Szczerze trzeba przyznać, że wysiłek podczas „16-tki” WOT-u jest bardzo intensywny, a tempo szkolenia bardzo duże. Tego się nie spodziewaliśmy – mówią podoficerowie z 5 Pułku Artylerii, którzy dołączyli do terytorialsów i przeszli z nimi szkolenie podstawowe. Żołnierze zdjęli swoje naramienniki i jako rekruci uczyli się taktyki i ćwiczyli celność na strzelnicy.
– Propozycja wspólnego szkolenia wyszła od podoficerów szczecińskiej dywizji. Żołnierze chcieli sprawdzić, jak przebiega szkolenie terytorialsów, poznać naszą metodykę i zasady, jakimi się kierujemy w przygotowaniu młodych żołnierzy – mówi gen. bryg. Wiesław Kukuła, dowódca WOT. – Bardzo chętnie zgodziliśmy się na ten eksperyment. Pomysł podoficerów pozytywnie zaopiniował także gen. dyw. Rajmund Andrzejczak, dowódca 12 Dywizji Zmechanizowanej – dodaje generał.
Eksperymentalne szkolenie z wojskami brony terytorialnej przeszło w lutym dwóch podoficerów z 5 Lubuskiego Pułku Artylerii w Sulechowie (jednostka podlega 12 Dywizji Zmechanizowanej ze Szczecina). – Młodszy chorąży Marcin Pawelski i st. sierż. Krzysztof Fiołka to wyszkoleni żołnierze, mają ogromne doświadczenie, specjalistyczną wiedzę i ugruntowaną pozycję w jednostce. Mimo to postanowili zmierzyć się z nowym wyzwaniem – mówi st. chor. szt. Andrzej Wojtusik, starszy podoficer dowództwa WOT.
W szybkim tempie
Na pomysł szkolenia w ramach „16-tki” WOT wpadł kilka miesięcy temu młodszy chorąży Pawelski. – Lubię się uczyć i poszerzać swoje horyzonty. Specjalizuję się w szkoleniu strzeleckim, mam też uprawnienia cywilne w tej dziedzinie. Ciekawiło mnie, jak w wojskach OT uczy się rekrutów strzelania. Nie było lepszego sposobu, by to sprawdzić, jak spróbować samemu – opowiada.
10 lutego podoficerowie Pawelski i Fiołka zameldowali się w 53 Batalionie Lekkiej Piechoty w Siedlcach. Tam dołączyli do grupy 50 cywilów, którzy właśnie zaczynali szkolenie podstawowe, by zostać żołnierzem terytorialnej służby wojskowej. – Zaledwie kilka osób wiedziało o tym eksperymencie. Wtajemniczeni nie byli ani instruktorzy, ani szeregowi. Podoficerowie działali zupełnie anonimowo – dodaje st. chor. szt. Wojtusik. Żołnierze zdjęli swoje naramienniki i stali się rekrutami.
Jak wyglądało dwutygodniowe szkolenie? Podoficerowie trafili do jednej kompanii. Dostali takie samo wyposażenie i umundurowanie jak szeregowi, tak jak oni kwaterowali w namiotach i jadali w stołówce żołnierskiej. – Po wcieleniu, dopasowaniu mundurów i oporządzenia mieliśmy zajęcia instruktażowe z bhp, ochrony przeciwpożarowej i ochrony informacji niejawnych. Potem ruszyło regularne szkolenie – mówi st. sierż. Fiołka.
Każdy dzień zaczynał się o 5.30 od porannej zaprawy. Po ćwiczeniach terytorialsi ubrani w mundury szli na śniadanie, a chwilę po posiłku meldowali się na pierwszych zajęciach. Uczyli się m.in. taktyki, czyli sposobów poruszania się na polu walki, poznawali zasady maskowania, sposoby komunikacji niewerbalnej, mieli szkolenie z terenoznawstwa, szkolenie inżynieryjno-saperskie (uczyli się np. wykonywać stanowiska ogniowe czy ustawiać miny przeciwpancerne). Przeszli także szkolenie medyczne oraz z ochrony przed bronią masowego rażenia (ćwiczyli np. zakładanie maski przeciwgazowej na czas), zajęcia z musztry i trening strzelecki. – Nie ukrywam, że właśnie szkolenie strzeleckie interesowało mnie najbardziej. Z ciekawością obserwowałem, jak ludzie, którzy nigdy wcześniej nie trzymali broni w rękach, uczą się ją obsługiwać, ćwiczą na urządzeniu szkolno-treningowym Cyklop, potem przyjmują kolejne postawy strzeleckie i oddają pierwsze strzały. Zresztą nie tylko obserwowałem, lecz także sam „uczyłem się” razem z nimi – dodaje chor. Pawelski.
