Eretz Israel) ma mieć rozmach – nie żaden terytorialny kadłubek wzdłuż Morza Śródziemnego, ale cały mandat brytyjski z obydwoma brzegami Jordanu. I bardzo ważne: żadnego marksizmu! – podkreślał.
Nowy typ Żyda
Betar i Irgun chciały stworzyć „nowy typ Żyda” – wojownika i pioniera. Opalonego i muskularnego, gotowego walczyć za ojczyznę. Wzorców nie brakowało. W 1920 r. w potyczce z Arabami w osadzie Tel Hai zginął osadnik żydowski Józef Trumpeldor, który stał się bohaterem syjonistów. W Polsce zaś Betar garściami czerpał inspirację z polskiego ruchu niepodległościowego, Legionów Polskich, Polskiej Organizacji Wojskowej i tradycji oręża polskiego. Nawiązywanie do antycznych powstańców z twierdzy Masada na Pustyni Judzkiej było dla chłopaków z Wilna, ze Lwowa i z Warszawy zbyt abstrakcyjne. Żydów trzeba było nauczyć patriotyzmu od podstaw. Polski patriotyzm według betarowców nadawał się do tego najlepiej.
Mieczysław Biegun (Menachem Begin) podczas przeglądu członków organizacji Betar w Sosnowcu w 1939 r.
Daniel Heller, historyk ruchu pisał: „Przywódcy Betaru często wspominali, że większość sukcesu ich ruchu należy zawdzięczać temu, iż umożliwiono młodym Żydom przejawianie zachowań kojarzonych z polskością”2. Wśród obowiązkowych lektur młodych członków Betaru znajdowały się zarówno poradniki dla polskich harcerzy, jak i polska literatura piękna. Podręczniki Betaru najeżone były cytatami z W pustyni i w puszczy Henryka Sienkiewicza, bohater książki, młody Staś, bił się przecież z Arabami. W pierwszym numerze pisma „Tel Hai”, które w latach 1919–1931 wydawał w Warszawie Brit Trumpeldor, opublikowano hebrajski przekład batalistycznych tekstów Kazimierza Przerwy-Tetmajera.
Amerykański historyk o polskich korzeniach Theodor Hamerow wspominał efekty lektury Sienkiewiczowskiej Trylogii: „zrobiła ze mnie gorliwego polskiego patriotę. Zacząłem czuć, że tamtejsi bohaterowie są moimi bohaterami, a wrogowie moimi wrogami”3. Urodzony w Polsce Abraham Stern, jeden z bardziej radykalnych działaczy Irgunu, który założył własną terrorystyczną organizację Lechi (Lochame Cherut Jisra’el, Bojownicy o Wolność Izraela), zafascynowany był Juliuszem Słowackim. Uroczystości Betaru, zarówno te w synagogach, jak i w plenerze, też przepełnione były polskością. W bolechowskiej synagodze po obchodach ku czci Józefa Piłsudskiego zaintonowano nawet Boże, coś Polskę.
Umundurowanych członków Betaru z biało-czerwonymi i biało-niebieskimi flagami można było spotkać podczas składania wieńców przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Jeden z uczestników owych uroczystości wspominał, że wielu chrześcijan uchylało przed nimi kapelusza, a oni chcieli pokazać, że żydzi też potrafią maszerować.
Co na to Józef Beck?
