Stał się symbolem niezłomnej walki o wolność. Chciał ją wywalczyć dla Polski i Stanów Zjednoczonych, dla wyzyskiwanych na plantacjach bawełny niewolników i obrabiających pola chłopów pańszczyźnianych. 4 lutego 1746 roku urodził się generał Tadeusz Kościuszko, przywódca insurekcji i bohater dwóch narodów.
W Polsce gwiazda Kościuszki pełnią blasku rozbłysła na krótko przed insurekcją 1794 roku. Wówczas to zaczęły masowo ukazywać się poświęcone mu druki ulotne i medaliony z jego wizerunkiem. Ludzie widzieli w nim już nie tylko bohatera – traktowali go niemal jak zbawcę, jedyną nadzieję na ocalenie Rzeczpospolitej przed potężnymi sąsiadami. – W kraju zapanował kult Kościuszki, który umiejętnie podsycali go przedstawiciele znamienitych rodów, między innymi Izabela i Adam Czartoryscy, łożąc na ten cel pokaźne kwoty. Dziś powiedzielibyśmy, że Kościuszko został przez nich wypromowany – podkreśla Wojciech Kalwat z Muzeum Historii Polski. Dlaczego? – Zwolennicy powstania szukali człowieka, który mógłby stanąć na jego czele. A Kościuszko nadawał się do tego celu idealnie, gdyż ogromne rzesze Polaków mogły się z nim utożsamiać. Pochodził z drobnej szlachty, społeczny awans zawdzięczał przede wszystkim samemu sobie. Był zdolnym i doświadczonym żołnierzem, w dodatku człowiekiem rozpoznawalnym w świecie – wylicza historyk – Był bohaterem uniwersalnym. Tak zresztą jest do dziś...
Saratoga, czyli historia wyczerpania
Tadeusz Kościuszko urodził się w 1746 roku w Mereczowszczyźnie (dzisiejsza Białoruś). Jako chłopiec przez pewien czas uczył się w lubieszowskim Kolegium Pijarów, stosunkowo szybko jednak zdecydował się na karierę wojskową. Wstąpił do nowo utworzonej Szkoły Rycerskiej, która w zamyśle jej założyciela króla Stanisława Augusta Poniatowskiego miała kształcić elity Rzeczpospolitej. Należał do wyróżniających się uczniów. Jako młody kapitan wyjechał kontynuować naukę do Francji. Tam zgłębiał tajniki budowy fortyfikacji, ale też studiował malarstwo i rzeźbę. Po powrocie do kraju zamierzał wstąpić do armii. Jednak ta go nie chciała. Po pierwszym rozbiorze Polski wojsko zostało poważnie zredukowane i dla ambitnego oficera po prostu zabrakło w niej miejsca. Kościuszko błąkał się trochę po Europie, by w połowie lat siedemdziesiątych zdecydować się na wyjazd za ocean. Impulsem stały się obiegające kontynent wieści o wojnie, jaką Amerykanie toczyli przeciwko Wielkiej Brytanii. Stawką była niepodległość tworzącego się kraju. Kościuszko dostrzegł w tym swoją szansę.
Do amerykańskiego wojska zaciągnął się w 1776 roku, a pierwszym poważnym zadaniem, jakie otrzymał, było fortyfikowanie Filadelfii. Potem budował obozy wojskowe, zaprojektował i wzniósł West Point, który uchodził wówczas za najpotężniejszą twierdzę w północnej Ameryce. Jednak chyba najbardziej zasłużył się w bitwie pod Saratogą.
Bitwa pod Racławicami, rys. Aleksandra Orłowskiego.
