Biało-czerwone flagi, kokardy z orłem strzeleckim, tarcze z godłami Polski i Litwy, wizerunki Matki Boskiej – wkroczenie Legionów do Warszawy miało wzbudzić nadzieje Polaków na odzyskanie wolności. Ale też spowodować, że szeregi wojska zasilą żołnierze, którzy będą chcieli walczyć u boku niemieckiej armii. Niemieckie plany pokrzyżował… plan Piłsudskiego.
Żołnierze witani przez mieszkańców Warszawy.
Na początku października 1916 roku walczące dotąd na Wołyniu Legiony zostały wycofane na Nowogródczyznę w rejon Baranowicz. Nastroje wśród żołnierzy były złe. Legioniści od dwóch lat przelewali krew, wierząc, że ich ofiara przyniesie Polsce niepodległość. Tymczasem państwa centralne wciąż ociągały się z jakimikolwiek ustępstwami uwzględniającymi polskie postulaty.
Konflikt Piłsudski – Sikorski: Dwie różne wizje armii
W środowisku narastał konflikt między stronnikami polityki Józefa Piłsudskiego i Władysława Sikorskiego, który pełnił funkcję szefa Departamentu Wojskowego Naczelnego Komitetu Narodowego. Dla Sikorskiego ważna była budowa silnej narodowej armii, która sama w sobie byłaby realną wartością. Poza tym można byłoby jej też użyć jako elementu nacisku na Austro-Węgry i Niemcy. Poglądy Sikorskiego podzielali żołnierze II Brygady, zwanej Karpacką.
Piłsudski z kolei uważał, że Polacy nie mogą wykrwawiać się dla obcych interesów, jeśli nie będzie gwarancji osiągnięcia realnych korzyści. Wobec ich braku, coraz częściej świadomie prowokował konflikty z austriacką komendą Legionów. Jego silnym atutem był ogromny autorytet, którym cieszył się wśród żołnierzy I i III Brygady.
Austriacy podjęli decyzję, aby na dobre pozbyć się Piłsudskiego z wojska, dymisjonując go ze stanowiska komendanta I Brygady. Jednocześnie odbywała się reorganizacja Legionów, której celem było stłumienie buntowniczych nastrojów w rozpolitykowanej I Brygadzie. Te dramatyczne wydarzenia pogłębiły wewnętrzny rozłam w Legionach.
Walka o dusze Polaków
Ogłoszenie przez cesarzy Wilhelma II i Franciszka Józefa „Aktu 5 listopada” dało Polakom nadzieje na przełom w sprawie odbudowy Polski oraz dalsze działania państw centralnych zmierzające do stworzenia państwa polskiego. Również środowisko legionowe dało się ponieść emocjom i coraz częściej spoglądało w przyszłość z ostrożnym optymizmem.
Kawalerzyści z 2 Pułku Ułanów Legionów Polskich przejeżdżają przez bramę triumfalną w Alejach Jerozolimskich.
Legiony miały stać się kadrami powstającego Wojska Polskiego. Pomiędzy 27 a 29 listopada jednostki zostały przetransportowane koleją do nowych miejsc kwaterunku, które znajdowały się na Mazowszu. W Warszawie miały stacjonować: Komenda Legionów, II i III Brygada, a także 3 Pułk Piechoty. Komenda I Brygady Legionów Polskich oraz 1 Pułk Piechoty trafiły do Łomży, pozostałe pododdziały stacjonowały natomiast w Górze Kalwarii, Grajewie, Mińsku Mazowieckim, Modlinie, Nałęczowie, Ostrołęce, Pułtusku i Różanie. Na czele Legionów stanął pułkownik c.k. armii Stanisław Szeptycki.
Władze niemieckie postanowiły wykorzystać wkroczenie Legionów do Warszawy dla celów propagandowych. Szczególnie warszawski generał-gubernator Hans Hartwig von Beseler chciał zaprezentować się jako przyjaciel i dobroczyńca Polaków oraz Legionów. Na czele powołanego komitetu organizacyjnego stanął rektor Uniwersytetu Warszawskiego Józef Brudziński, zaangażowani byli również działacze partii aktywistycznych – Ligi Państwowości Polskiej, Centralnego Komitetu Narodowego i innych.
Znamienny był fakt, że do defilady nie dopuszczono wszystkich legionowych oddziałów. Aby uniknąć politycznych demonstracji, warszawiakom mieli zaprezentować się żołnierze sprawiającej najmniej kłopotów II Brygady – 3 i część 4 Pułku Piechoty, 2 Pułk Ułanów, a także pododdziały sztabowe, saperskie i techniczne. „Niepokorne” I i III Brygada reprezentowane były tylko przez nielicznych przedstawicieli.
Defilada pod okiem Beselera
1 grudnia o godzinie 9 rano wstrzymano ruch kołowy na ulicach, którymi mieli przejść legioniści. Początek uroczystości zaplanowano w Alejach Jerozolimskich na wysokości dworca Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, gdzie wzniesiono bogato udekorowaną bramę tryumfalną. Wiele budynków było ozdobionych biało-czerwonymi flagami, tarczami z godłami Polski i Litwy, wizerunkami Matki Boskiej oraz kwiatami. Z kolei członkowie Komitetów poprzypinali biało-czerwone kokardy z orłem strzeleckim.