W II Rzeczypospolitej syjonizmowi rewizjonistycznemu przychylni byli zarówno konserwatyści, sanacja, jak i endecy. Wacław Studnicki pisał: „żadne inne państwo nie jest bardziej zainteresowane żydowską kolonizacją Palestyny niż Polska i żadne inne nie jest gotowe zapewnić bezpieczeństwo tej kolonizacji”4. Dlaczego ze wszystkich syjonistów największe wsparcie od Polaków otrzymali rewizjoniści? W II RP wierzono, że problemu przeludnienia, biedy, izolacji i podatności na komunizm w żydowskich miasteczkach nie da się rozwiązać reformami gospodarczymi. A rewizjoniści zakładali program maksimum – chcemy zabrać stąd jak najwięcej Żydów w jak najszybszym czasie. Według historyków, Timothy’ego Snydera ze Stanów Zjednoczonych i Laurence’a Weinbauma z Izraela, polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych szczerze wierzyło, że Żydom należy się własne państwo. I co ważne z punktu widzenia Polski: Żabotyński, Irgun i Betar skutecznie odciągali Żydów od komunizmu. Rekrutujący się z polskich Żydów Irgun składał się głównie z przedstawicieli klasy średniej. Lewicową, bardziej robotniczą Haganę zdominowali zaś Żydzi rosyjscy i sowieccy. Choć pierwsze skrzypce grał interes, to piłsudczykom i rewizjonistom było po drodze pod względem ideowym.
Polskie władze pozwalały więc paradować Betarowi z bronią, a także objęły organizację programem przysposobienia wojskowego. Apogeum owych szkoleń przypadało na lata 1931–1937. Pod okiem polskich oficerów sztuki wojennej uczyła się nie tylko żydowska syjonistyczna prawica. W Rembertowie trenowała lewicowa Hagana. Przez ów paramilitarny obóz przewinęło się od 8 do 10 tys. kursantów. Betar i Hagana szkoliły się w Polsce całkowicie jawnie. Kurs Hagany obejmował zabezpieczenie techniczne, nie było mowy o żadnej dywersji.
Inaczej z Irgunem. Część członków Irgunu znajdujących się pod wpływem Abrahama Sterna była antybrytyjska i nie gardziła metodami terrorystycznymi, działała w myśl maksymy „jak najwięcej Żydów imigrantów, jak najszybsza emigracja”. Nie kryła, że zależy jej na tym, aby Palestyna spłynęła krwią. Według niej Arabowie, nieodrodni synowie Orientu, gotowość do negocjacji odbiorą jako oznakę słabości. Takich ludzi, głównie z powodu stosunku do Brytyjczyków, nie można było zapraszać na uroczystości państwowe. Czemu jednak Irgun tak ciągnął do Polski? Według Sterna, szkolenie z dywersji w Palestynie pod nosem Brytyjczyków groziłoby natychmiastową dekonspiracją. Stern założył potem własną bardziej radykalną od Irgunu organizację Lechi.
Tajemniczy goście w Beskidach
Rozmowy w sprawie szkoleń syjonistów prowadził ze strony żydowskiej Żabotyński; szczegółami zajął się Abraham Stern. Polskę reprezentowali trzej urzędnicy Ministerstwa Spraw Zagranicznych: Wiktor Drymmer, Apoloniusz Zarychta i Jan Wagner. Szkolenie irgunowców popierał polski konsul w Jerozolimie Witold Hulanicki. Najpierw w Zofiówce na Wołyniu i w Poddębinie k. Łodzi ruszyły kursy organizowane przez Irgun na podstawie polskich regulaminów, choć bez udziału polskich instruktorów. Szefem jednego ze szkoleń był polski Żyd, który wyemigrował do Palestyny, utracił obywatelstwo polskie, a nie uzyskał jeszcze prawa pobytu w Palestynie. Hulanicki dał mu jednak paszport. Kurs ukończyło 38 bojowców.
Negocjacje w sprawie szkolenia dla Irgunu z zakresu dywersji trwały aż do 1939 r. Według Weinbauma, miały one kapitalne znaczenie dla całej organizacji. Kurs ukończyło raptem 25 osób, ale stali się oni rdzeniem izraelskiego korpusu oficerskiego. Wiedzę otrzymaną w Polsce przekazali swoim rodakom w Palestynie, gdy w 1944 r. wybuchła rebelia przeciw Brytyjczykom.