Każdy z terytorialsów wystrzelał ponad 80 sztuk amunicji, co jak twierdzą podoficerowie – jest bardzo dobrym wynikiem, bo jeszcze nie tak dawno szeregowi zasadniczej służby wojskowej podczas szkolenia unitarnego oddawali zaledwie po kilka lub kilkanaście strzałów.
Zaskoczenia nie było
Podoficerowie 12 Dywizji, porównując szkolenie podstawowe, które przeszli kilkanaście lat temu (lub dawniej), przyznają, że program „16-tki” WOT był bardziej napięty. – To chyba było największe zaskoczenie z tego dwutygodniowego eksperymentu. Nie spodziewałem się, że wysiłek będzie aż tak duży – przyznaje mł. chor. Pawelski. – W pozostałych sprawach trudno o niespodzianki, bo my podczas naszego szkolenia także posługiwaliśmy się karabinkami Beryl, opieraliśmy się na tej samej metodyce – dodaje.
Sierżant Fiołka dodaje jednak, że dla niego ciekawostką było to, iż już na etapie szkolenia podstawowego terytorialsi uczą się systemu BLOS, czyli bezpiecznego posługiwania się bronią. – Zgodnie z zasadami ćwiczą manualną pracę z bronią tylko lewą ręką, tak by prawa cały czas była na rękojeści gotowa do oddania strzału. Szkolenia BLOS prowadzone są w wojskach operacyjnych, ale nie podczas unitarek – przyznaje.
Podoficerowie pod koniec swojego szkolenia przygotowali raport z „16-tki”, który później przedstawili przełożonym oraz dowódcy WOT, generałowi Wiesławowi Kukule. – Nie przyszliśmy tu, by wytykać błędy WOT, ale żeby się czegoś nowego dowiedzieć. Poznaliśmy strukturę formacji i będąc przez chwilę jej częścią zauważyliśmy wiele zalet w szkoleniu, wskazaliśmy także słabe strony – mówi podoficer.
Wśród zalet szkolenia podoficerowie wymieniają doskonałe przygotowanie programu ćwiczeń oraz dobre zarządzanie środkami bojowymi – amunicją i środkami pozoracji. – Dodatkową wartością szkolenia byli zaangażowani w nie profesjonaliści, między innymi dowódca kompanii szkolnej, instruktorzy wyszkoleni przez byłych specjalsów skupionych w mobilnych zespołach szkoleniowych – opowiada mł. chor. Pawelski.
Sierżant Fiołka dodaje: – Dla mnie budująca była motywacja rekrutów. Ciekawe było to, że pośród 50 terytorialsów nie znaleźliśmy nikogo, kto do WOT przyszedł dla pieniędzy. Ludzie chcą się szkolić, by w razie zagrożenia być przygotowanym do obrony kraju i rodziny.
Ale znalazły się i minusy. Podoficerowie przyznają, że kadra instruktorska była zróżnicowana pod względem doświadczenia. Nie wszyscy instruktorzy mieli odpowiednie przygotowanie do prowadzenia zajęć (dotyczy to głównie oficerów po rocznym studium oficerskim). Artylerzyści wskazują także na to, że większą rolę w szkoleniu młodych żołnierzy, np. na poziomie drużyn, powinni odgrywać podoficerowie, a nie oficerowie. Bo jak mówią, kapral doskonale pokieruje szkoleniem drużyny, podczas gdy dowodzeniem plutonu zgodnie z zasadami powinien się zająć podporucznik, przy okazji czerpiąc z doświadczeń starszych służbą kolegów.
– Mimo pojawiających się głosów krytyki pod adresem WOT, jestem przekonany, że 16-dniowe szkolenie wystarczy, by przekazać żołnierzowi podstawy wojskowego rzemiosła. To dobry wstęp do dalszego, specjalistycznego szkolenia – potwierdza mł. chor. Pawelski.
autor zdjęć: DWOT
komentarze