Osiem bomb ćwiczebnych P-50 zrzucili ze śmigłowca Mi-14PŁ lotnicy szkolący się na Bałtyku. Celem był okręt podwodny, a raczej pozycja, na której zgodnie z założeniami miał się on znajdować. Bombardowanie było prowadzone zarówno w dzień, jak i po zapadnięciu ciemności.
Szkolenie odbyło się na poligonie morskim w okolicach Ustki, a wzięli w nim udział wojskowi z Darłowskiej Grupy Lotniczej. Dla czterech z nich ćwiczenie miało wymiar szczególny. Było pierwszym zadaniem, jakie wykonywali w nowej roli. Dwaj drudzy piloci rozpoczęli właśnie przygotowania do objęcia funkcji dowódcy załogi, dwaj nawigatorzy zaś – do udziału w lotach bojowych. Wszystko oczywiście pod okiem instruktora.
Bombardowanie prowadzone było zarówno w dzień, jak i w nocy. Cel stanowił okręt podwodny, a raczej jego hipotetyczna pozycja oznaczona pławami sygnalizacyjnymi. Podczas kilkugodzinnych ćwiczeń załoga zrzuciła osiem bomb ćwiczebnych P-50. Jednak – jak mówi por. nawigator Krystian Gutkowski, oficer taktyczny, który wziął udział w szkoleniu – znacznie ważniejsze od samego bombardowania było przećwiczenie towarzyszących mu procedur. Bo sprawa wcale nie jest prosta, szczególnie z punktu widzenia nawigatora.
Bombami w okręt podwodny
To właśnie na nim spoczywa główny ciężar zadania. – Obsługuje on aparaturę służącą do wykrywania i śledzenia okrętu podwodnego, naprowadza pilota na cel, wydaje komendy dotyczące na przykład prędkości czy wysokości, a potem podejmuje decyzję o zrzuceniu bomby bądź torpedy – wylicza por. Gutkowski. Aby zaatakować okręt, używając bomby, należy zbliżyć się do niego na jak najmniejszą odległość. – Bomba zrzucana jest bezpośrednio nad celem – mówi por. Gutkowski.
Inaczej jest w przypadku torped. – MU-90, z której korzystamy, ma zasięg 25 kilometrów. To nowoczesna i bardzo skuteczna broń, trzeba ją jednak odpowiednio zaprogramować. Jak? Wszystko zależy od sytuacji taktycznej – tłumaczy por. Gutkowski. – Kiedy okręt podwodny wykryjemy i śledzimy sami, zwykle zrzucamy torpedę w stosunkowo niewielkiej od niego odległości. Może się jednak zdarzyć, że korzystamy ze wskazań okrętu, który wykrył przeciwnika, czuje się zagrożony i domaga się szybkiej interwencji. Wówczas torpedę zrzucamy z większej odległości, ale musimy zaprogramować ją tak, by ominęła nasze jednostki i naturalne przeszkody, jak na przykład wyspy czy półwyspy – dodaje por. Gutkowski.
Kolejne szkolenie, podczas którego lotnicy z darłowskiej grupy będą bombardować cele na Bałtyku, zostało zaplanowane na kwiecień. Miesiąc później powinno się odbyć zrzucenie ćwiczebnej torpedy.
Bałtyk – tu trudno wytropić okręt podwodny
Zwalczanie okrętów podwodnych to dla lotników morskich jedno z najbardziej skomplikowanych zadań. – Na Bałtyku jest ono dodatkowo utrudnione ze względu na nietypową charakterystykę hydrologiczną akwenu – zauważa kmdr ppor. Czesław Cichy, rzecznik Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej. Zasolenie, temperatura i ułożenie warstw wody sprawia, że dźwięk rozchodzi się tutaj nie najlepiej. A właśnie w ten sposób lokalizuje się okręt podwodny.
Gdyńska brygada ma siedem śmigłowców Mi-14PŁ. Wszystkie stacjonują w Darłowie. Mogą prowadzić poszukiwania okrętów podwodnych przy pomocy zanurzanej stacji hydroakustycznej, wyrzucanych do morza pław radiohydroakustycznych oraz detektora anomalii magnetycznych. Są przystosowane do przenoszenia torped MU-90 oraz bomb głębinowych PŁAB 250-120. Okręty podwodne mogą też zwalczać cztery śmigłowce pokładowe SH-2G oraz samolot patrolowo-rozpoznawczy Bryza Bis.
autor zdjęć: Arch. MW
komentarze