Trzeba odnaleźć spoczywającą na dnie atrapę bomby, podczepić ją do zbiornika wypornościowego i wydobyć na powierzchnię. Jezioro Czos nie jest głębokie. Problem w tym, że skuwa je lód. Tak właśnie przez kilkanaście dni ćwiczyli w Mrągowie nurkowie-minerzy z 8 Flotylli Obrony Wybrzeża.
– Pogoda nam dopisała – przyznaje kmdr por. Lucjan Mazur, szef inżynierii morskiej z 8 Flotylli Obrony Wybrzeża w Świnoujściu, który w Mrągowie pełnił funkcję kierownika zgrupowania. – Początkowo temperatura była plusowa, w końcu jednak przyszedł mróz i skuł jezioro kilkucentymetrową warstwą lodu – dodaje. Nurkowie mogli rozpocząć ćwiczenia. W ciągu dwóch tygodni przez Wojskowy Ośrodek Szkoleniowo-Kondycyjny przewinęło się w sumie 55 żołnierzy. Byli wśród nich minerzy z 12 i 13 Dywizjonu Trałowców, a także nurkowie inżynierii z 8 i 43 Batalionu Saperów. Pierwsze trzy jednostki wchodzą w skład flotylli ze Świnoujścia, ostatnia podlega 3 Flotylli Okrętów w Gdyni.
Zanim nurkowie zaczęli ćwiczenia, musieli założyć tzw. stanowisko nurkowe. – Tym razem nie zrobiliśmy tego na lodzie. Pokrywa była co prawda dostatecznie gruba, by nas utrzymać, ale biorąc pod uwagę nasze procedury, miała jednak o kilka centymetrów za mało – przyznaje kmdr por. Mazur. – Ostatecznie zdecydowaliśmy się więc na nurkowanie z pomostu. W miejscu, gdzie się kończy, jezioro ma głębokość około pięciu metrów. To wystarczyło – dodaje.
Zejście do zamarzniętego jeziora wymaga zaangażowania całego zespołu ludzi. – Nurkowie realizują zadania w parach. Każdy z nich zakłada specjalną uprząż z linką, która służy zarówno do asekuracji, jak i przesyłania oraz odbierania sygnałów. Oczywiście to nie jest jedyny sposób komunikacji. Nurkowie korzystają też z łączności radiowej – wyjaśnia kmdr Mazur. Na powierzchni nad bezpieczeństwem nurków czuwają dwie osoby asekurujące oraz kierownik nurkowania, który wyznacza też zadania. Do tego dochodzi nurek rezerwowy, w każdej chwili gotowy wejść do wody, a także ratownicy medyczni, karetka i komora dekompresyjna wraz z obsługą.
– Podczas naszego nurkowania lód nie był przysypany śniegiem, dlatego też pod powierzchnią była stosunkowo dobra widoczność. Ale i tak sytuację nurków trudno nazwać komfortową – przyznaje kmdr Mazur. Przede wszystkim, gdy wchodzą do wody, muszą przełamać psychiczny opór. Oswoić się z sytuacją, że w razie niebezpieczeństwa mają tyko jedną drogę ucieczki – przez wybity w lodzie przerębel. Do tego dochodzi panujący w jeziorze chłód. – Temperatura wody oscyluje w granicach jednego, dwóch stopni Celsjusza – tłumaczy kmdr por. Mazur. W takich warunkach może dojść do zamarznięcia aparatu oddechowego albo pęknięcia mocowania maski. Jak się wówczas zachować?
Postępowanie na wypadek sytuacji awaryjnych było jednym z elementów zgrupowania. – Nurkowie muszą zachować zimną krew. W pierwszym przypadku powinni zakręcić zawór aparatu, uruchomić automat awaryjny i rozpocząć wynurzanie. W drugim – założyć rezerwową maskę, którą zawsze mają przy sobie. To niestety wiąże się z dyskomfortem, gdyż przez chwilę twarz nurka będzie zalana wodą – tłumaczy kmdr por. Mazur.
Zadań, z którymi mierzyli się nurkowie, było znacznie więcej. Minerzy musieli np. odszukać zalegające na dnie atrapy bomb, podłączyć do nich zbiorniki wydobywcze i wyholować na powierzchnię. Innym wariantem było skonstruowanie sieci wybuchowej i symulowana detonacja. Z kolei nurkowie inżynierii schodzili pod lód, by prowadzić prace związane z cięciem czy spawaniem przedmiotów. – Oczywiście ćwiczyliśmy nie tylko w jeziorze. WOSzK dysponuje głębokim na osiem metrów basenem, gdzie poszczególne zadania można wykonywać w komfortowych warunkach. Woda w niecce ma temperaturę 28 stopni C – tłumaczy kierownik zgrupowania. Ważną częścią były też zajęcia kondycyjne.
Nurkowie marynarki wojennej operują przede wszystkim na morzu, które zamarza rzadko, do tego tylko w strefie przybrzeżnej. Po co im więc umiejętność nurkowania pod lodem? – Nurkowie regularnie wykonują zadania na jeziorach i rzekach. Minerzy na przykład są wzywani do niewybuchów odnajdywanych w akwenach śródlądowych całej Polski. Unieszkodliwiają je sami albo wydobywają na powierzchnię i przekazują saperom. Pracują również zimą, w ujemnej temperaturze, często właśnie pod lodem – przypomina kmdr ppor. Jacek Kwiatkowski, rzecznik 8 Flotylli Obrony Wybrzeża. Tak było w lutym 2014 roku, kiedy świnoujscy specjaliści zostali wezwani do Głogowa. – W Odrze odnaleziono wówczas 250-kilogramową bombę z czasów II wojny światowej – wspomina kmdr Kwiatkowski. Gdyby niewybuch eksplodował, odłamki mogłyby zostać rozrzucone w obrębie niemal kilometra. Dlatego na czas wydobywania pocisku spod lodu ewakuowano kilkuset okolicznych mieszkańców. Ostatecznie skomplikowaną operację udało się zakończyć pomyślnie – pocisk trafił na poligon, gdzie został zdetonowany.
autor zdjęć: GNM
komentarze