Tajny kurs rozpoczęto 10 km na południe od Andrychowa na zboczach góry Kocierz, gdzie mieściło się schronisko miejscowego żydowskiego klubu sportowego. Irgunowi zależało na tym, aby ukształtowanie terenu przypominało Galileę i Judeę. Wszyscy uczestnicy przybyli spoza Polski i tylko kilku miało polskie korzenie – mało kto z nich znał polski lub jidysz. Zostali specjalnie wytypowani przez dowództwo Irgunu. Elijjahu Lankin, późniejszy izraelski polityk, we wspomnieniach pisał, że pierwsze spotkania z jednym z przywódców Dawidem Razielem w sprawie szkolenia odbywały się w zakonspirowanym lokalu przy ulicy Yehuda Halevi w Tel Awiwie. Kursanci nie wiedzieli, do którego kraju jadą, o wyprawie za granicę nie wolno było mówić rodzinom. Część uczestników miała sfałszowane paszporty przez specjalne laboratorium Irgunu.
Raziel podzielił kilkudziesięciu kursantów na małe grupki i puścił kilkoma szlakami: z Lod, Hajfy lub Bejrutu statkami do Stambułu lub Pireusu i stamtąd również morzem na rumuńskich statkach „Transylwania” i „Besarabia” ku Konstancy. Z Rumunii kursował pociąg do Krakowa – jechało się nim wówczas 24 godziny. W Krakowie irgunowcy spędzili kilka nocy. Rozkazy Raziela były jasne: zakaz kontaktowania się z miejscowymi Żydami, rozmawiania po hebrajsku, wychodzenia z hotelu – jeśli już, to osobno. Pochodzący z odległego chińskiego Harbinu Elijjahu Lankin nie mógł się jednak oprzeć spacerowi: „To, co poruszyło mnie od razu po przybyciu do Polski, to słowa wyryte na bramie Wawelu: Honor i Ojczyzna [być może chodziło o napis – Jeśli Bóg z nami któż przeciw nam po łacinie na Bramie Berecciego – J.O.]. Patrzyliśmy na Polaków z podziwem. Podziwialiśmy ich grzeczność. Wyglądali jak prawdziwi gentelmani. Zdejmowali kapelusze mijając kobiety na ulicy i ustępowali im miejsca w tramwajach. To było to samo co w naszym pojęciu hadaru. Chcieliśmy zachowywać się tak samo”5.
Lubelski oddział Betaru podczas ćwiczeń z bronią w terenie, luty 1933 r.
Yakow Eliav wspomina, że kurs miał trwać cztery miesiące, ale z jakichś przyczyn został skrócony i skończył się przed świętem Purim – w 1939 r. był to 5 marca. Inny uczestnik, Zvi Pronyen, stwierdza jednak: „zaczęliśmy w lutym i ukończyliśmy po purim”6.
Z Krakowa kursantów Irgunu przewieziono do Andrychowa. Albo z powodu głębokiej konspiracji, albo nikłej wiedzy o Polsce, Lankin twierdził, że trafił w „Góry Zakopanego”. Tak czy inaczej, bojowców zakwaterowano w „willi pośród lasu”. Był to trzypiętrowy gmach z salą wykładową, jadalnią, wspólną sypialnią, osobnymi pokojami instruktorów, zbrojownią, kuchnią, pralnią. Na rzecz wojska pracowała liczna służba, kucharze i praczki. Był też szofer i konsjerż (dozorca domu) przybyły – jak twierdził Lankin – „z daleka”. Owa willa lub schronisko już nie istnieje. Na jego miejscu stoi zaś solidny obiekt sportowo-rekreacyjny i karczma.
Naukowe podejście do dywersji
Nie wiadomo, kim byli polscy instruktorzy. Jedni uczestnicy kursu mówili o kapitanie i kilku porucznikach, inni o majorze i dwóch pułkownikach. Tak czy inaczej, irgunowcami zajmowało się na stałe trzech oficerów, kilkunastu zaś przyjeżdżało na konkretne elementy szkolenia. Uczestnik kursu Elijjachu Meridor twierdził, że odwiedził ich dowódca Armii „Karpaty” gen. Kazimierz Fabrycy. Miał on rzec: „Mamy dla was właściwą receptę. Posłużyła nam po wojnie”7. Kursanci przywdziali niebieskie mundury. Szkolenie składało się z wykładów i zajęć na poligoniei w bliżej nieokreślonej jednostce wojskowej; być może chodzi o obiekty 12 Pułku Piechoty. Wykłady odbywały się po polsku i symultanicznie tłumaczone były na hebrajski, przez Dova Rubinsteina i Benjamina Kriszera.
