Strzelanie do zrzuconej z samolotu bomby świetlnej oraz lustrzanego odbicia śmigłowca Mi-2 – takie zadania realizowali przeciwlotnicy szkolący się na poligonie w Ustce. W zgrupowaniu biorą udział między innymi pododdziały marynarki wojennej oraz 12 Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej.
Samolot Bryza z bazy w Siemirowicach nadleciał od strony morza. Na wysokości 2,1 kilometra operator systemów pokładowych zrzucił dwie 114-kilogramowe bomby oświetlające SAB-100, które były zamocowane pod owiewkami podwozia. Czternaście sekund później bomby eksplodowały. Każda z nich rozpadła się na siedem ładunków świetlnych. Kiedy opadały z wysokości 1300 metrów na spadochronach, żołnierze otworzyli ogień z rozstawionych na brzegu zestawów.
Stacja radiolokacyjna przechwytuje cel
– Nasi przeciwlotnicy strzelali z armat kalibru 57 milimetrów. Podczas zadania został przetestowany cały zautomatyzowany system dowodzenia i kierowania ogniem – mówi kmdr por. Michał Pawełka, dowódca 9 Dywizjonu Przeciwlotniczego, który podlega 3 Flotylli Okrętów w Gdyni.
Jak to działa? Cel jest przechwytywany przez stację radiolokacyjną. Informacje o nim wędrują do zautomatyzowanego wozu dowodzenia Łowcza. Dowódca rozdziela zadania, niezbędne dane zaś przesyła do wozów dowodzenia Blenda. Tam cel jest namierzany i śledzony na monitorze. Namiary wędrują po kablu do bloków sterowania armatami. Na dany sygnał obsada wskazanego zestawu otwiera ogień. Obieg informacji może zostać skrócony – wóz dowodzenia Blenda nie musi czekać na wskazania z zewnątrz, ponieważ dzięki swojej aparaturze sam może wyszukać, następnie śledzić cel.
Armaty, z których korzystają żołnierze 9 Dywizjonu, maksymalnie mogą wystrzelić 120 pocisków w serii. Ich zasięg dochodzi do 12 kilometrów. Najbardziej skuteczne są jednak, kiedy rażą cele znajdujące się w odległości o połowę mniejszej. – Dzisiejsze strzelanie wypadło bardzo dobrze – przyznaje kmdr por. Pawełka.
Kto dowodzi na pokładzie
Zgrupowanie w Ustce stanowiło też okazję do szkolenia lotników. Zrzut bomb to specyficzne zadanie ze względu na podział kompetencji. Kiedy samolot startuje i zmierza w kierunku poligonu, główny ciężar związany z misją spoczywa na pilocie. Gdy jednak maszyna wchodzi w rejon zadania, dowodzenie przejmuje oficer taktyczny. Tę funkcję pełni nawigator, który obsługuje pokładowe systemy. – Koryguje pozycję samolotu, sugeruje, jakim kursem powinien lecieć, decyduje też, kiedy zrzucić bomby – wylicza kpt. Andrzej Zabrocki z załogi Bryzy, dowódca zadania. Po zrzuceniu bomb samolot musi jak najszybciej wyjść ze strefy rażenia. – Kiedy tak się stanie, informujemy przez radio, że można już rozpocząć strzelanie – opowiada kpt. Zabrocki.
Tego typu zadania załogi samolotów Bryza wykonują około dziesięciu razy w roku – zarówno na potrzeby wojsk obrony przeciwlotniczej, jak i załóg okrętów ćwiczących na morzu. – Dla nas to również test i okazja do nauki. Dziś na przykład na pokładzie samolotu było jeszcze dwóch młodszych kolegów – nawigatorów. Jeden się szkolił, drugi zdobywał uprawnienia, które pozwolą mu w przyszłości dowodzić podczas podobnych zadań – zaznacza kpt. Zabrocki.
Strzelanie do lustrzanego odbicia
Tymczasem przeciwlotnicy po południu obrali za cel krążący nad poligonem śmigłowiec Mi-2, a właściwie jego lustrzane odbicie. By zaliczyć zadanie, żołnierze obsługujący armaty musieli trafić w miejsce wyznaczone po przesunięciu pozycji, w jakiej znajdowała się maszyna. – To tak zwane strzelanie sposobem rozwarcia kątowego – wyjaśnia kmdr por. Pawełka.
W zgrupowaniu wojsk obrony przeciwlotniczej biorą udział między innymi żołnierze 12 Brygady Zmechanizowanej, 8 Flotylli Obrony Wybrzeża, 3 Brygady Obrony Powietrznej i Morskiej Jednostki Rakietowej. Potrwa ono do 6 marca. Jego celem jest sprawdzenie wiedzy i umiejętności nabytych podczas szkolenia w garnizonach oraz rozwijanie współpracy między poszczególnymi rodzajami wojsk.
autor zdjęć: kmdr ppor. Radosław Pioch
komentarze