Uważam, że najlepszym wyjściem jest kupienie przez Polskę jednocześnie dwóch typów śmigłowców, zwłaszcza najnowszej generacji. Takich, które spełniałyby określone przez specjalistów wojskowych wymogi i w pełni zaspokajały potrzeby wszystkich rodzajów wojsk, w tym marynarki wojennej i wojsk specjalnych, a także tworzonych wojsk obrony terytorialnej. Przy czym – poza warunkiem produkowania ich w Polsce – niezbędnym wymogiem powinno być przekazanie nam kodów źródłowych i transfer nowoczesnych technologii do polskiego przemysłu zbrojeniowego i lotniczego.
Wybór śmigłowca Caracal dla Sił Zbrojnych RP tuż po ogłoszeniu tej decyzji wzbudził wiele kontrowersji, które wzmagał dodatkowo brak istotnych informacji. Nie do końca było wiadomo, jakie są ostateczne oczekiwania i wymogi wojska. Trzy konkurujące w przetargu firmy: francuski Airbus Helicopters, PZL Mielec i PZL Świdnik należało porównywać pod względem kilku kryteriów: wymogów wojskowych (najważniejsze), kryterium ekonomicznego (cena) i trzeciego kryterium – oferty przemysłowej. W przypadku tego ostatniego przyjmuje się, że oferta offsetowo-przemysłowa, czyli kompensacyjna powinna mieć zbliżoną wartość do wartości zamówionego sprzętu. Jeśli chodzi o kryterium ceny, to obejmuje ona całościowe koszty pozyskania śmigłowca, tj. cenę maszyny, a także koszty systemu jej eksploatacji i szkolenia. Z informacji, jakie przedostały się do mediów, wynikało, że oferta francuska była najdroższa i w przypadku 50 śmigłowców wynosiła 13,5 mld zł.
Przy wyborze uzbrojenia, które przecież wiele lat ma służyć armii, warto kierować się zasadą przeskoku generacyjnego, zgodnie z którą za granicą należy kupować sprzęt możliwie najnowszy, a nawet znajdujący się jeszcze w stadium prób. Chodzi o to, aby wyprzedzić generacyjnie posiadane, schodzące i wycofywane już uzbrojenie. Tak uczyniono chociażby z zakupem dla Sił Zbrojnych RP rakiety przeciwpancernej Spike, produkcji izraelskiej, która od kilku lat montowana jest w zakładach Mesko w Skarżysku Kamiennej. Spike jest najnowszą generacją pocisku przeciwpancernego, lecz ma jedną znaczącą wadę – nie był sprawdzony na polu walki. Widzę analogię między rakietą Spike a oferowanym przez zakłady w Świdniku śmigłowcem AW 149. W odróżnieniu od swojego francuskiego konkurenta, AW 149 jest ostatnio zaprojektowaną konstrukcją, która może być rozwijana i modernizowana przez co najmniej 30 lat. Śmigłowiec ten ma być wyposażony w najnowocześniejsze systemy, takie jak awionika czy system kierowania lotem, które są bardzo pożądane w warunkach bojowych. Śmigłowiec Caracal, oferowany przez europejski koncern Airbus Helicopter - z siedzibą we Francji, nie jest już najnowszą maszyną. To śmigłowiec, którego konstrukcja nawiązuje do francuskiego Eurocoptera AS532 Cougar, który wszedł do produkcji w 1978 roku. Caracal jako jego nowsza wersja produkowany jest w obecnym kształcie od 2005 roku. Wykorzystywany był bojowo tylko w konfliktach, w które była zaangażowana francuska armia w krajach afrykańskich. Znacznie wcześniej do produkcji wszedł także Black Hawk, który jest najbardziej sprawdzoną konstrukcją i był używany w warunkach bojowych w wielu konfliktach zbrojnych na świecie.
Niewątpliwie błędem był wybór jednej platformy śmigłowcowej, a więc jednego typu helikoptera na różne potrzeby – zarówno wojsk lądowych, wojsk specjalnych, sił powietrznych, jak i marynarki wojennej. Przy czym marynarka wojenna ma dwa rodzaje potrzeb: śmigłowce do zwalczania okrętów podwodnych oraz śmigłowce ratownictwa morskiego. Wybór jednej platformy uzasadniano zmniejszeniem kosztów eksploatacji, serwisu i remontów oraz szkolenia. Niektórzy eksperci już wtedy wskazywali, że nie jest możliwe, żeby jedna platforma śmigłowca zaspokoiła tak różne potrzeby.
Wiele wskazuje na to, że wybór Caracali w znacznej mierze był decyzją polityczną, ukierunkowaną na promowanie francuskiej oferty. Warto również zwrócić uwagę na fakt, iż poprzedni rząd rozpoczął negocjacje z Francją w sprawie pozyskania śmigłowców w momencie, gdy Francja zawarła umowę z Rosją na dostarczenie jej dużych okrętów desantowych Mistral.
