Symulator zwalczania okrętów podwodnych, który znajduje się na lotnisku 44 Bazy Lotnictwa Morskiego w Darłowie, został wyposażony w program umożliwiający zrzut torpedy. Z nowoczesnego urządzenia korzystają oficerowie taktyczni z załóg śmigłowców Mi-14PŁ. Pozwala to znacznie ograniczyć koszty szkolenia.
– Nasz symulator to najnowocześniejsze tego typu urządzenie w kraju – podkreśla por. Krystian Gutkowski, nawigator i oficer taktyczny z załogi śmigłowca zwalczania okrętów podwodnych Mi-14PŁ.
Urządzenie składa się z trzech stanowisk rozmieszczonych w dwóch sąsiadujących ze sobą pomieszczeniach. W pierwszym z nich zasiada instruktor, który wysyła na morze wirtualny okręt podwodny. – Dzięki specjalistycznym programom mogę określić głębokość i kierunek, w jakim się będzie poruszał. Prędkość okrętu, a także pogodę na morzu i warunki hydrologiczne – wylicza Kazimierz Rymer, starszy technik zespołu urządzeń treningowych na darłowskim lotnisku. W drugim pomieszczeniu stworzono dwa stanowiska, które zajmują szkolący się oficerowie taktyczni. – To urządzenia wymontowane i przeniesione ze śmigłowców Mi-14PŁ. Trafiły tutaj, kiedy dwie z naszych maszyn były przerabiane z wersji zwalczania okrętów podwodnych na wersję ratowniczą – opowiada por. Gutkowski. Oficerowie taktyczni z reguły szkolą się parami, bo Mi-14PŁ wykonują swoje zadania właśnie dwójkami.
Najpierw – namierzyć okręt podwodny
Zadaniem ćwiczących jest odszukać i namierzyć okręt podwodny. Mogą przy tym korzystać ze wskazań sonaru, pław hydroakustycznych i detektora anomalii magnetycznych. Pierwsze z urządzeń wysyła sygnał, który odbija się od okrętu i wraca, zdradzając jego pozycję, drugie zbiera sygnały wysyłane przez okręt, trzecie określa jego położenie na podstawie odkształceń w polu magnetycznym Ziemi. Sprawa nie jest jednak prosta, zwłaszcza na Bałtyku. – Choć nie jest to morze głębokie, panują tutaj specyficzne warunki hydrologiczne. Woda układa się w liczne warstwy o zróżnicowanym zasoleniu i temperaturze, które w dodatku często się ze sobą mieszają. Wszystko to sprawia, że okrętowi podwodnemu stosunkowo łatwo się tutaj ukryć – podkreśla Rymer.
Za chwilę sam przekonam się, że namierzyć przeciwnika to nie lada sztuka. Zakładam słuchawki, a instruktor włącza autentyczny zapis wskazań sonaru. Słyszę szum i regularnie powtarzający się, monotonny sygnał. W pewnym momencie instruktor lekko uderza mnie w bark – „Jest!”. Po kilku sekundach jeszcze raz i jeszcze… – Trzeba się skupić! Ja to słyszę nawet bez słuchawek – mówi. Niestety, nie wszystkim jest to dane. A trzeba pamiętać, że siedzimy w zacisznych pomieszczeniach bazy. Na pokładzie śmigłowca, gdzie wszystko drga i hałasują silniki, nie można liczyć na tak komfortowe warunki.
Zrzut torpedy
Tymczasem ćwiczący nawigator lokalizuje okręt podwodny. Teraz może go zaatakować używając torpedy. To właśnie nowość. – Stanowisko do szkolenia oficerów taktycznych funkcjonuje w Darłowie od pięciu lat. Jednak symulator zrzutu torpedy został w nim zamontowany w tym roku – mówi kmdr ppor. Czesław Cichy, rzecznik Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej. Ćwiczenie obserwuję na monitorze instruktorskiego komputera. Pojawia się na nim torpeda, która powoli przesuwa się ku ikonce okrętu podwodnego. Jej głowica pulsuje na zielono. – Decyzję o zrzuceniu torpedy oficer taktyczny musi podjąć błyskawicznie. Jeśli będzie zwlekał, okręt może zejść na większą głębokość i po prostu uciec. Powinien też wyznaczyć strefy bezpieczeństwa, tak aby wybuch torpedy nie uszkodził jednostek nawodnych, które nie należą do nieprzyjaciela, a znajdują się w pobliżu – tłumaczy por. Gutkowski.
Tymczasem torpeda obserwowana przez nas na monitorze przyspiesza, jej głowica zaś staje się czarnego koloru. Właśnie weszła w fazę poszukiwania i porusza się z prędkością około 30 węzłów. Po chwili przyspiesza do 50 węzłów, a głowica zaczyna pulsować na czerwono. To oznacza, że cel został namierzony. W końcu torpeda dosięga okrętu podwodnego, następuje wybuch, wroga jednostka idzie na dno. – Na swoim stanowisku mogę raz jeszcze, sekwencja po sekwencji, prześledzić całą operację poszukiwania okrętu i ocenić ją – mówi Kazimierz Rymer.
Symulator to także oszczędności
Oficerowie taktyczni z Mi-14PŁ na symulatorze ćwiczą kilka razy w miesiącu. Takie szkolenie pozwala armii sporo zaoszczędzić. – Jedna godzina lotu śmigłowcem kosztuje około 50 tysięcy złotych – zaznacza Rymer.
Pierwsze śmigłowce zwalczania okrętów podwodnych pojawiły się w polskiej marynarce wojennej równo pół wieku temu. Były to radzieckie Mi-4ME. Dziś Brygada Lotnictwa MW ma do dyspozycji sześć maszyn Mi-14PŁ z Darłowa, a także cztery stacjonujące w Gdyni SH-2G, które są śmigłowcami pokładowymi fregat typu Oliver Hazard Perry. Do poszukiwania okrętów podwodnych przystosowany jest również samolot patrolowy Bryza Bis.
autor zdjęć: kmdr ppor. Czesław Cichy
komentarze