Na co dzień przeprowadza zabiegi u pacjentów z chorobą wieńcową. Ale każdą wolną chwilę poświęca na nietypowe hobby. Doktor Wojciech Wąsek, kardiolog z Wojskowego Instytutu Medycznego, działa w grupie rekonstruującej husarię. Wkłada wtedy pancerz i z kopią w ręku inscenizuje historyczne wydarzenia.
Długie kopie z proporcami, bogato zdobione pancerze, wytrzymałe i szybkie konie oraz szum skrzydeł – tak wyglądała polska husaria, najgroźniejsza jazda świata.
– Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem „współczesnych husarzy” podczas pokazu, zafascynowało mnie piękno tej jazdy i zamarzyłem, żeby też zostać jednym z nich – mówi dr n. med. Wojciech Wąsek, kierownik Pracowni Hemodynamiki Kliniki Kardiologii i Chorób Wewnętrznych Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. I dodaje, że marzenie spełniło się kilka lat temu: – Przypadkiem na zawodach hipicznych poznałem kowala, który zaraził mnie pasją do husarii.
Husarze z Sandomierza
Lekarz na co dzień zajmuje się m.in. inwazyjnym leczeniem choroby wieńcowej – głównie wszczepiając stenty, a także strukturalnych chorób serca np. zamyka otwory w przegrodzie międzyprzedsionkowej. Natomiast po pracy rekonstruuje walki dawnej husarii.
W Polsce działa około 80 rekonstruktorów odtwarzających tę formację. Skupieni są w kilkunastu chorągwiach, z których największe to gniewska, ogrodzieniecka, podlaska i sandomierska. Kardiolog z WIM od sześciu lat jest jednym z kilkunastu husarzy Chorągwi Rycerstwa Ziemi Sandomierskiej.
Doktor Wąsek przypomina, że husaria w Polsce pojawiła się z początkiem XVI wieku jako lekkozbrojna formacja, potem powoli przekształcała się w cięższą jazdę. – Ja wcielam się w rolę husarzy z okresu bitwy pod Kircholmem, czyli z początku XVII wieku – mówi.
Na bojowy strój współczesnego husarza składają się spodnie, koszula i żupan, czyli długi strój wierzchni. Na to zakładany jest kaftan z kolczymi rękawami, półzbroja z napierśnikiem, naplecznikiem, obojczykiem i naramiennikami, rękawice folgowe złożone z ruchomych metalowych płytek oraz szyszak. Uzbrojenie stanowi kopia, szabla i dwa pistolety na czarny proch.
– Nasze wyposażenie wykonują na zamówienie rzemieślnicy. Informacji o wyglądzie poszczególnych elementów szukamy w materiałach źródłowych, muzeach i opracowaniach historycznych – wyjaśnia dr Wąsek.
Dr Wojciech Wąsik (pierwszy z lewej) podczas zabiegu w WIM.
Elitarna formacja
Rekonstruktor podkreśla, że husaria była niegdyś elitarną formacją, w której służyli przedstawiciele zamożnej szlachty. Każdy żołnierz musiał na własny koszt obstalować husarskie wyposażenie. Dlatego początek XVIII wieku wraz z kryzysem państwa i ubożeniem szlachty przyniósł stopniowy zanik tej formacji.
Również dziś bycie husarzem nie jest tanim hobby. Jak mówią rekonstruktorzy, koszt wykonania poszczególnych części uzbrojenia czy wyposażenia zależy od materiałów, zastosowanych technik oraz ilości zdobień. Rozpiętość cen jest duża, np. koński rząd kosztuje 1–2 tys. zł, szabla 1,2–4 tys. zł, pancerz 3,5–20 tys. zł.
Do tego trzeba dodać koszt kupna i utrzymania własnego konia. – Dlatego rekonstrukcją husarii zajmują się osoby o ustabilizowanej sytuacji zawodowej – dodaje dr Wąsek. W jego grupie działają m.in. prawnicy, lekarze, inżynierowie, a kasztelanem chorągwi jest Karol Bury, sędzia Sądu Rejonowego w Sandomierzu.
