Skonsolidowanie wszystkich państwowych spółek zbrojeniowych w jedną firmę na pewno przyniesie efekt skali. Wystarczy proste dodawanie, by pochwalić się miliardami przychodów. Obawiam się jednak, czy mająca się składać z kilkudziesięciu spółek Polska Grupa Zbrojeniowa nie stanie się trudno sterowalnym kolosem na glinianych nogach – pisze publicysta portalu polska-zbrojna.pl Krzysztof Wilewski.
Planów naprawy polskiego przemysłu obronnego, bo przecież o to w gruncie rzeczy chodzi w realizowanej obecnie konsolidacji państwowych spółek w ramach Polskiej Grupy Zbrojeniowej, było wiele na przestrzeni ostatnich lat. Z czego, choć mogę się mylić, przynajmniej cztery długofalowe, wieloletnie. Ostatni w 2007 roku. Kilka dni przed wyborami przyjęła go koalicja rządowa z premierem Jarosławem Kaczyńskim na czele.
Program zakładał, że zbudowana na początku ubiegłej dekady w oparciu o kilka dużych państwowych spółek obronnych Grupa Bumar wchłonie wszystkie należące do Skarbu Państwa firmy zbrojeniowe, w tym także grupę spółek zajmujących się serwisem i remontami, czyli wojskowe przedsiębiorstwa remontowo-produkcyjne.
Oczywiście, wszystko miało być przemyślane i dobrze zorganizowane. Remontówka i serwis miały być wydzielone jako osobna „dywizja”, a firmy branżowe – artyleryjskie, lądowe i elektroniczne podzielone na stosowne, branżowe dywizje.
Plan z 2007 roku zakładał warunek, że Grupa Bumar dostanie we władanie wszystkie państwowe spółki obronne dopiero wtedy, gdy w oparciu o własne spółki stworzy owe dywizje i będzie nimi sprawnie i skutecznie zarządzać.
Niestety, bez wchodzenia w szczegóły, Bumar nie tylko zaliczył gigantyczne opóźnienia w realizacji planu konsolidacji i przekształcenia własnych struktur, ale również gdyby nie prowizja za Rosomaki, to jego sytuacja finansowa byłaby tragiczna. I tak jest, tylko delikatnie rzecz ujmując, kiepska.
Na szczęście dla wielu osób, które musiałyby wyjaśnić: „nie udało się, ponieważ…”, projekt konsolidacji wokół Bumaru, dziś już Polskiego Holdingu Obronnego, ponieważ był sygnowany na lata 2007– 2012, umarł śmiercią naturalną.
Dziś mamy nowy plan. Tym razem konsolidacja ma się odbywać w myśl zasady „budujemy od nowa” i ciałem, które ma zjednoczyć państwową zbrojeniówkę ma być Polska Grupa Zbrojeniowa z siedzibą w Radomiu.
PGZ, którą rodzima prasa branżowa pieszczotliwe nazywa PeGaZem, ma zarządzać kilkudziesięcioma państwowymi spółkami. Co istotne, będą to firmy produkujące – serwisujące – remontujące ogromny wachlarz uzbrojenia i sprzętu wojskowego, od samolotów i śmigłowców, poprzez czołgi i artylerię, amunicję, na przysłowiowych gaciach i kalesonach skończywszy.
Może się mylę, ale nie ma chyba w naszym kraju firmy, która zajmuje się tak szerokim spektrum działalności. A na pewno nie ma firmy, która mając taki wachlarz produktowy, odpowiada za bezpieczeństwo kraju.
Czy jesteśmy przygotowani, aby taki TWÓR mieć? Mam ogromne wątpliwości. Inną sprawą jest, że tak głęboki poziom konsolidacji to w mojej ocenie zachłyśnięcie się „ideą” synergii.
Uważam bowiem, że pozbywanie się przez MON kontroli nad spółkami zajmującymi się naprawami i serwisem uzbrojenia i sprzętu wojskowego na rzecz podmiotu, który – jak zapowiada MSP – może być za kilka lat wprowadzony na giełdę papierów wartościowych, więc w dużym stopniu albo w całości sprywatyzowany, jest błędem. Same okręgowe warsztaty na czas „W” nie wystarczą.
komentarze