Nasze treningi mają charakter bardziej ciągły, a w polskim wojsku wydają się skoncentrowane na określonych momentach, np. ćwiczeniach, ale w obu wypadkach dostajemy w kość – mówią żołnierze 2 Pułku Kawalerii. Amerykanie z Batalionowej Grupy Bojowej stacjonującej w Bemowie Piskim opowiadają w lipcowej „Polsce Zbrojnej” o służbie, urokach mazurskich jezior i nowych przyjaźniach.
Niektórzy żołnierze z poprzednich zmian opowiadali, że słyszeli o naszym kraju różne historie, niekoniecznie pokrywające się z rzeczywistością. A jak Wy wyobrażaliście sobie Polskę przed przyjazdem?
Por. William Scott, 1 Skrzydło 2 Pułku Kawalerii: O rotacjach w Polsce słyszałem od lutego 2017 roku, czyli od momentu, w którym dostałem przydział do 2 Pułku Kawalerii. Na początku nie wiedziałem, czego się spodziewać, ale miałem świadomość, że charakter tej służby będzie niecodzienny. Nie jest to misja polegająca na utrzymaniu pokoju bądź stabilizacji danego kraju, lecz pokazująca sojuszniczą jedność. Nie słyszałem natomiast żadnych dziwnych historii o Polsce. Jedna z najlepszych rad, jaką dali mi przyjaciele, brzmiała: „weź ze sobą strój na plażę”. W czasie wolnych weekendów pływanie w okolicznych jeziorach i stawach jest świetnym sposobem na odstresowanie.
Sierż. James Hackworth, 1 Skrzydło 2 Pułku Kawalerii: Kiedy po raz pierwszy usłyszałem, że jedziemy do Polski, wyobrażałem sobie, że służba tutaj będzie podobna do tej w Korei. Spodziewałem się ciszy nocnej, ograniczeń w opuszczaniu bazy i treningu prowadzonego na najwyższych obrotach, tak żeby w dość krótkim czasie upchnąć jak najwięcej ćwiczeń. Nie słyszałem za to żadnych śmiesznych lub niecodziennych historii związanych z samą Polską.
Jakie było Wasze pierwsze wrażenie po dotarciu do bazy?
Por. William Scott: Byłem bardzo zaskoczony. Poligon w Bemowie Piskim jest położony głęboko w lesie. Gęsto rosnące drzewa otaczały mnie niemal z każdej strony, dlatego nie widziałem bazy, aż do momentu, w którym podjechaliśmy pod główną bramę.
Sierż. James Hackworth: Do bazy dotarliśmy około drugiej nad ranem. Zobaczyłem wysokie ogrodzenie oraz zasieki wokół wszystkich budynków. Wcale nie byłem pewien, czy trafiliśmy we właściwe miejsce. Zaskoczyło mnie to, jak głęboko w lesie znajdują się nasze nowe kwatery.
Na czym polega służba w Polsce? Przypuszczam, że różni się od tego, co robicie w Niemczech.
Sierż. James Hackworth: Można powiedzieć, że mamy dokładnie odwrotne zadania. Zamiast przyjmować międzynarodowe siły na organizowany przez nas trening, przyjechaliśmy do Polski, żeby ćwiczyć razem z nimi. To dla mnie niecodzienne doświadczenie.
Por. William Scott: W Polsce służę jako Joint Visitor Bureau Officer-In Charge oraz koordynator lingwistów zakontraktowanych przy Batalionowej Grupie Bojowej NATO. Pierwsza funkcja polega na współpracy z podoficerami, z którymi koordynuję trasy, wyznaczam zakwaterowanie i kieruję całą logistyką dotyczącą odwiedzających nas gości, zarówno wizytujących bazę, jak i podczas ich podróży po Polsce. Zarządzenie pracą lingwistów wymaga współpracy z różnymi elementami grupy bojowej. Tak aby anglojęzyczni obywatele Polski mogli usprawniać prowadzone szkolenie.
W Niemczech natomiast jestem oficerem wywiadu przy skrzydle kawalerii. Moją rolą jest wspieranie ćwiczeń odbywających się na poziomie mojego oddziału. Dostarczam informacje na temat możliwości sił przeciwnika w świecie rzeczywistym, opracowuję mapy i nadzoruję bezpieczeństwo magazynów, w których składowana jest broń. Różnice między dwiema funkcjami są zatem zauważalne na pierwszy rzut oka.
Jak przebiega współpraca z polskimi żołnierzami?
Por. William Scott: Aby zapewnić koordynację między grupą bojową a 15 Giżycką Brygadą Zmechanizowaną, współpracuję bezpośrednio z czterema polskimi oficerami łącznikowymi. Wypracowanie wzajemnego zrozumienia, także z perspektywy odmienności kulturowej oraz różnic językowych, było wspaniałym doświadczeniem.
