31 sierpnia 1939 roku komando nadzorowane przez szefa Służby Bezpieczeństwa Reichsführera SS Reinharda Heydricha napadło na niemiecką radiostację. Wina zrzucona została na Polaków. Hitler chciał w ten sposób przekonać świat, że to polscy dywersanci odpowiadają za wybuch wojny.
Telefon zadzwonił późnym popołudniem. – Babcia umarła – to hasło do rozpoczęcia działań usłyszał w słuchawce Alfred Naujocks, szef komanda wyznaczonego do przeprowadzenia prowokacji. Nim zapadł zmrok, byli już w drodze. Do budynku radiostacji weszli bez problemu. Akurat wybiła godzina 20.00 i pracownicy słuchali nadawanych z Wrocławia wiadomości. Aresztowali ich i wyprowadzili do piwnicy. I wtedy „zaczęły się schody”. – Cholera, gdzie mikrofony?! – złapał się za głowę dowodzący akcją. Bez nich nie mogli puścić w świat komunikatu, że Polacy zajęli niemiecki obiekt.
Komando we mgle
Na początku lat 20. zeszłego wieku, po trzech polskich powstaniach, Górny Śląsk został podzielony pomiędzy Niemcy a odradzającą się Rzeczpospolitą. Gliwice leżały tuż przy granicy, po stronie niemieckiej. W mieście w krótkim czasie powstały dwie radiostacje, które miały zwiększyć zasięg rozgłośni nadającej z Wrocławia. Cel: skuteczna propaganda. W przeddzień wybuchu II wojny światowej ta propaganda przybrała inny wymiar.
Niemcy postanowili, że 31 sierpnia wieczorem upozorują polski atak na radiostację. – W ten sposób Hitler zamierzał pokazać światu, że w wojnie, która niebawem wybuchnie, to Polska jest agresorem. Tym samym chciał zniechęcić Francję i Wielką Brytanię do realizacji sojuszniczych zobowiązań, a zarazem utwierdzić Niemców, że jego polityka jest słuszna – wyjaśnia Krystyna Goczał z Radiostacji, która dziś jest oddziałem Muzeum w Gliwicach.
Akcja była ściśle tajna. Nad jej realizacją osobiście czuwał Reinhard Heydrich, szef SD (Sicherheitsdienst des Reichsführers-SS – Służba Bezpieczeństwa Reichsführera SS). W wyznaczonym dniu dał telefoniczny sygnał dowódcy siedmioosobowego komanda Alfredowi Naujocksowi. Wcześniej, na osobisty rozkaz Reichsführera SS Heinricha Himmlera, została odwołana straż pilnująca obiektu, a na miejscu pojawili się dwaj policjanci. Pierwszy miał otworzyć drzwi ludziom Naujocksa, drugi zaś dostał zadanie, by pilnować niczego nieświadomych pracowników radiostacji. Członkowie komanda mieli opanować placówkę i nadać przez radio komunikat, że oto znalazła się ona w polskich rękach.
Niemcy popełnili jednak trudny do wytłumaczenia błąd.
Śmierć powstańca
Naujocksowi zabrakło fundamentalnej wiedzy. W radiostacji, do której weszli, nie było studia mikrofonowego, z jakiego można nadać komunikat. Znajdowało się ono w starej placówce, dziesięć kilometrów dalej. Na przejazd w nowe miejsce nie było już czasu. Zgodnie z planem akcja musiała się zakończyć w ciągu 20 minut. Naujocks chwycił się więc przysłowiowej brzytwy – nakłonił obsługę do wydania mikrofonu burzowego. Urządzenie było podłączane do aparatury, kiedy zbliżała się nawałnica. Pracownicy stacji uprzedzali radiosłuchaczy, że za moment może zaniknąć sygnał, na którego przywrócenie muszą spokojnie zaczekać. Mikrofon został ostatecznie podłączony, a w eter popłynął głos spikera: „Uwaga, tu Gliwice. Radiostacja znajduje się w polskich rękach…”. Mikrofon nagle zamilkł. Z kilkuminutowego komunikatu zostało dziewięć wyrazów. Dlaczego? – Tego pewnie nie dowiemy się już nigdy – przyznaje Krystyna Goczał. – Być może radiotechnik z grupy Naujocksa spanikował i zrobił coś źle. A może pracownik stacji, ciągle nieświadomy, że ma do czynienia z niemiecką akcją, celowo źle podłączył mikrofon – dodaje.
