Wykonał 83 loty bojowe, przeżył zestrzelenie nad Francją, przygotowywał legendarną „wielką ucieczkę” z obozu jenieckiego pod Żaganiem. Ostatni raz wzbił się w powietrze przed rokiem z okazji 95. urodzin. Lotniczy Poznań pożegnał ppłk. pil. Bernarda Buchwalda, jednego z ostatnich pilotów bojowych z okresu II wojny światowej.
– Był fantastycznym człowiekiem. Mimo podeszłego wieku miał umysł 20-latka. Ograniczało go tylko ciało – przyznaje kpt. Krzysztof Nanuś z 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego. Żołnierze z poznańskiej jednostki utrzymywali z ppłk. Buchwaldem regularne kontakty. Dwa lata temu został ojcem sztandaru ich bazy.
Bernard Buchwald urodził się w 1917 roku w Ocieszynie koło Obornik. W wieku 18 lat został członkiem Aeroklubu Poznańskiego, a dwa lata później wstąpił do Szkoły Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie. Ukończył ją w przededniu wojny. Po wrześniowej klęsce przez Rumunię i Francję przedostał się do Wielkiej Brytanii. Tam przez kolejne lata pilotował samoloty Spitfire i Hurricane. Został dowódcą eskadry w 316 Warszawskim Dywizjonie Myśliwskim. Wykonał 83 loty bojowe.
W kwietniu 1942 roku pilotowany przez niego myśliwiec został zestrzelony nad Francją. „Najtragiczniejszym elementem sytuacji, w której się znalazłem, była moja całkowita bezsilność” – wspominał po latach w jednej ze swoich książek. „Nie mogę ręki podnieść, głowy odchylić – niesamowita siła odśrodkowa przygwoździła mnie do siedzenia i burty kabiny. Słyszałem, że w chwilach zagrożenia przesuwają się obrazki z filmu życia, lecz w wyobraźni nigdy siebie nie widziałem w takiej sytuacji. Teraz widzę” – pisał. Ostatecznie wylądował na francuskiej plaży. Trafił do obozu jenieckiego w pobliżu dzisiejszego Żagania. Tam brał udział w przygotowaniach do „wielkiej ucieczki”. Alianccy jeńcy zamierzali wydostać się z obozu 111-metrowym tunelem, który nazwali „Harry”. Plan zakładał ucieczkę 200 jeńców. Uciekać chciało aż 500, dlatego odbyło się losowanie. Akcja rozpoczęła się w nocy z 24 na 25 marca 1944 roku. Ostatecznie poza druty udało się przedostać 76 więźniom. Niemcy zdołali złapać 73 z nich, a 50 rozstrzelano.
Buchwald przebywał w obozie do końca wojny. Potem wyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie rozpoczął nawet studia filologiczne. Ostatecznie zdecydował się jednak na powrót do Polski. Wkrótce dotknęły go represje. W 1950 roku został, na przykład, wydalony z Aeroklubu Poznańskiego.
Kiedy sytuacja polityczna nieco się uspokoiła, zdołał ukończyć anglistykę. Potem obronił doktorat i rozpoczął pracę naukową na poznańskim uniwersytecie. Napisał dwie książki wspomnieniowe: „Od Wrony do Spitfire’a” oraz „316 Dywizjon Myśliwski Warszawski”. Do końca życia należał do Klubu Seniorów Lotnictwa Aeroklubu Poznańskiego.
– Ostatni raz gościł u nas ponad rok temu z okazji swoich 95. urodzin – wspomina Krzysztof Maciejewski, wicedyrektor Aeroklubu. – Zorganizowaliśmy wówczas dla niego lot nad Poznaniem. Pan Bernard wzbił się w powietrze Cessną, którą pilotował płk Wojciech Krupa z grupy „Żelazny”. Rzecz jasna żadnych akrobacji nie było – opowiada. Jubilat nie krył wzruszenia. W tym samym roku został awansowany na stopień podpułkownika.
Podpułkownik pilot Bernard Buchwald zmarł 31 grudnia ubiegłego roku. Wczoraj został pochowany na cmentarzu na poznańskim Piątkowie. W mszy i pogrzebie wzięli udział między innymi przedstawiciele 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego. Podczas uroczystości odczytano list kondolencyjny przekazany przez gen. pil. Lecha Majewskiego – dowódcę generalnego rodzajów sił zbrojnych.
autor zdjęć: Aeroklub Poznański, Marcin Zamaro-Tokarski
komentarze