Na koniec miał miejsce egzamin. Przybył gen. Kazimierz Fabrycy i Abraham Stern. To właśnie wtedy nad kuflem piwa generał miał żartować, że przybyły z chińskiego Harbinu Lankin absolutnie na Chińczyka nie wygląda. Po egzaminie trzech kursantów, w tym Lankin, zostało na dłużej w Warszawie, gdzie trafili oni akurat na spotkanie z samym Żabotyńskim.
Co dał Irgunowi ów kurs? Raporty Wagnera z Ministerstwa Spraw Zagranicznych z maja 1939 r. były sceptyczne, wskazywano w nich na podatność Irgunu na rozłamy i przeprowadzanie ataków terrorystycznych na ślepo. Eliav kontrował jednak, odnosząc się już do lat czterdziestych: „Trening w Polsce był punktem zwrotnym w historii Irgunu. Dało się to odczuć po kilku latach. Wiele razy używałem potem min elektrycznych i wielu typów min kontaktowych, metod ich montażu i zakładania. Zrobiliśmy również dobry użytek z wiedzy o budowaniu ukrytych nadajników, metod ataku plutonem, walki ulicznej, fortyfikacji i budowania okopów, zajmowania obiektów i ich utrzymania”8.
Wszystko wskazuje na to, że Brytyjczycy o szkoleniu nic nie wiedzieli. Jeszcze w 1954 r. Zarychta pisał do Władysława Pobóg-Malinowskiego o tym, jak ważne było utrzymanie tajemnicy, zwłaszcza w związku z Anglikami. I uważał, że członkowie organizacji załatwili to całkiem nieźle. Irgun przygotowywał też drugą grupę kursantów, ale wybuch wojny pokrzyżował plany. Z tych samych przyczyn nie doszło do planowanego przez Sterna desantu 40 tys. bojowców Irgunu i Betaru na plażach Palestyny. Mieli oni wyruszyć z Włoch w październiku 1939 r. Myślący bardziej realnie Żabotyński optował za statkami pełnymi imigrantów z Polski. Ich potajemne przybycie na redę Hajfy w wynajętych statkach pasażerskich miało być skoordynowane z wybuchem powstania.
Karabiny w kotłach
Równolegle z organizowaniem szkoleń polskie władze zaopatrywały organizacje rewizjonistyczne w broń. Wbrew pozorom nie było to wcale zadanie arcytrudne. Polski eksport do Palestyny pomiędzy rokiem 1934 a 1935 wzrósł czterokrotnie. Był przy tym dla nas opłacalny – eksportowaliśmy artykuły przemysłowe, importowaliśmy rolne. Łatwo w takiej sytuacji wykorzystać znajomości, kontakty i szlaki handlowe do kontrabandy. Eksport do Palestyny – jawny i tajny – stanowił przy tym raptem 0,5% ogólnej wartości broni sprzedanej przez Polskę od 1927 r. Legalnie – jednocześnie drożej – sprzedawaliśmy broń Haganie „dla celów sportowych”. Irgun dostawał broń nielegalnie, bez numerów seryjnych. Jak na ironię, kontrabanda okazała się skuteczniejsza od legalnego handlu. O transakcjach z Haganą wiedzieli bowiem Brytyjczycy i zmusili nas – zarówno z powodów politycznych, jak i czysto biznesowych – do zaprzestania owych operacji.
