O najbardziej intrygujących zbiorach Centralnego Archiwum Wojskowego, dostępie do jego akt i trudnej historii polskiego wojska mówi w wywiadzie dla „Polski Zbrojnej” dr. hab. Sławomir Cenckiewicz, pełnomocnik ministra obrony narodowej ds. reformy archiwów wojskowych i dyrektor Centralnego Archiwum Wojskowego. – Moim celem jest otworzenie i uporządkowanie archiwów – deklaruje.
Jaki ma Pan pomysł na Centralne Archiwum Wojskowe w nowym wydaniu?
Dr. hab. Sławomir Cenckiewicz: Chcę zmienić sposób funkcjonowania całej sieci wojskowych archiwów. Mam na myśli przede wszystkim liberalizację dostępu do zbiorów, ale i wewnętrzne uporządkowanie archiwów. Na swoim przykładzie wiem, jak w CAW-ie traktowano archiwalia i historyków. W książce o płk. Ryszardzie Kuklińskim napisałem nawet, że to ostatnia reduta ludowego Wojska Polskiego, która czci jego pamięć i nie chce pokazać materiałów kładących się cieniem na jego historii. Moim celem jest więc otworzenie i uporządkowanie archiwów. Ale chciałbym też, by państwo polskie zaczęło chwalić się tym, co posiada i co się znajduje w naszych zbiorach. Myślę oczywiście o tych materiałach, które są chlubą polskiego oręża, czyli pochodzących z okresu międzywojennego. (…)
Obejmując to stanowisko, mówił Pan, że trudno szybko ocenić, co zawierają archiwa.
To niestety prawda. Zostając pełnomocnikiem, nie wiedziałem, że znajdę w CAW-ie akta personalne żołnierzy komunistycznego wywiadu wojskowego – Oddziału II i Zarządu II Sztabu Generalnego WP. One, z mocy prawa, powinny zostać przekazane do Instytutu Pamięci Narodowej. Za przetrzymywanie tego typu materiałów ponosi się odpowiedzialność karną.
Czyje teczki Pan znalazł?
Wysokich rangą oficerów Zarządu II Sztabu Generalnego: gen. bryg. Marka Dukaczewskiego, płk. Zdzisława Żyłowskiego i kadm. Czesława Wawrzyniaka, czyli późniejszej elity WSI. Ale znalazłem również akta płk. Nikofora Gołośnickiego, którego sowiecki Smiersz (akronim od słów „śmierć szpiegom” – bolszewicki kontrwywiad wojskowy działający w latach 1943 – 1946 – red.) oddelegował w 1944 roku do stworzenia „polskiego” wywiadu. By poznać kolejne nazwiska, trzeba przeprowadzić audyt, a w zasadzie skontrum zasobów wojskowych. To mnóstwo pracy, bo oznacza konieczność spisania każdej teczki z każdego regału. Dopiero później będzie można porównać ten spis z istniejącymi ewidencjami. Sprawy komplikuje jeszcze trwający od 2011 roku remont i rozbudowa głównego gmachu archiwum wojskowego, nie mówiąc już o katastrofalnym stanie magazynu CAW-u w Wesołej, w którym żadne akta nie powinny się w ogóle znajdować. Grzyb, wilgoć, robactwo, gryzonie… to są warunki w jakich przechowuje się dokumenty polskiej generalicji i wojska z lat 1918–1939! To hańba!
Czemu prace idą tak wolno?
Nie chcę zbyt dużo mówić o tej sprawie, ale tempo prac, samo zaplanowanie budowy wzbudzają poważne wątpliwości. Jakby komuś zależało na tym, by remont nie skończył się zbyt szybko. Mam jednak nadzieję, że prace uda się przyspieszyć.
Czy to, co znajduje się w naszych archiwach, może zmienić postrzeganie polskiego wojska?