Ostatnią odsłoną przedsięwzięcia stało się podrzucenie ciała „jednego ze sprawców”. – Ofiarą stał się Franciszek Honiok z pobliskiej wsi Łubie. Był on weteranem trzeciego powstania śląskiego. Po podziale Górnego Śląska robił wszystko, by wrócić do domu, który znalazł się po niemieckiej stronie granicy. Tym samym zwrócił na siebie uwagę – opowiada Krystyna Goczał. Niemcy aresztowali go w przeddzień operacji. – Wywieźli go wprost z gospody, do której poszedł do pracy. Ślad po nim zaginął, a rodzina długo i bezskutecznie próbowała ustalić, co się z nim stało – podkreśla Krystyna Goczał. Tymczasem Honiok został zamordowany w więzieniu. 31 sierpnia wieczorem jego ciało Niemcy przywieźli pod radiostację. Miał przy sobie oryginalne dokumenty, które miały ostatecznie przekonać międzynarodową opinię publiczną, że za prowokacją stoją dawni powstańcy śląscy.
„Kula za kulę, bomba za bombę”
Prowokacja gliwicka była jedną z wielu. – W tygodniach poprzedzających wybuch wojny Niemcy przeprowadzili ich kilkadziesiąt. Większość z nich nie do końca przebiegła po ich myśli. Efekt propagandowy, przynajmniej w pewnym stopniu, został jednak osiągnięty – uważa Krystyna Goczał.
Dwie godziny po zakończeniu akcji w Gliwicach berlińskie radio podało, że oto Polacy – dywersanci napadli na niemiecką placówkę. Nazajutrz w Reichstagu Hitler mówił o polskiej agresji: „Od godziny 5.45 (w Niemczech w chwili wybuchu wojny obowiązywał inny czas – przyp. red.) odpowiada się im strzałami, a od tej chwili na bombę odpowie się bombą”. Zabiegi Rzeszy nie zwiodły jednak zachodnich aliantów. Wkrótce wypowiedziały one Hitlerowi wojnę. Inna sprawa, jak z nim początkowo walczyli…
Tymczasem o prawdziwym przebiegu wydarzeń z 31 sierpnia świat dowiedział się dopiero po wojnie. – Podczas procesu w Norymberdze Naujocks przyznał, że za operacją stali Niemcy. Żadne dokumenty, pisemne rozkazy z tego czasu nie zachowały się – zaznacza Krystyna Goczał. Dowódca komanda nie poszedł jednak do więzienia. Żył spokojnie w Hamburgu, prowadząc hotel i restaurację. Napisał też książkę pod tytułem „Ten, który rozpoczął wojnę”. Wymiar sprawiedliwości raz jeszcze zainteresował się nim dopiero w latach 60., wiele lat po wojnie. Naujocks nie dożył jednak wyroku. Umarł na atak serca.
Z okazji 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej przygotowaliśmy specjalne wydanie „Polski Zbrojnej”. Będzie można je otrzymać podczas rocznicowych obchodów.
Mecenasami jednodniówki są: Polska Fundacja Narodowa, Polska Grupa Zbrojeniowa i Polska Spółka Gazownictwa. Partnerem wydania jest Przystanek Historia Centrum Edukacyjne IPN im. Janusza Kurtyki.
Nasze wydawnictwo jest też dostępne w angielskiej wersji językowej.
Zapraszamy do lektury!
autor zdjęć: Bundesarchiv/bild 152-50-10/Wikipedia
komentarze