Powstanie na Zamojszczyźnie było jednym z największych polskich zrywów podczas II wojnie światowej. Trwało, z przerwami, od jesieni 1942 roku do wiosny 1944 roku. Dzięki współpracy Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich i Gwardii Ludowej udało się zahamować zorganizowaną przez Niemców akcję wysiedleńczą.
Późną jesienią 1942 roku Niemcy rozpoczęli akcje wysiedleńcze Polaków z terenów Zamojszczyzny, a na ich miejsce sprowadzali niemieckich kolonistów. W czasie tych akcji Niemcy stosowali wyjątkowo brutalne metody. Dzieci były odbierane rodzicom, te młodsze, „o aryjskim wyglądzie”, przekazywano niemieckim rodzinom do zniemczenia. Innych, w bydlęcych wagonach, wywożono do specjalnych obozów przejściowych, gdzie masowo umierali z powodu głodu, chorób oraz mrozu. Część trafiała na roboty przymusowe lub do obozów koncentracyjnych. Ponad 100 tys. Polaków z Zamojszczyzny stało się ofiarami represji.
Podziemie odpowiedziało twardo
Oddziały dywersji bojowej Armii Krajowej, oddziały specjalne Batalionów Chłopskich oraz Gwardia Ludowa podjęły zakrojone na wielką skalę akcje przeciwko okupantom. Zarówno AK, jak i BCh były przygotowane aprowizacyjnie oraz organizacyjnie do działań zbrojnych, co pozwoliło na zgrupowanie kilku tysięcy partyzantów na terenie Zamojszczyzny. Główne działania partyzantów polegały na niszczeniu niemieckiej infrastruktury, atakach na niemieckich kolonistów oraz ochronie mieszkańców Zamojszczyzny przed wysiedlaniem.
Pierwsze akcje AK rozpoczęła w listopadzie 1942 roku i od tego momentu Zamojszczyzna była terenem nieustających partyzanckich bitew. Po zwycięskiej dla Polaków bitwie pod Wojdą 30 grudnia wszystko zapowiadało, że nadchodzący 1943 rok także będzie okresem zaciętych walk.
Partyzanci prowadzili dywersję na tyłach frontu, przede wszystkim niszczyli niemiecką infrastrukturę kolejową oraz bazy zaopatrzeniowe. Np. w nocy z 5 na 6 stycznia 1943 roku kompania Konrada Bartoszewskiego „Zadory” zaatakowała stację kolejową Susiec. Żołnierze jednego z plutonów zaminowali, a następnie zburzyli most. Pod torami kolejowymi podłożono materiały wybuchowe oraz specjalne miny. W tym samym czasie żołnierze z plutonu Feliksa Pardusa, ps. „Piast” zniszczyli urządzenia kolejowe na samej stacji, w tym maszynownię oraz wieżę ciśnień. Partyzanci, by nie narażać ludności polskiej, udawali partyzantów sowieckich. Już następnego dnia w pobliskim Józefowie wśród mieszkańców rozpowszechniły się plotki o akcji sabotażowej. Okazało się, że akcje podziemia nie tylko niszczyły niemieckie zaplecze, lecz także podnosiły na duchu okoliczną ludność.
W styczniu 1943 roku prawie każdego dnia dochodziło do zorganizowanych walk i akcji przeciwko Niemcom. Atakowano urzędy, w których niszczono dokumentację administracyjną, a także zaplecze gospodarcze, np. mleczarnie lub magazyny zbożowe wykorzystywane na potrzeby frontu wschodniego. W reakcji na aktywność oddziałów AK i Batalionów Chłopskich okupanci organizowali regularne obławy na partyzantów. Nie przynosiły one jednak zamierzonych rezultatów, gdyż polski wywiad dostarczał informacji o niemieckich ruchach, dzięki czemu Polacy wycofywali się bezpiecznie z zagrożonego terenu.
Odwet na niemieckich kolonistach
W odpowiedzi na akcje wysiedleńcze polska partyzantka atakowała również niemieckich kolonistów. Od listopada 1942 roku do stycznia 1943 roku przeprowadzono ponad 20 akcji, podczas których wymierzano kary chłosty, niszczono niemieckie mienie oraz podpalano wsie. Największą w swych skutkach akcję odwetową na miejscowych folksdojczów przeprowadzono we wsi Cieszyn w powiecie zamojskim w nocy 25 stycznia 1943 roku. Atak na wieś prowadził por. Franciszek Krakiewicz, ps. „Góral”, który dowodził czterema oddziałami szturmowymi – pchor. Józefa Kaczoruka, ps. „Ryszard”, ppor. Stefana Kwaśniewskiego, ps. „Lux”, ppor. Horodyńskiego, ps. „Albert” oraz plut. Franciszka Jasińskiego, ps. Huragan”. Łącznie kilkudziesięciu ludzi. Oddziały zaatakowały umocnioną osadę, podpalając chałupy oraz wartownię. Prócz żandarmerii i SS uzbrojeni byli również niemieccy koloniści. Bój toczył się o każdy dom, masowo używano granatów, a w pewnych momentach dochodziło do walki wręcz. Rannych zostało sześciu Polaków, spośród których jeden zmarł. W czasie akcji zginęło 160 Niemców, a 60 odniosło rany. Wieś została spalona, partyzanci zdobyli dużo broni i amunicji. Atak na Cieszyn odbił się szerokim echem. Informacje dotarły do samego Himmlera, który rozkazał przeprowadzić brutalne akcje odwetowe: „ Gdy będzie konieczne, należy wytępić całe polskie wsie”. Odilo Globocnik, dowódca SS i policji w dystrykcie lubelskim GG, wstrzymał akcje wysiedleńcze i pacyfikacyjne, dając sobie czas na reorganizację sił potrzebnych do złamania polskiego oporu.