Aby być współczesnym husarzem, potrzeba jednak nie tylko pieniędzy. –To hobby wymaga dużo cierpliwości w zgłębianiu wiedzy historycznej i doskonaleniu umiejętności jeździeckich. A także czasu na gromadzenie sprzętu – przyznaje lekarz z WIM.
– Wojtek jest perfekcyjny w odtwarzaniu dawnej jazdy. To pasjonat, który w realizację swoich marzeń wkłada dużo serca – mówi Dariusz Wasilewski, rotmistrz Podlaskiej Chorągwi Husarskiej i przyjaciel dr. Wąska.
Frontalny atak
Kardiolog podkreśla, że polska husaria była nie tylko piękną, ale też niezwykle skuteczną kawaleryjską formacją wojskową, która rozstrzygała losy bitew. W bitwie pod Kłuszynem w 1610 roku 35 tys. Rosjan zostało pokonanych przez niespełna 6,8 tys. polskich żołnierzy, a pod Chocimiem w 1621 roku licząca tylko 600 osób jazda polsko-litewska rozbiła dziesięciotysięczne siły tureckie.
Także w czasie bitwy pod Wiedniem 12 września 1683 roku husarska szarża przyczyniła się do zwycięstwa wojsk polsko-austriacko-niemieckich pod dowództwem króla Jana III Sobieskiego nad armią Imperium Osmańskiego.
Zwycięstwa husarii były efektem unikalnej taktyki, która łączyła manewrowość i szybkość ataku ze zwartością szyku bojowego. – Zadaniem tej jazdy było zmiażdżenie frontalnym atakiem szeregów wroga, dlatego porównywana jest do współczesnych sił pancernych – wyjaśnia rekonstruktor.
Sukces gwarantowały m.in. konie husarskie, specjalnie hodowane i szkolone. Były szybkie – rozwijały prędkość do 40 km na godzinę, odporne na niewygody i zwrotne. Taki koń wraz z rzędem kosztował tyle co wieś, a jego oddanie lub sprzedaż za granicę były zagrożone karą śmierci.
Ponadto niezwykle groźnym elementem uzbrojenia husarskiego były kopie zakończone stalowymi grotami. – Teraz używany kopii czterometrowych, ale oryginalne przekraczały sześć metrów – mówi dr Wąsek.
Broń wykonywano z wydrążonego wewnątrz drewna dzięki czemu była lekka i łatwo było nią manewrować. Po skruszeniu kopii podczas ataku husarze chwytali za broń ręczną np. szable czy koncerze – rodzaj długiego miecza.
Natomiast skrzydła, które tak bardzo kojarzą się z husarią, służyły głównie do ozdoby i jako znak rozpoznawczy formacji. Robiono je z piór orlich, sokolich, jastrzębich lub gęsich mocowanych do pleców lub siodeł.
Wyprawa pod Wiedeń
Współczesnych husarzy z chorągwi sandomierskiej, wśród nich dr. Wąska, można spotkać na pokazach, rekonstrukcjach dawnych walk czy podczas prezentacji władania kopią i szablą. Ostatnio członkowie grupy myślą, aby wraz z innymi polskim chorągwiami pojechać w przyszłym roku na obchody 333. rocznicy bitwy pod Wiedniem.
– Tamtejsza Polonia namawia nas, by kilkunastoosobowa delegacja husarzy odtworzyła fragmenty bitwy, wzięła udział w pokazach jazdy konnej i szermierki szablą – mówi Wasilewski. Teraz rekonstruktorzy szukają sponsorów na tę wyprawę, chcą też nawiązać kontakt z jednostkami wojskowymi dziedziczącymi tradycje husarii.
autor zdjęć: Piotr Bławicki, arch. prywatne Wojciecha Wąska
komentarze