W publicznej debacie, która rozpętała się po ogłoszeniu, że obecny rząd rezygnuje z francuskiego śmigłowca, nikt nie zwrócił uwagi na to, że poprzednie kierownictwo MON do testów w warunkach przypominających warunki bojowe – przeprowadzonych na lotnisku wojskowym w Powidzu – dopuściło tylko Caracala. Uzasadniano to tym, iż pozostałe dwie oferty nie spełniały oczekiwań MON, co spotkało się to z zarzutem, że oferta Francuzów jest preferowana. Co więcej, testy w Powidzu przeprowadzono bez udziału ekspertów, których zaakceptowałyby obie firmy, czyli zakłady w Mielcu i w Świdniku, których śmigłowce nie zostały do testów zakwalifikowane i pomimo tego, że z takim postulatem występowali związkowcy z obu przedsiębiorstw.
Jak wiadomo, PZL Mielec od kilku lat już montuje śmigłowce Black Hawk i eksportuje je za granicę, PZL Świdnik zaś ma w tej materii spore doświadczenie, bo produkuje śmigłowce polskiej konstrukcji, m.in. W-3PL Głuszec czy wcześniejsze PZL W-3 Sokół i Puszczyk. Co więcej, przygotowania do realizacji przetargu śmigłowcowego zostały poczynione i są zaawansowane, stąd produkcja AW-149 w Świdniku stosunkowo szybko może być uruchomiona. Należy podkreślić, iż Francuzi – w odróżnieniu od oferentów śmigłowca AW 149 ze Świdnika i Black Hawka z Mielca – nie mają fabryki sprzętu lotniczego w Polsce. W ramach wstępnie wynegocjowanego z Polską kontraktu (ostateczna umowa na ich zakup miała być zawarta po zakończeniu negocjacji offsetowych powodzeniem) zadeklarowali wybudowanie na terenie Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 1 w Łodzi, które dotąd remontowały śmigłowce produkcji radzieckiej, montownię oferowanych maszyn oraz fabrykę wirników i przekładni w Radomiu. Airbus Helicopter miał też przekazać Polsce niektóre technologie związane z ich produkcją oraz stworzyć możliwości obsługi, napraw i remontów śmigłowców w Polsce. Docelowo Polska miała nabyć 50 francuskich śmigłowców, z tym, że pierwsza partia 25 sztuk miała zostać zmontowana we Francji, a dopiero następne 25 egzemplarzy w Polsce, po uruchomieniu montowni w Łodzi. Oznaczało to, że produkcja pierwszych 25 maszyn poza Polską nie przyniosłaby tych korzyści, jakie daje produkcja w Polsce – poprzez zapewnienie miejsc pracy w naszym kraju, w tym także u kooperantów, tworzenie popytu dzięki płacom dla pracowników i odprowadzanie podatków. Jednocześnie Francuzi obiecali, że kolejne 25 śmigłowców - po dostarczeniu Polsce 50 sztuk - zmontowanych już w Polsce będzie można wyeksportować. Realizacja tego zobowiązania jest jednak bardzo trudna, zważywszy na dużą międzynarodową konkurencję na rynku wielozadaniowych śmigłowców, mogłaby więc okazać się niespełnioną obietnicą. Warto tu pamiętać, że Amerykanie też dużo obiecali w sprawie offsetu, gdy oferowali Polsce wielozadaniowy samolot F-16, ale w trakcie realizacji umowy offsetowej wycofali się z wielu obietnic i uzgodnień, zrzucając winę na to, że polskie przedsiębiorstwa były nieprzygotowane do absorpcji proponowanego przez nich offsetu.
Uważam, że najlepszym wyjściem jest nabycie przez Polskę jednocześnie dwóch typów śmigłowców, zwłaszcza najnowszej generacji, które spełniałyby określone przez specjalistów wojskowych wymogi i w pełni zaspokajałyby potrzeby wszystkich rodzajów wojsk, w tym marynarki wojennej, wojsk specjalnych oraz tworzonych wojsk obrony terytorialnej. Przy czym – poza warunkiem produkowania ich w Polsce – niezbędnym wymogiem powinno być przekazanie nam kodów źródłowych i transfer nowoczesnych technologii do polskiego przemysłu zbrojeniowego i lotniczego.
Mówiąc ogólnie, problem polega na tym, że polskie wojsko potrzebuje różnych rodzajów uzbrojenia w związku z realizacją zamierzonych programów modernizacyjnych. Przypomnę, że Francuzi proponują nam swoje oferty jeszcze w trzech programach. Chodzi o przetarg na okręty podwodne, w którym Francuzi oferują okręt „Scorpene”, produkowany w stoczni DCNS, oraz przetarg na śmigłowce uderzeniowe (program „Kruk”), w którym Airbus Helicopters proponuje śmigłowiec Tiger. Ponadto wciąż gorący jest temat pozyskania w ramach programu „Wisła” zestawów obrony powietrznej średniego zasięgu, gdzie obok amerykańskich zestawów proponowana jest także oferta firmy MBDA, w której Francuzi mają znaczące udziały. A zatem sprawa nie kończy się na Caracalach. W tej chwili w MON trwa rewizja programów zbrojeniowych, zajmuje się tym wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki. Trudno jednak dziś powiedzieć, jak zostaną rozstrzygnięte wspomniane przetargi na inne rodzaje uzbrojenia, nie można wykluczyć, że na korzyść Francuzów. Osobiście jestem za dywersyfikacją partnerów, jeśli chodzi o sprzęt zbrojeniowy. Oczywiście mam na myśli partnerów z NATO - z jednej strony mogą to być Amerykanie, a z drugiej partnerzy z Europy.
komentarze