Według Stefana Korbońskiego, wybitnego polityka emigracyjnego i publicysty, Irgun nabył 5 tys. karabinów, nie licząc rewolwerów i granatów. Alicja Strassman-Lubińska, działaczka syjonistyczna, zaangażowana w akcję mówiła o 8 tys. karabinów. Broń przemycano na rozmaite sposoby. Marek Kahan, działacz rewizjonistyczny i adwokat, twierdził, że osobiście kontaktował się z dyrektorem wydziału inżynierii jednej z hut w Chorzowie, który proponował, aby uzbrojenie dla rewizjonistów przewozić w wielkich kotłach parowych. Inny sposób wymyślił Yehuda Arazi, właściciel fabryki sprzętu rolniczego w Mandacie Palestyny. Środki bojowe przemycał w walcach, lokomobilach, kotłach parowych i skrzyniach imigrantów. Polska broń dla Irgunu – 20 tys. sztuk – była składowana w tajnym magazynie na ulicy Ceglanej 8 (dziś Pereca) w Warszawie. Meridor, który był uczestnikiem kursu pod Andrychowem, wspominał: „Gdy pierwszy raz wszedłem do magazynu, niemal zemdlałem. Ów ciasny budynek skrywał tysiące skrzynek z bronią i amunicją. Byłem gotów każdą z nich ucałować”9. Uzbrojenie jechało do Gdyni lub pociągami do Konstancy. Stamtąd statkami do Hajfy. Większość broni nie dotarła do Palestyny. W sierpniu 1939 r. Alicja Strassman-Lubińska, widząc nadchodzące zagrożenie niemieckie, zwróciła Polakom broń, która dotarła do Gdyni.
Uczestnicy kursu dla Irgunu, a także polscy betarowcy robili po 1948 r. karierę polityczną w niepodległym Izraelu. Meridor trzy razy był wybierany do Knesetu, Lankin został ambasadorem w Republice Południowej Afryki. Z szeregów Betaru wywodzili się zaś premierzy – Menachem Begin (Mieczysław Biegun) i Icchak Szamir (Icchak Jaziernicki). Ojciec premiera Benjamina Netanjahu – Bencyjon Milejkowski był zaś sekretarzem Żabotyńskiego.
Dziękuję Hubertowi Czyżewskiemu i Ewie Gluzie z Oxford Polish Association za udostępnienie książki To win the Promised Land. Story of a Freedom Fighter autorstwa Elijjahu Lankina.
1 D.K. Heller, The Rise of the Zionist Right. Polish Jews and the Betar Youth Movement. 1922–1935, Stanford 2012. Tłumaczenie cytowanych fragmentów J. Ostromęcki.
2 Tamże. Tłumaczenie cytowanych fragmentów J. Ostromęcki.
3 Tamże. Tłumaczenie cytowanych fragmentów J. Ostromęcki.
4 L. Weinbaum, A marriage of convenience. The New Zionist Organization and the Polish Government 1936–1939, Nowy Jork 1993. Tłumaczenie cytowanych fragmentów J. Ostromęcki.
5 E. Lankin, To win the Promised Land. Story of a Freedom Fighter, Izrael 1961. Tłumaczenie cytowanych fragmentów J. Ostromęcki.
6 Tamże. Tłumaczenie cytowanych fragmentów J. Ostromęcki.
7 E. Lankin, To win the Promised Land... Tłumaczenie cytowanych fragmentów J. Ostromęcki.
8 L. Weinbaum, A marriage of convenience… Tłumaczenie cytowanych fragmentów J. Ostromęcki.
9 M.P. Deszczyński, W. Mazur, Na krawędzi ryzyka. Eksport polskiego sprzętu wojskowego w okresie międzywojennym, Warszawa 2004.
Jakub Ostromęcki autor artykułów popularnonaukowych w czasopismach „Historia. Do Rzeczy”, „Uważam Rze. Historia”, „Mówią Wieki” i „Rzeczpospolita”. Nauczyciel historii i wiedzy o społeczeństwie w XXXIII LO im. Mikołaja Kopernika w Warszawie.
autor zdjęć: Instytut Włodzimierza Żabotyńskiego w Izraelu/ Jabotinsky Institute in Israel
komentarze