Kilka minut wystarczyło operatorom z Formozy oraz ich kolegom z Norwegii i Finlandii, aby na szybkich łodziach dogonić wrogi okręt, dostać się na pokład i przejąć kontrolę nad jednostką. Dziennikarz portalu polska-zbrojna.pl Krzysztof Wilewski obserwował operację elitarnych poddziałów w ramach ćwiczenia „Cobra 2013”.
Pogoda była „wymarzona” do morskich podróży. Zamiast słońca i lekkiej bryzy deszcz, zimno i wiatr. Punktualnie o 10 stawiamy się na niewielkim molo w porcie wojennym nad Zatoką Gdańską koło ORP „Błyskawica”. Operatorzy Formozy, którzy przypłynęli po nas niewielką łodzią przeznaczoną do transportu nurków minerów, jasno i klarownie wyjaśniają, co nas czeka. Zaczynają od instruktażu: co robić, kiedy wypadnie się do wody. – Generalnie się nie ruszać, nie płynąć w kierunku jakiejś boi. Przy tej temperaturze wody im mniej ruchu tym lepiej. Bo po siedmiu, ośmiu minutach będzie po was – mówi z kamienną twarzą operator i podaje każdemu niewielką kamizelkę ratunkową.
Plan operacji był prosty. Operatorzy z Formozy i ich odpowiednicy z Norwegii i Finlandii mają na wodach Zatoki Gdańskiej opanować nieprzyjacielski okręt. W jego rolę wcielił się ORP „Zbyszko”.
Dziennikarze oraz ekipa zespołu Combat Camera ma im towarzyszyć w szkoleniu. Będziemy obserwować to, co robią komandosi, z pokładu szybkiej łodzi. Na pokład „Zbyszka” nie wejdziemy, bo żołnierze mają rozstawione cele. Chociaż będą strzelać jedynie pociskami barwiącymi, to i tak lepiej nie wchodzić im pod lufy.
Podróż w rejon szkolenia zapamiętamy na długo. Płynęliśmy bardzo szybko. Riby, bo o nich mowa, mogą przy spokojnym stanie morza płynąć nawet trzydzieści kilka węzłów.
Spokojniej robi się dopiero, gdy dopływamy do „Zbyszka”. Komandosi odpłynęli na pewną odległość. Przygotowują się do zadań. I rozpoczynają szturm na jednostkę nieprzyjaciela.
Obejrzeliśmy trzy takie akcje. Dwie przeprowadzili polscy operatorzy, jedną Norwegowie. Za każdym razem wdarcie się na pokład i opanowanie jednostki trwało zaledwie kilka minut.
– Newralgiczny w takich akcjach jest moment wejścia na pokład. Operatorzy nie wiedzą do końca, co ich czeka. Nawet prowadzona przez dłuższy czas obserwacja nie chroni przed „niespodziankami” – tłumaczy kpt. Tomasz Królik, nieetatowy rzecznik prasowy Formozy. – Może nią być na przykład rozlany olej, na którym można się poślizgnąć – dodaje.
Niestety, z pokładu łodzi nie możemy zobaczyć, jak morscy komandosi opanowują poszczególne pomieszczenia. Pewne pojęcie o tym, jacy są skuteczni, daje obserwacja błyskawicznie znikających z pokładu tarcz, które pełnią rolę celów.
W ćwiczeniach „Cobra 13” bierze udział ponad dwa tysiące żołnierzy, m.in. z Norwegii, Finlandii, USA, Węgier i Wielkiej Brytanii. Gospodarzami manewrów są cztery państwa: Litwa, Czechy, Słowacja i Polska. Specjalsi przyjadą na poligony w Żaganiu, Drawsku i Zatoce Gdańskiej. Z Polski w ćwiczeniach uczestniczą zespoły złożone z żołnierzy z Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca oraz Formozy. Lotniczy zespół bojowy utworzy 7 Eskadra Działań Specjalnych. Komandosi z AGAT-u będą odpowiadać za ochronę i obronę stanowiska dowodzenia, a żołnierze z jednostki NIL – za zapewnienie systemu dowodzenia oraz wsparcie informacyjne.
Scenariusz manewrów zakłada, że wojska sojusznicze rozpoczną operację stabilizacyjną w fikcyjnym państwie Freedonia, w którym doszło do konfliktu na tle etnicznym.
Jeśli oficerowie z DWS przejdą test pozytywnie, to po raz pierwszy w historii Sił Zbrojnych RP dowództwo tak wysokiego szczebla będzie pełnić dyżur w Siłach Odpowiedzi NATO. Polska dołączy tym samym do elitarnego grona sześciu państw, które mają takie uprawnienia (Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja, Hiszpania, Włochy i Turcja). – Dowództwo Wojsk Specjalnych od kilku lat realizuje proces przygotowań zmierzających do osiągnięcia przez Polskę statusu „państwa ramowego”. Przygotowania te zostaną zakończone w tym miesiącu ćwiczeniami „Cobra 13” – mówi gen. Piotr Patalong, dowódca WS.
autor zdjęć: Krzysztof Wilewski
komentarze