Polska solidaryzuje się z Turcją i potępia atak na ludność cywilną członka NATO – poinformowało Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Podobne głosy płyną z siedziby Sojuszu i europejskich stolic. Społeczność międzynarodowa jest zaniepokojona możliwością eskalacji konfliktu syryjsko-tureckiego.
– Tych wydarzeń nie wolno lekceważyć, ani nazywać ich atakiem Syrii na Turcję, bo nawet sama Turcja tak tego nie określa – ocenia Tomasz Siemoniak, minister obrony narodowej. Według szefa MON, fakt, że pociski moździerzowe spadły na sąsiedni kraj, może świadczyć o tym, że konflikt wewnętrzny w Syrii wymyka się spod kontroli.
Ubiegłej nocy syryjskie wojsko zbombardowało miejscowość Akcakale w Turcji. Zginęło 5 cywili, a kilkunastu zostało rannych. Turcja odpowiedziała natychmiastowym atakiem na cele syryjskie. Dzisiaj parlament Turcji dał swojemu rządowi zgodę na prowadzenie operacji militarnych poza granicami kraju. Jednocześnie Ankara cały czas zapewnia, że zrobi wszystko, by zażegnać konflikt drogą dyplomatyczną.
Czy decyzja tureckiego parlamentu oznacza wojnę? – Nie sądzę – mówi prof. Roman Kuźniar, doradca prezydenta ds. międzynarodowych. – To raczej sygnał dla wojsk Assada, by nie atakowały uchodźców syryjskich, którzy schronili się na terytorium Turcji. Myślę, że Syria nie chciała sprowokować Turcji do wojny, a śmierć tureckich cywilów była wynikiem błędu żołnierzy syryjskich. Ankara zresztą też nie chce dać się wciągnąć w konflikt zbrojny z Syrią, dlatego decyzja parlamentu nie oznacza od razu wkroczenia wojsk tureckich do Syrii – ocenia prof. Kuźniar.
Zdaniem ministra Siemoniaka, na razie nie ma potrzeby, by Polska podejmowała nadzwyczajne działania. – Sprawa Syrii jest wielkim problemem, którym zajmuje się społeczność międzynarodowa. Nie sprowadzajmy całego kryzysu do tego tragicznego incydentu – podkreśla szef MON.
Bombardowanie i ostrzał na granicy turecko-syryjskiej wywołało zaniepokojenie przedstawicieli NATO i Rady Europy. Turcja jest członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego i stara się o przyjęcie w struktury Unii Europejskiej. – Wczoraj doszło do spotkania ambasadorów przy NATO, ale po interwencji w Libii nikt nie kwapi się do podjęcia decyzji o włączeniu się w konflikt syryjsko-turecki czy wewnętrzne sprawy podzielonej wojną domową Syrii. To zbyt duże ryzyko – mówi Tadeusz Iwiński, poseł z Komisji Spraw Zagranicznych, który wczoraj brał udział w posiedzeniu Rady Europy poświęconym sytuacji na Bliskim Wschodzie.
Podobnie uważa Konrad Zasztowt, ekspert ds. Turcji z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. – Istnieje obawa, że wsparcie Amerykanów czy wojsk natowskich mogłoby przyczynić się do wybuchu wojny religijnej czy plemiennej w Syrii. Oczywiście nie jest to przesądzone, ale trzeba brać pod uwagę także i taką możliwość – tłumaczy Konrad Zasztowt.
Według niego Turcja poprzestanie jedynie na wczorajszej akcji odwetowej, bo eskalacja konfliktu nie jest w interesie ani Turcji, ani Syrii. Ekspert Instytutu zauważa też, że nocny incydent to dla NATO sygnał, że wojna domowa w Syrii zaczyna dotyczyć państw stowarzyszonych w Sojuszu.
Jeszcze w nocy NATO wydało specjalne oświadczenie, w którym zapewniło, że stoi u boku będącej członkiem Sojuszu Turcji i wezwało Syrię do zaprzestania „rażącego łamania prawa międzynarodowego”. Komunikat wydano po posiedzeniu przedstawicieli krajów członkowskich Sojuszu. Spotkanie zostało zwołane na podstawie artykułu 4. Traktatu Waszyngtońskiego, który mówi o konieczności przeprowadzenia konsultacji państw członkowskich Sojuszu, gdy któreś z nich uzna, że zagrożona jest integralność jego terytorium lub bezpieczeństwo. O zorganizowanie nadzwyczajnego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa poprosił turecki ambasador przy ONZ Ertugrul Apakan. Zwrócił się on do sojuszników „o podjęcie niezbędnych działań w celu położenia kresu tego typu aktom agresji i uzyskania pewności, że Syria uszanuje tureckie granice”. – Ankara dostała bardzo wyraźne wsparcie ze strony NATO. Otwarte pozostaje pytanie, czy Sojusz może coś więcej zrobić niż tylko zadeklarować słownie swoje wsparcie – podkreśla Konrad Zasztowt.
Nadzwyczajne posiedzenie w tej sprawie zwołała na czwartek Rada Europy. – Wczoraj dyskutowaliśmy na temat sytuacji na Bliskim Wschodzie. O tym, co dzieje się w Jordanii, Syrii, Egipcie, Turcji czy w relacjach izraelsko-palestyńskich – mówi Tadeusz Iwiński, jeden z polskich przedstawicieli w Radzie Europy.
Jeszcze w nocy władze w Syrii wyraziły ubolewanie z powodu śmierci tureckich cywili. Oficjalnie Syryjczycy zapewniają, że nie wiedzą, który oddział rozpoczął bombardowanie tureckiej miejscowości. Nie wykluczają też, że bomby trafiły w turecką wioskę przypadkiem. W pobliżu granicy toczą się bowiem walki rebeliantów syryjskich z żołnierzami Assada. Możliwe więc, że pociski moździerzowe były przeznaczone dla Syryjczyków.
Relacje turecko-syryjskie zaostrzają się od ubiegłego roku, gdy w Syrii wybuchła wojna domowa. – Ankara poparła wówczas rebeliantów walczących z Baszarem al-Assadem, co zaogniło wzajemne stosunki. Turcja przyjmuje też u siebie uchodźców z Syrii – tłumaczy Konrad Zasztowt z PISM.
Ekspert z PISM przypomina, że do ostrych konfliktów pomiędzy obydwoma państwami dochodziło w latach 90., kiedy Damaszek wspierał partyzantów kurdyjskich dążących do utworzenia państwa kurdyjskiego na terytorium zajmowanym przez Turcję.
– Cóż, na razie niestety mamy kompletny chaos i tak naprawdę nikt nie wie, czym zakończą się niepokoje na Bliskim Wschodzie – podsumowuje poseł Iwiński.
autor zdjęć: AFSOUTH, Defence.PK
komentarze