Sierż. James Hackworth: Moja praca wymaga prawie codziennych kontaktów z polskimi żołnierzami. Bariera językowa czasami bywa trudna, ale mamy lingwistów, którzy pomagają nam ją pokonać.
Pójdźmy dalej tym tropem. Na pewno zauważyliście też różnice między amerykańską a polską armią.
Sierż. James Hackworth: Harmonogram prac każdej armii jest inny. Jeżeli zostaniemy wezwani do wykonania zadania o północy, nasze polskie odpowiedniki mogą w tym czasie po prostu nie pracować. Obie strony natomiast dużo ćwiczą, ale nasze treningi mają charakter bardziej ciągły, podczas gdy w polskim wojsku wydają się skoncentrowane na określonych momentach, np. ćwiczeniach. W obu wypadkach dostajemy w kość, co przynosi efekty. Dobrze jest widzieć te różnice i wyciągać z nich wnioski.
Por. William Scott: Jedna z największych różnic, którą zauważyłem między polską i amerykańską armią, dotyczy relacji personalnych. Niemal każdą sprawę, w którą zaangażowani są dowódcy, omawia się tutaj w cztery oczy, przy kawie. U nas takie kwestie rozwiązuje się na zsynchronizowanych spotkaniach, na których obecny jest cały sztab. Ciekawym doświadczeniem była nauka łączenia takiego small-talk z pracą. Dodatkowo w polskim wojsku większą wagę przywiązuje się do rozwiązań formalnych, podczas gdy armia amerykańska mierzy się ze zdarzeniami typowymi dla pola walki, które występują u nas rutynowo. Mniej protestujemy na przykład, kiedy są anulowane lub przenoszone spotkania. Polacy natomiast rzadko odchodzą od swoich dziennych lub tygodniowych rozkładów zajęć. Przewagą amerykańskiego sposobu postępowania jest większa elastyczność w działaniu. Polski ma za to wyższy poziom przewidywalności.
Co najbardziej utkwiło Wam w pamięci podczas służby w Polsce?
Por. William Scott: Przebiegłem półmaraton z innymi żołnierzami z grupy bojowej. Trasa, rywalizacja i ogólna atmosfera były bardzo przyjemne. Rozśmieszyło mnie natomiast, że zwycięzcy półmaratonu otrzymali… węgorza. Bo impreza odbyła się w mieście Węgorzewo. Tego widoku długo nie zapomnę.
Sierż. James Hackworth: Spotkałem się z przyjaciółką, z którą gram online. Kiedy dowiedziałem się, że mieszka w Ełku, postanowiłem do niej podjechać. Poznałem jej rodzinę.
Czas spędzony w Polsce będzie miał wpływ na Wasze życie zawodowe oraz osobiste?
Sierż. James Hackworth: Tutaj jestem w stanie rozwijać umiejętności bezpośrednio związane z moją pracą i jednocześnie mogę uczyć się nowych rzeczy. Zarazem musiałem przerwać na ten czas zajęcia w kilku szkołach oraz odłożyć planowane podróże, ale i tak jest to wyjątkowe doświadczenie.
Por. William Scott: Służba w Polsce jest moim pierwszym prawdziwym wojskowym doświadczeniem, więc nie mogę jej porównać do innych rutynowych operacji. Jednak pomimo długich godzin pracy i narzuconego tempa była to świetna okazja, aby nawiązać bliskie relacje z innymi kawalerzystami z 1 Skrzydła. Nieustannie razem spędzamy czas, dlatego ta rotacja doprowadziła do niespodziewanych przyjaźni. Daje mi to energię do wewnętrznej motywacji. Tak więc połączyłem moje życie zawodowe z osobistym, zawierając nowe przyjaźnie i ucząc się od jak największej liczby osób.
Z czym będziecie kojarzyć służbę w Polsce?
Sierż. James Hackworth: Po wyjeździe stąd chcę być kojarzony ze zmianami, które wprowadziłem w bazie. Każdego dnia pracuję nad usprawnieniami procesów logistycznych i operacyjnych, tak abyśmy mogli lepiej funkcjonować jako wielonarodowe siły posługujące się kilkoma językami. Mam nadzieję, że wprowadzone przeze mnie rozwiązania ułatwiają pracę żołnierzom w ich codziennym działaniu.
Por. William Scott: Będę kojarzył Polskę z moim pierwszym doświadczeniem zdobytym w armii, z treningami na siłowni w piątkowe wieczory odbywanymi wspólnie z przyjaciółmi oraz z bliską współpracą z wieloma międzynarodowymi partnerami. Także z pragnieniem powrotu.
Więcej na temat obecności wojsk sojuszniczych w Polsce – w lipcowym wydaniu miesięcznika „Polska Zbrojna”
autor zdjęć: Hubert D. Delany / US Army
komentarze