Naszą chlubą jest oczywiście okres I wojny, wojna z bolszewikami, boje o Lwów z Ukraińcami i Wilno z Litwinami, czas międzywojnia. II wojny światowej już tak jednoznacznie nie można ocenić. Nie myślę rzecz jasna o 2 Korpusie gen. Andersa, Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, AK czy NSZ-ecie, ale ze względu na wojsko, chciałem powiedzieć polskie, ale powinienem jednak powiedzieć ludowe Wojsko Polskie, które powołał Stalin w maju 1943 roku. Trudno mi uznać tę formację za część historii naszego oręża. Ale nawet z LWP musimy wydobyć to, co może być dzisiaj dla nas powodem do dumy, np. historie płk. Ryszarda Kuklińskiego i ks. Jerzego Popiełuszki, przymusowo wcielonego do armii w ramach represji wobec polskiego duchowieństwa. Przez ten pryzmat jesteśmy w stanie ukazać prawdziwy charakter LWP. Chcę, by współcześni badacze napisali jego historię od nowa, ukazując szlak bojowy armii Berlinga, przymusowe branki wcielanych do 1 i 2 Armii WP żołnierzy Armii Krajowej, udział LWP w „rozładowaniu lasów” z żołnierzy podziemia niepodległościowego, udział w Marcu ’68, Grudniu ’70 i stanie wojennym. LWP było jednym z fundamentów, na których zbudowano PRL! Chociaż upłynęło 26 lat od tego, co jedni określają mianem transformacji, a ja chciałbym – mimo wszystko – nazwać odzyskaniem niepodległości, ta kwestia wydaje się być lekceważona w wojsku. Proszę zajrzeć do izb pamięci w jednostkach. Często obok portretów Piłsudskiego czy Andersa znajdują się tam wizerunki Spychalskiego, Rokossowskiego, Kieniewicza, Bordziłowskiego czy Żymierskiego. (…) Nie chciałbym, żeby główną polską uczelnię wojskową zdobiły sowieckie czołgi, a siedziba naszego archiwum mieściła się przy ulicy Czerwonych Beretów! Bo wiem, kim był ich współtwórca i patron gen. Rozłubirski! Polska ma jedną tradycję komandosów – to cichociemni i żołnierze gen. Sosabowskiego! Im należy się nasza pamięć!
Żołnierze LWP powtarzają, że przecież oni także walczyli dla Polski i zaprzeczanie temu jest dla nich krzywdzące.
Pogodzenie dwóch tradycji – LWP i Wojska Polskiego jest niemożliwe. Jeśli ci żołnierze mogą czegoś bronić, to tylko własnych życiorysów lub osób, które w tym wojsku służyły, a które nie zgadzały się z jego ideami i funkcjami definiowanymi zawsze jedynie przez pryzmat obrony komunizmu (zarówno w sferze wewnętrznej, jak i zewnętrznej). Wyciągajmy z historii LWP indywidualne przykłady niezgody na to, co się w tym czasie działo.
Apelował Pan do poprzedniego szefa resortu obrony Tomasza Siemoniaka, by wystąpił do USA o akta, które płk Ryszard Kukliński przekazał CIA. Czy ministra Macierewicza też będzie Pan do tego namawiał?
Oczywiście. Już nawet z nim o tym rozmawiałem. Uważam, że polskie państwo ma w sprawie Kuklińskiego wciąż wiele do zrobienia. To, co stanowi świadectwo pracy i rozległej wiedzy Kuklińskiego – myślę o olbrzymiej dokumentacji Zarządu Operacyjnego I Sztabu Generalnego LWP, która znajduje się w zbiorach Centralnego Archiwum Wojskowego i podległej nam wojskowej sieci archiwalnej – musi zostać upowszechnione. (…)
Kiedy zatem ujawni Pan polską część akt?
W zasadzie to już się stało, bo akta Zarządu Operacyjnego są w większości jawne i znajdują się w Modlinie, a druga ich część w IPN-ie. Tyle że jawność, a wydobycie tego i obejrzenie, to dwie różne rzeczy. Chcę w tym roku na szczyt NATO zorganizować wystawę, która będzie pokazywać, czym była zniewolona Polska w Układzie Warszawskim. To jest jeden ze sposobów przekonywania Amerykanów, by odtajnili i przekazali nam swoje dokumenty o Kuklińskim. Tym bardziej że ostatnio ujawnili oni swoje plany uderzenia atomowego na PRL z 1959 roku.