W 1777 roku z terytorium Kanady wkroczyły do USA liczące 10-tysięcy żołnierzy, doskonale uzbrojone i zorganizowane oddziały brytyjskie. Amerykanie, dowodzeni przez gen. Horatio Gatesa, nie byli w stanie przeciwstawić się im w otwartym starciu. Zaczęli się więc cofać, ale jednocześnie inicjowali liczne akcje zaczepne i jak mogli opóźniali brytyjski marsz. – Kościuszko już wówczas wykazał się, projektując liczne przeszkody terenowe i kierując ich budową – podkreśla Wojciech Kalwat. Ale prawdziwy popis inżynierskich umiejętności dał fortyfikując Saratogę. Wycieńczeni długim marszem Brytyjczycy nie byli w stanie sforsować miasta, a przegrana przez nich bitwa miała niebagatelny wpływ na rezultat całej kampanii. Niedługo później po stronie Amerykanów otwarcie opowiedziała się Francja.
Na czym polegał kunszt Kościuszki? – Budując fortyfikacje, sięgnął po nowatorskie techniki. Po mistrzowsku wykorzystywał ukształtowanie terenu: góry, wzniesienia, bagna. Doskonałym przykładem jest West Point, który wyrósł na wzgórzach położonych tak, że można z nich było przykryć ogniem artylerii możliwie największy obszar – tłumaczy historyk. Amerykanie docenili jego zasługi mianując go generałem brygady i przyznając 250 hektarów ziemi oraz pokaźną nagrodę pieniężną.
Milicjant z kosą
Kościuszko wrócił do Polski w glorii bohatera, niezłomnego bojownika o wolność. Wkrótce nadarzyła się okazja, by tę opinię ugruntować. Obradujący w latach 1788–1792 Sejm Czteroletni postanowił zwiększyć armię, by przeciwstawić się rosnącemu zagrożeniu ze strony Rosji. Kościuszko został w niej mianowany generałem i otrzymał dowództwo jednej z dywizji. Wojska rosyjskie wkroczyły do Polski w maju 1792 roku. Kościuszko staje do obrony ojczyzny. Triumfuje w bitwie pod Zieleńcami, za co dostaje jeden z pierwszych orderów Virtuti Militari, później stawia silny opór pod Dubienką. Jednak losów wojny nie jest w stanie odwrócić. Tym bardziej że sam król staje po stronie prorosyjskiej konfederacji targowickiej i nakazuje wstrzymać walki. Dla Polski kończy się to drugim rozbiorem, dla Kościuszki emigracją. Do kraju wróci rok później, w przededniu insurekcji nazwanej potem od jego nazwiska. 24 marca 1794 roku na rynku w Krakowie składa przysięgę na wierność narodowi i zostaje naczelnikiem Siły Zbrojnej Narodowej. Tak rozpoczyna się ostatnia kampania w dziejach I Rzeczpospolitej.
– Wówczas ostatecznie ugruntowała się legenda Kościuszki – podkreśla Wojciech Kalwat. – My pamiętamy go przede wszystkim ze zwycięskiej bitwy pod Racławicami, ale militarne talenty naczelnik potwierdził także w innych miejscach, choćby podczas oblężenia Warszawy. Wojska rosyjskie i pruskie nie mogły jej sforsować przez dwa miesiące. Kościuszko projektował umocnienia, odpowiednio rozmieszczał broniące się oddziały, a kiedy było trzeba sam prowadził kontruderzenia, na przykład w okolicach Powązek – wylicza Kalwat.
Przysięga Kościuszki na rynku krakowskim 24 marca 1794. Wikimedia
Podczas insurekcji korzystał z nowatorskich rozwiązań. Jedną z takich nowinek byli – wprowadzeni kilka lat wcześniej przez Kościuszkę – strzelcy wyborowi, wzorowani na amerykańskich Rangersach. Inną nowością, zastosowaną po raz pierwszy w czasie insurekcji, były zbrojne oddziały chłopów i mieszczan. Tu z kolei za przykład posłużyły znane z USA milicje obywatelskie, które rekrutowały przede wszystkim farmerów. – W XVIII wieku stosowana w Europie taktyka bitewna była bardzo schematyczna. A Kościuszko ten schemat rozbił. Rosjanie bardzo bali się oddziałów chłopskich, właśnie dlatego, że wyłamywały się z ogólnie obowiązujących zasad. Atakowały zaciekle, często nie reagując na wołania „pardon”, które były znakiem, że rosyjscy żołnierze się poddają. Po prostu wielu chłopów w ogóle nie wiedziało, co to znaczy – przyznaje historyk.