W obronie wysiedlanych
Trzecim z kolei zadaniem partyzantów była ochrona mieszkańców przed wysiedlaniem. W ostatnich dniach stycznia 1943 roku wywiad zdobył informacje o planowanych aresztowaniach i pacyfikacjach w gminie Krynice. Komendant obwodu Batalionów Chłopskich w Tomaszowie Lubelskim kazał obsadzić partyzantami pobliskie lasy w okolicach wsi Zaboreczno. Ewakuowano ludność cywilną. Do bitwy szykowało się blisko 300 partyzantów Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich, nad którymi dowództwo przejął mjr Franciszek Bartłomowicz, ps. „Grzmot”. Po stronie niemieckiej udział wzięli żołnierze wermachtu, żandarmeria oraz uzbrojeni koloniści, łącznie ponad 600 osób.
O świcie 1 lutego partyzanci byli na pozycjach, czekając na Niemców. Pierwsze strzały padły ok. godz. 7 we wsi Antoniówka, z której patrol Batalionów Chłopskich zaraz po ataku się wycofał. Okupanci ruszyli za Polakami. Tymczasem partyzanci, czekając na skraju lasu, mieli za zadanie dopuścić Niemców jak najbliżej. Bitwa rozegrała się we wsi Zaboreczno, gdzie Niemcy wpadli w zasadzkę. Otoczeni z trzech stron, po krótkiej, acz intensywnej strzelaninie, stracili kilku ludzi. Partyzanci nie potrafili zamknąć okupantów w okrążeniu, jednak pierwsza faza bitwy była zwycięska. Po trzech godzinach walk zdobyto dużo broni i sprzętu. W ciągu dnia Niemcy kontynuowali pozorowane ataki na partyzanckie pozycje w nadziei, że Polacy wpadną w pułapkę, wychodząc w lasu. Dalsze walki toczyły się w lasach pod Buczyną i Zadnogą oraz w okolicznych wsiach i koloniach. Przybywające niemieckie posiłki wzmocniły natarcie. Ale Niemcy nadal nie potrafili przełamać partyzanckiej obrony, sami natomiast ponieśli ciężkie straty. Ostatnie, generalne natarcie Niemcy przeprowadzili na całej powstańczej linii obrony. Te chwile wspominał strzelec Adolf Szeląg: „Wyjmuję z chlebaka resztę granatów. Układam je przed sobą i powoli zaczynam rzucać. Niemcy nie pozostają nam dłużni i również przechodzą do walki granatami. Po takim kilkuminutowym obrzucaniu się granatami Niemcy (…) podrywają się do ataku. Nie zdołali przebiec tych 20 metrów dzielących ich od nas. Witamy ich ogniem karabinowym i granatami. (…) Do akcji włączył się nasz erkaem (…) Wydaje się jednak, że najważniejsze było to, że wytrzymaliśmy nerwowo”1.
Atak Niemców załamał się tuż przed pozycjami Polaków. W walce zginął jeden partyzant, a dwóch innych było rannych, straty niemieckie wyniosły z kolei ponad 100 osób. Zwycięstwo pod Zaborecznem było sukcesem militarnym i propagandowym, a co najważniejsze, Polakom udało się zablokować wysiedlenia ludności cywilnej.
Na przełomie 1942 i 1943 roku na Zamojszczyźnie udało się zebrać kilka tysięcy partyzantów, dzięki którym rozgorzały walki określane mianem powstania zamojskiego. Pierwszy etap powstania spowodował, że Niemcy na pół roku zaprzestali akcji przesiedleńczych. Dzięki oporowi polskiego podziemia do wiosny 1943 roku Niemcy wysiedlili ok. 40–50 tys. osób zamiast planowanych 140 tys. Nie był to jednak koniec niemieckiego terroru, gdyż wkrótce miało się okazać, że powstanie zamojskie będzie miało kolejny, trudny dla Polaków, etap.
1 - J. Markiewicz, Nie dali ziemi skąd ich ród, Lublin 1967, s. 99.
autor zdjęć: arch. Instytutu Pamięci Narodowej
komentarze