O godzinie 9.30 rozległ się hymn narodowy. Jako pierwszy przemówił rektor Brudziński. Zaznaczył, że Legiony to pierwsze wojsko, jakie od czasów powstania listopadowego widzą mieszkańcy stolicy. Podkreślał także zasługi nieobecnego Józefa Piłsudskiego. Po kolejnym przemówieniu, wygłoszonym przez płk. Szeptyckiego, żołnierzy powitano chlebem i solą, po czym Alejami Jerozolimskimi ruszyła defilada. Kolumnę otwierali ułani wraz z trębaczami, za nimi były oddziały karabinów maszynowych, po nich zaś maszerowała piechota poprzedzona orkiestrą. Żołnierze szli w pełnym oporządzeniu, prezentując swoje odznaczenia. Wzdłuż trasy przemarszu gromadziły się grupy warszawiaków. Swoje delegacje wystawiły rozmaite organizacje społeczne i polityczne, uczelnie oraz teatry i szkoły. Wśród oczekujących byli także weterani powstania styczniowego.
Pułkownik Stanisław Szeptycki i generał Ulrich von Etzdorf na skrzyżowaniu Nowego Światu i Alej Jerozolimskich (1 grudnia 1916).
Na Nowym Świecie legionistów powitał w imieniu niemieckich władz okupacyjnych gen. Ulrich von Etzdorf. Życzył dalszego rozwoju wojska polskiego w niepodległym państwie polskim. Najważniejsza część uroczystości odbyła się na placu Saskim. Na schodach soboru św. Aleksandra Newskiego (rozebranego w latach 1924-1926) oczekiwała niemiecka orkiestra wojskowa, wojskowi i urzędnicy. O godzinie 11 orkiestry legionowe zagrały Mazurka Dąbrowskiego, przy którego dźwiękach na plac wjechał generał gubernator Hans von Beseler w towarzystwie płk. Stanisława Szeptyckiego oraz płk. Józefa Hallera. Wśród reprezentantów armii austro-węgierskiej znalazł się jeden z najpopularniejszych polskich malarzy, służący w randze rotmistrza, Wojciech Kossak.
Beseler dokonał przeglądu wojsk, wygłosił przemówienie „do towarzyszy broni”, podkreślając zasługi legionowej formacji dla odzyskania przez Polskę niepodległości. Mowę zakończył okrzykiem na cześć wolnej i niepodległej Polski. Defilada ruszyła Krakowskim Przedmieściem. Przed hotelem Bristol przyjmował ją Beseler. A po południu na Zamku Królewskim odbyło się przyjęcie dla oficerów.
Entuzjazm i… chłód warszawiaków
Według opinii „aktywistycznej” warszawskiej prasy, uroczystość zakończyła się pełnym sukcesem. Dziennikarze donosili o nieprzebranych tłumach warszawiaków i ich powszechnym entuzjazmie. „Kurier Warszawski” donosił, że defilujący zostali obdarowani tak ogromną ilością kwiatów, iż dekorowano nimi nawet końskie uprzęże i karabiny, a po defiladzie jezdnia w Alejach Jerozolimskich była „dosłownie usiana kwieciem jesiennym”.
Tymczasem prawda była bardziej złożona. Inny obraz rzeczywistości wyłania się z relacji żołnierzy biorących udział w uroczystości. Według wielu z nich, reakcja mieszkańców Warszawy była chłodna, niejednokrotnie wręcz nieprzychylna. Sympatie warszawskiej ulicy kierowały się w stronę Józefa Piłsudskiego, który do poczynań władz okupacyjnych odnosił się z wrogą rezerwą, słusznie uważając je za puste gesty bez pokrycia w konkretnych działaniach. Nakazał on swoim stronnikom wykorzystać uroczystości do dobitnego wyrażenia poglądów obozu niepodległościowego. W efekcie, maszerujący żołnierze często słyszeli okrzyki wznoszone na cześć I Brygady, komendanta Piłsudskiego oraz piłsudczykowskiej Polskiej Organizacji Wojskowej. Żołnierzy II Brygady nazywano „werbownikami”, „zaprzedanymi austriackimi najemnikami” czy nawet „bratobójcami”. Były to opinie krzywdzące i niesprawiedliwe dla żołnierzy biorących udział w defiladzie, niestety odpowiadały temperaturze ówczesnych sporów politycznych w Legionach.
Sama uroczystość, mimo że spektakularna i barwna, nie przyczyniła się do zmniejszenia wciąż utrzymującej się nieufności Polaków wobec Niemców. O ile legioniści z czasem zdobyli serca mieszkańców Królestwa, to do powstającej u niemieckiego boku armii zdecydowało się zgłosić bardzo niewielu ochotników – a na tym w gruncie rzeczy najbardziej zależało Niemcom.
Tekst pochodzi z okolicznościowej jednodniówki „Polski Zbrojnej”.
autor zdjęć: Wojskowe Biuro Historyczne
komentarze