Czy ujawnienie wszystkich dokumentów o Kuklińskim skończy w Polsce dyskusję o tym, czy był zdrajcą, czy bohaterem?
Być może, choć mnie interesuje prawda w historii, oparta na faktach i źródłach, a nie jałowe spory i bicie na alarm przez wychowanków Jaruzelskiego w rodzaju gen. Puchały.
Szef MON-u Antoni Macierewicz chce, by archiwa dotyczące wojska, znajdujące się w zbiorze zastrzeżonym IPN-u, były jawne. Czy w Wojsku Polskim są oficerowie, którzy mogą się bać ich zawartości?
Są dwie grupy zawodowe, które mają olbrzymie kłopoty związane z oświadczeniami lustracyjnymi. To dyplomaci i wojskowi, w tym często ci z najwyższego szczebla: ze Sztabu Generalnego i departamentów MON-u. Biuro Lustracyjne IPN-u często kwestionuje ich oświadczenia, zarzucając generałom tzw. kłamstwo lustracyjne. Jawność tych materiałów służy oczyszczeniu armii z komunistycznej agentury, która przez ukrywanie dokumentów może się stać elementem gry obcych służb i szantażu. Są też sprawy, które z różnych powodów pogrobowcy LWP starali się ukryć przed opinią publiczną. W zbiorze zastrzeżonym IPN-u ukryto np. akta agenta Zarządu II Sztabu Generalnego WP o pseudonimie „Dick”, czyli Grzegorza Żemka, dyrektora generalnego Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Tego typu materiały pokazują, jak ważne informacje znajdują się czasem w tym zbiorze.
Wiemy, że trwają prace nad zniesieniem zbioru zastrzeżonego. Czy jego ujawnianie może mieć wpływ na bezpieczeństwo państwa?
Czysto teoretycznie – tak. Hipotetycznie mogą być sytuacje, choć ja nie znam takiego przypadku, że np. jakiś Irakijczyk w czasie budowy elektrowni w latach osiemdziesiątych został zwerbowany przez Zarząd II Sztabu Generalnego, a po latach stał się tłumaczem polskiego kontyngentu w Iraku. Ale jeśli są w zbiorach IPN-u takie materiały, które narażają obecny stan bezpieczeństwa państwa na jakikolwiek szwank, to powinny być chronione przepisami dotyczącymi ochrony informacji niejawnych. Zbiór zastrzeżony IPN-u stał się polem do niesłychanych nadużyć.
Jako pełnomocnik ministra obrony ds. reformy archiwów wojskowych chce Pan powołać Wojskowe Biuro Historyczne.
To jest mój dalekosiężny cel, żeby powstało Wojskowe Biuro Historyczne, które miałoby trzy piony: Centralne Archiwum Wojskowe, Centralną Bibliotekę Wojskową i Wydział Badań Naukowych. Najpierw muszę jednak zreformować Centralne Archiwum Wojskowe, którego struktura jest dysfunkcjonalna, a stan części zasobów katastrofalny.
Kiedyś jako historyk nie mógł Pan się dobić do CAW-u, a teraz kieruje Pan tym archiwum…
Tak, to bardzo miłe dla mnie uczucie i w pewnym sensie dowód na sprawiedliwość. Ale nie kieruję się żadną potrzebą zemsty. Im jestem starszy, tym łagodniejszy. Z mojej perspektywy najważniejsze jest uporządkowanie archiwów. Tak, żeby „dobra zmiana”, do której doprowadzimy w wojskowej sieci archiwalnej, była nieodwracalna. Otwarcie archiwów i wpuszczenie do nich dużej liczby badaczy i dziennikarzy spowoduje, że ktokolwiek obejmie po mnie stanowisko, nie będzie mógł już tej zmiany odkręcić.
Cały wywiad w marcowym numerze „Polski Zbrojnej”.
autor zdjęć: Krzysztof Żuczkowski
komentarze