Z racji położenia geograficznego i związanych z nim gospodarczych interesów na Bałtyku powinniśmy odbudować potencjał lotnictwa morskiego – mówili żołnierze i eksperci podczas konferencji naukowej nt. „Wybrane aspekty zastosowania bojowego lotnictwa”. Szczególną uwagę zwracano na brak samolotów odrzutowych i śmigłowców. Spotkanie odbyło się w Szkole Orląt.
Przedstawiciele Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, Dowództwa Generalnego oraz Operacyjnego, a także lotnicy z jednostek w całym kraju debatowali dziś w Dęblinie na temat wyzwań, z jakimi mierzą się polskie siły powietrzne. Konferencję naukową nt. „Wybrane aspekty zastosowania bojowego lotnictwa” zorganizowała Katedra Taktyki i Uzbrojenia Szkoły Orląt. Spotkanie podzielono na dwie części. Tematem pierwszej było działanie dronów, śmigłowców i samolotów w czasie pokoju, podczas drugiej natomiast dyskutowano o różnego typu operacjach prowadzonych w czasie kryzysu i wojny.
Największe zainteresowanie wywołał temat poświęcony polskiemu lotnictwu morskiemu. Podpułkownik Andrzej Truskowski z Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych podkreślał, że licząca prawie sto lat formacja jest dziś w fatalnej kondycji. – To nie jest wynik zaniedbań z wczoraj czy dziś. Niszczenie potencjału lotnictwa morskiego rozpoczęło się w latach osiemdziesiątych, gdy do tych sił nie trafiły wprowadzane wówczas do lotnictwa wojsk lądowych maszyny odrzutowe Su-22 – komentował ppłk Truskowski, dodając, że później wcale nie było lepiej. Plan modernizacji polskiego lotnictwa jeszcze z końca lat dziewięćdziesiątych zakładał, że Wojsko Polskie kupi do 2012 roku aż 160 samolotów wielozadaniowych, z których część miała trafić do marynarki wojennej. Jednak ostatecznie w 2003 roku kupiono 48 wielozadaniowych F-16 dla sił powietrznych i żadnej maszyny dla sił morskich.
Uczestnicy konferencji zgodnie uznali, że w celu ochrony wybrzeża długości ponad 500 km i strefy ekonomicznej Bałtyku o powierzchni 32 tys. km2 kwadratowych Polska musi jak najszybciej odbudować morski komponent lotniczy. Nie wystarczą do tego jednostki lotnicze sił lądowych, co podkreślał gen. bryg. pil. Sławomir Żakowski, zastępca dowódcy Centrum Operacji Powietrznych – Dowództwa Komponentu Powietrznego. – Lotnictwo morskie ma swoje specyficzne wymagania, nie tylko związane ze sprzętem, lecz i z ludźmi. Nie każdy pilot może wykonywać zadania nad akwenami – uzasadniał generał. Podczas dyskusji pojawiło się kilka propozycji dotyczących maszyny, która nadawałaby się do działań nad Bałtykiem. Od konstrukcji używanych, wycofywanych (w ramach oszczędności) ze służby przez inne armie, aż do zupełnie nowych samolotów (włącznie z F-35).
O potrzebie jak najszybszego kupienia śmigłowców do zwalczania zagrożeń na morzu mówił w listopadzie wiceminister obrony Bartosz Kownacki. Jedną z wizytówek Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej są wciąż Mi-14PŁ, śmigłowce przeznaczone do zwalczania okrętów podwodnych (ZOP). Jednak cztery z nich zostały już wycofane. W jednostce pozostały jeszcze cztery, których zdolność do użycia upływa w latach 2021–2022. Poza „czternastkami” siły ZOP współtworzą jeszcze cztery amerykańskie śmigłowce pokładowe SH-2G. BLMW jako jedyna formacja w kraju strzeże z powietrza bezpieczeństwa osób znajdujących się na polskich wodach Bałtyku. W tym celu korzysta głównie z sześciu helikopterów W-3RM Anakonda. Jednak połowa z nich przechodzi obecnie modernizację w Świdniku. Wiceszef MON zapewniał w mediach, że zakupy dla lotnictwa morskiego są wśród priorytetów resortu obrony.
Poza problemami polskiego wojska uczestnicy konferencji debatowali również o wyzwaniach, z jakimi mierzą się inne armie. Omówiono m.in. kwestie związane z używaniem dornów, a także wykorzystaniem lotnictwa taktycznego w konflikcie ukraińsko-rosyjskim oraz w wojnie w Syrii.
autor zdjęć: ppor. nawig. Kamil Grzyb
komentarze