Po pierwsze: posmakować morza, przekonać się, że potrafi dać w kość. Po drugie: poznać rytm życia i funkcjonowania okrętu. Oto cele „kandydatki”, czyli pierwszego rejsu świeżo upieczonych podchorążych z Akademii Marynarki Wojennej. Na ORP „Wodnik” odbyło go 34 przyszłych oficerów.
Studenci na pokładzie okrętu szkolnego ORP „Wodnik” spędzili blisko dwa tygodnie. – Wrażenia? Jak najlepsze – zapewnia podchor. Karol Kukulski. – Ten rejs jest między innymi po to, by studenci wojskowi mogli ostatecznie zweryfikować plany na najbliższe kilka lat. Myślę, że jeśli nawet między nami był jeszcze ktoś, kto się zastanawiał, czy dobrze zrobił, wybierając takie studia, teraz już takich wątpliwości nie ma – podkreśla.
Trasa rejsu wiodła przez południowy Bałtyk. Najpierw ORP „Wodnik” zawinął do portu w Świnoujściu. Tam podchorążowie mogli zwiedzić okręty należące do 8 Flotylli oraz obejrzeć marynarską salę tradycji. Potem ORP „Wodnik” obrał kurs na Cieśniny Duńskie i Sund.
W poprzednich latach studenci wojskowi wychodzili w rejsy kandydackie głównie na pokładzie żaglowca ORP „Iskra”. – Takie „kandydatki” na pewno były trudniejsze. Podchorążowie musieli wchodzić na maszty, brać udział w alarmach „do żagli” – wspomina kmdr ppor. Mariusz Jankowski, kierownik studenckich praktyk. – W przypadku ORP „Wodnik” takie zajęcia siłą rzeczy odpadają. Ale i tak uczestnicy rejsu nie mieli powodu, by narzekać na brak pracy – dodaje. Podczas rejsu zostali włączeni w system wacht. Pełnili funkcję gońca, pracowali w kuchni, obserwowali pracę sternika czy też marynarzy służących w siłowni. Do tego dochodziły wykłady i ćwiczenia ratownicze. – Podchorążowie mogli obejrzeć, założyć i na własnej skórze przetestować, jak działa kombinezon ratunkowy. Korzystali też z tratwy – mówi kmdr ppor. Jankowski.
I właśnie zdobycie tego rodzaju doświadczeń to najważniejsza funkcja rejsów kandydackich. – Chodzi przede wszystkim o to, by podchorążowie posmakowali morza, przekonali się, że służba na nim nie jest łatwa – podkreśla kmdr ppor. Jankowski. Dla większości było to pierwsze tego typu doświadczenie. – Nad Bałtykiem mieszka może 40 procent z nas. Reszta do tej pory morze widywała sporadycznie, nie mówiąc już o rejsach – przyznaje podchor. Katarzyna Garno, która pochodzi z Wadowic. – W pierwszych dniach funkcjonowanie okrętu i sprzęt, jaki się na nim znajduje, wydawały się abstrakcją. Teraz to wszystko jest już nam bliższe. No i udało się trochę przywyknąć do kołysania – podkreśla.
Studentka przyznaje, że początkowo choroba morska była dla wielu poważnym problemem. Kierownik praktyki żartobliwie dodaje, że „cześć Neptunowi” oddała większość ze świeżo upieczonych podchorążych. – Takie reakcje będą im towarzyszyły do końca służby. To całkiem naturalne, bo do kołysania można przywyknąć tylko w pewnym stopniu. Nawet organizm bardzo doświadczonego marynarza ma swoją granicę tolerancji – dodaje.
Teraz przed podchorążymi kilka dni przygotowań do przysięgi. Złożą ją w czwartek, na Westerplatte. A potem rozpoczną naukę na pierwszym roku Akademii Marynarki Wojennej. – Dlaczego zdecydowałam się akurat na tę uczelnię? Bo służba w Marynarce Wojennej to jednocześnie przygoda, obowiązki, ale i zwiedzanie świata. Rejs „Wodnikiem” był ciekawym doświadczeniem, a najlepsze jeszcze przed nami – podsumowuje podchor. Garno.
autor zdjęć: Marian Kluczyński
komentarze