Kościuszko Polski nie zdołał ocalić. Ostatecznie połączone siły rosyjsko-pruskie wygrały, a Rzeczpospolita na skutek trzeciego rozbioru przestała istnieć. Sam naczelnik został ranny i trafił do niewoli. Marną pociechą dla niego pozostał fakt, że wrogowie się go bali, zwolennicy zaś coraz bardziej podziwiali. Caryca Katarzyna nazywała go „bestią”. Thomas Jefferson widział w nim „najczystszego syna wolności”. Ale pośród tych skrajnych opinii były też półcienie. Bo Kościuszko wymykał się ówczesnym schematom.
Mały Żółw daje fajkę
Kościuszki bali się nie tylko nieprzyjaciele. Przestraszył się go także król Stanisław August Poniatowski. – W przededniu insurekcji z niepokojem patrzył na jego rosnącą popularność. Kościuszko miał przecież opinię rewolucjonisty. A wszyscy przecież wiedzieli, co dzieje się w ówczesnej Francji – zauważa Kalwat. Dla Kościuszki wolność stanowiła nadrzędną wartość. Postrzegał ją przy tym nie tylko w wymiarze państwowym, lecz także społecznym. W Stanach Zjednoczonych stał się gorącym zwolennikiem wyzwalania czarnoskórych niewolników. Wszystkie pieniądze darowane przez amerykański Kongres przeznaczył na wykupywanie ich z niewoli i kształcenie. Wspierał też walczących o swoje prawa Indian. Słynne stało się jego spotkanie z jednym z wodzów – Małym Żółwiem, któremu podarował parę rewolwerów i radę, by używał ich przeciwko wszystkim, którzy zapragną zabrać jego ludowi wolność. W zamian dostał fajkę pokoju.
Swoje wolnościowe wizje realizował także po powrocie do Polski. – Im chłop ma więcej swobody, tym jest wydajniejszy – dowodził. W rodzinnym majątku ograniczył więc pańszczyznę mężczyznom, kobiety zaś zwolnił z niej zupełnie. – To z pewnością nie podobało się okolicznej, konserwatywnej szlachcie – przyznaje Kalwat. Kościuszko podczas insurekcji podpisał Uniwersał połaniecki, który znosił w Rzeczpospolitej poddaństwo chłopów, ograniczał pańszczyznę i pozwalał im opuszczać ziemię, na której pracowali. – W gruncie rzeczy jednak zapisy dokumentu były umiarkowane. Już wtedy było wiadomo, że Kościuszko to rewolucjonista, ale nie taki, co to będzie ścinał głowę króla i magnatów – podkreśla historyk.
Naczelnik raczej kiepsko poruszał się za to w świecie polityki. – Był maksymalistą, nie rozumiał, że w międzynarodowych rozgrywkach często trzeba chodzić na ustępstwa, zawierać kompromisy – uważa Kalwat. Drażniło to na przykład Napoleona, który z jednej strony nazywał go „bohaterem północy”, z drugiej miał za naiwnego idealistę.
Po zwolnieniu z rosyjskiej niewoli Kościuszko na krótko wyjechał do USA, później do Francji, a wreszcie osiadł w Szwajcarii. Brał udział w organizowaniu Legionów Polskich, ale do kraju nie wrócił. Zmarł 15 października 1817 roku w Szwajcarii. Dziś spoczywa na Wawelu, a jego nazwisko znane jest bez mała na całym świecie. Pomnik Kościuszki stoi na dziedzińcu najbardziej prestiżowej amerykańskiej uczelni wojskowej, którą stał się West Point, a jego imię nosi najwyższy szczyt Australii. – Kościuszko to jeden z najpopularniejszych naszych bohaterów, między innymi dlatego, że jego życie stanowi odzwierciedlenie polskich losów na przełomie XVIII i XIX wieku: walczył o wolność, był więziony, stał się emigrantem, a potem powstańcem – wylicza Kalwas. Kościuszko był trochę, jak sama Polska.
autor zdjęć: WCEO
komentarze