To było jedno z najważniejszych starć II wojny światowej. 4 listopada 1942 roku Brytyjczycy rozbili pod El-Alamejn jednostki feldmarszałka Erwina Rommla wspomagane przez Włochów. Otworzyło to aliantom drogę do ostatecznego zwycięstwa w Afryce. Udział w sukcesie mieli Polacy. Nie uczestniczyli w bitwie, ale Brytyjczycy korzystali z ich wynalazku: wykrywacza min.
Oddziały Afrika Korps wspierane przez Włochów szły jak burza. Latem 1942 roku wtargnęły w głąb Egiptu i niemal oparły się o Kanał Sueski. Dla Brytyjczyków mogło to oznaczać tylko jedno: poważne kłopoty. Tamtędy przecież szło zaopatrzenie z ich kolonii. Musieli uderzyć.
Pod koniec sierpnia siły brytyjskie pod miastem El-Alamejn stanęły oko w oko z wojskami Osi. Atak nie do końca się powiódł, ale pochód został zatrzymany. Niemcy i Włosi okopali się i czekali. W tym czasie dowodzenie brytyjskimi wojskami przejął gen. Bernard L. Montgomery. Oczywiste było, że wkrótce musi dojść do kolejnego starcia.
Saperzy w Ogrodzie Diabła
Jesienią Brytyjczycy przystąpili do operacji „Bertram”. Rozpoczęli budowę atrapy rurociągu, którym rzekomo miała być tłoczona ropa dla ich oddziałów. Budowali i rozmieszczali na pustyni czołgi ze sklejki. Wszystko to miało przekonać wrogów, że uderzą w innym miejscu. Bardziej na południu.
Atak został zaplanowany na wieczór 23 października 1942 roku. Brytyjczycy zamierzali najpierw rzucić do boju artylerię, a potem czołgi. Wcześniej jednak saperzy weszli do Ogrodu Diabła. Tak nazywali przestrzenie wokół niemieckich i włoskich umocnień, naszpikowane pół miliona min. I tu do akcji wkraczają Polacy. – Co prawda nie brali oni bezpośredniego udziału w bitwie, ale Brytyjczycy korzystali z ich wynalazku: wykrywacza min – wyjaśnia Mariusz Skotnicki z Działu Historii Wojskowości Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Urządzenie składało się z plecaka zawierającego aparat pomiarowy, słuchawek i bambusowego kija ze swego rodzaju talerzem na końcu. W talerzu zamontowane zostały dwie cewki, które wytwarzały pole elektromagnetyczne. Kiedy saper trafił na minę, do jego słuchawek docierał gwizd. Projekt wykrywacza na przełomie 1941 i 1942 roku opracowali dwaj polscy oficerowie por. Józef Kosacki i por. Andrzej Garboś, po czym przekazali go nieodpłatnie sojusznikom. – W brytyjskiej nomenklaturze urządzenie nosiło nazwę „Polish Mine Detector”. Było ono tak dobrze opracowane, że tamtejsi żołnierze, oczywiście po drobnych modyfikacjach, używali go jeszcze przez kilkadziesiąt lat – podkreśla Skotnicki. Ostatni raz „polski detektor” został wykorzystany podczas operacji „Pustynna burza” w 1991 roku.
Tymczasem pod El-Alamejn Brytyjczycy długo nie mogli skruszyć obrony nieprzyjaciela. Pomogło dopiero wsparcie lotnictwa. 2 listopada dowódca wojsk Osi Erwin Rommel otrzymuje rozkaz od samego Hitlera: „zwyciężaj albo giń!”. Ostatecznie jednak nie decyduje się na samobójstwo. Niemcy i Włosi krok po kroku się cofają. Wreszcie 4 listopada ponoszą ostateczną klęskę.
Pochodnia dobija Niemców
W drugiej bitwie pod El-Alamejn zginęło i rany poniosło 20 tysięcy niemieckich i włoskich żołnierzy. Do niewoli dostało się kolejne 30 tysięcy. Brytyjczycy stracili 13,5 tysiąca ludzi. Ale zdołali ostatecznie złamać siły Osi w Afryce Północnej. Teraz wystarczyło je dobić.
W nocy z 7 na 8 listopada ruszyła operacja „Torch”, czyli amerykańsko-brytyjskie lądowanie w Algierii i Maroku. Alianci ruszyli w kierunku Algieru, Oranu i Casablanki. Także tym razem sporą rolę w ich sukcesach odegrali Polacy. Przed rozpoczęciem operacji cenne dane wywiadowcze zebrała w Algierii ekspozytura wywiadu kierowana przez gen. Mieczysława Słowikowskiego, zwana też „Agencją Afryka”. Podczas samego lądowania oddziały desantowe wspomagał ogniem polski niszczyciel ORP „Błyskawica”. W maju 1943 roku padł Tunis, a to oznaczało ostateczną klęskę Niemiec oraz Włoch w Afryce i koniec zmagań na tym kontynencie.
Według wielu anglosaskich historyków, bitwa pod El-Alamejn była jedną z tych, które miały kluczowe znaczenie dla losów wojny. Czasem bywa ona nawet porównywana do batalii pod Stalingradem. – Jest w tym pewna przesada. Wystarczy spojrzeć na liczbę wojsk walczących w północnej Afryce i na froncie wschodnim – twierdzi Skotnicki. – Niewątpliwie jednak egipska bitwa była ważna. Pozwoliła przełamać złą passę Brytyjczyków w północnej Afryce. Otworzyła też drogę do zwycięstwa aliantów na tym kontynencie, a potem do lądowania w południowych Włoszech – podkreśla historyk.
Tego samego zdania był chyba brytyjski premier Winston Churchill. Kilka dni po bitwie stwierdził: „Teraz to nie jest koniec, to nie jest nawet początek końca. Ale to jest, być może, koniec początku”.
autor zdjęć: Imperial War Museums
komentarze