Część plaży w Dziwnowie została zamknięta. Wejścia strzegą żołnierze. Wkrótce do brzegu zaczną podchodzić niewielkie holowniki i dwa okręty transportowo-minowe. W pobliskim lesie, gdzie ukryto Rosomaki, rozlega się ryk silników. Tak rozpoczął się jeden z najtrudniejszych epizodów ćwiczeń „Wargacz 2014”, podczas którego sprawdzian przechodzi 8 Flotylla Obrony Wybrzeża.
Na głównym stanowisku dowodzenia na okręcie trwają ostatnie przygotowania. – Ten holownik po lewej… Powiedzcie mu niech stoi, aż przejdziemy – rzuca ktoś. Jednak rozmowy powoli milkną, za chwilę czeka nas jeden z najważniejszych momentów całej operacji. Wreszcie pokaźnych rozmiarów okręt transportowo-minowy ORP „Gniezno” staje. Kilkaset metrów dalej, po naszej lewej burcie, kotwicę rzuca też ORP „Poznań”. Marynarze przypominają, że głębokość morza w tym miejscu nie przekracza dwóch metrów. Okręty tego typu dzięki swojej konstrukcji mogą podejść jeszcze bliżej – tak by podczas desantu żołnierze brnąc w wodzie mogli samodzielnie dotrzeć do brzegu. Tym razem jednak ćwiczony będzie zupełnie inny element.
Po kilkunastu minutach na dziobie okrętu zostaje opuszczona potężna rampa. Tym samym dostęp do jego wnętrza staje otworem. Jednocześnie od plaży odrywa się tak zwana wstęga. Płyną na niej dwa transportery opancerzone Rosomak, które wcześniej były ukryte w przylegającym do plaży lesie. „Wstęga” to nic innego jak pływający pomost. – Składa się z 40 bloków pontonowych i dwóch bloków brzegowych, po których wjeżdża i zjeżdża sprzęt – tłumaczy kpt. Waldemar Przygoda, oficer szkoleniowy z 8 Batalionu Saperów Marynarki Wojennej. Całość jest wprawiana w ruch przez zacumowane po bokach niewielkie kutry.
Mija kolejne kilkanaście minut i wstęga łączy się z okrętem. Na skraju otwartej ładowni staje marynarz z chorągiewkami. Będzie dawał sygnały kierowcy Rosomaka. Pierwszy pojazd rusza i po chwili jest już na pokładzie ORP „Gniezno”. Za nim następny. – Podobne ćwiczenia przechodzimy trzy razy w roku – wyjaśnia kpt. Przygoda. – Podczas tego typu załadunku najbardziej newralgiczny moment to połączenie parku pontonowego z okrętem. Oczywiście sama operacja jest uzależniona od warunków atmosferycznych, siły wiatru i wysokości fali. Dziś na szczęście pogodę mamy idealną – dodaje.
Film: Łukasz Zalesiński, portal polska-zbrojna.pl
Okręty transportowo-minowe typu Lublin zostały zaprojektowane i zbudowane w Polsce. Do służby weszły na przełomie lat 80. i 90. Są przystosowane do stawiania min, w ładowniach zaś mogą przewozić dziewięć czołgów, 17 ciężarówek albo 135 żołnierzy desantu morskiego. Załadunek i rozładunek odbywa się przez opuszczane rampy, które znajdują się na dziobie i rufie okrętu. Wiosną ubiegłego roku na przykład dwie tego typu jednostki transportowały do Estonii sprzęt Wielonarodowego Korpusu Północ-Wschód, w tym specjalistyczne wyposażenie należące do 610 Batalionu Łączności w niemieckim Prenzlau.
Rosomaki ładowane w Dziwnowie na pokład należą do 12 Dywizji Zmechanizowanej ze Szczecina. – W zależności od potrzeb sprzęt może zostać wyładowany w porcie lub w innym miejscu na plaży – tłumaczy kmdr ppor. Aleksander Urbanowicz, szef sztabu 12 Dywizjonu Trałowców, który podczas ćwiczeń dowodzi Okrętową Grupą Zadaniową.
„Wargacz 2014” to najważniejszy w tym roku sprawdzian 8 Flotylli Obrony Wybrzeża w Świnoujściu. Wiąże się on z certyfikacją Okrętowej Grupy Zadaniowej. Podczas ćwiczeń jest oceniana zdolność do działania okrętów i ich załóg.
autor zdjęć: chor. mar. Marcin Purman
komentarze