Wsparcie dla walczącej Ukrainy wciąż płynie z całego świata. O to, aby na front trafiły sprzęt i uzbrojenie, które jest tam najbardziej potrzebne, dba Międzynarodowy Zespół ds. Pomocy Ukrainie. O tym, z jakimi wyzwaniami się to wiąże, rozmawiamy z zastępcą dowódcy tej instytucji. – Szybka adaptacja do nowych warunków to słowo klucz – mówi gen. dyw. Jarosław Gromadziński.
Kilka tygodni temu objął Pan stanowisko zastępcy dowódcy ds. interoperacyjnych w Międzynarodowym Zespole ds. Pomocy Ukrainie. Jakie są Pańskie spostrzeżenia po dwóch miesiącach służby w tej instytucji?
Gen. dyw. Jarosław Gromadziński: Praca w tych strukturach to dla mnie doświadczenie fundamentalne. Przewartościowałem wszystko, czego się do tej pory nauczyłem. Dziś podszedłbym do wielu spraw inaczej, inaczej zabierałbym się do planowania, inaczej szkoliłbym żołnierzy. Ta wojna to walka narodu ukraińskiego o niepodległość, a dla mnie to wielkie laboratorium. Podstawowa lekcja, którą odbieramy wszyscy, brzmi: adaptuj się do środowiska, jakim jest współczesne pole walki wraz ze wszelkimi ograniczeniami, a następnie wdrażaj zmiany w swojej organizacji, aby była przygotowana do działania w takim środowisku. W kraju nie do końca widzimy, mówię to z perspektywy dowódcy dywizji, którym do niedawna byłem, jak naprawdę ta wojna przebiega. Dopiero na miejscu uświadomiłem sobie, jakie mechanizmy rządzą tym, co się dzieje w Ukrainie, jakie są zależności i jak wielkie ograniczenia. To przewartościowało wszystko to, czego do tej pory nauczyłem się o prowadzeniu działań bojowych.
Nie brzmi to zbyt optymistycznie, jeśli chodzi o Wojsko Polskie.
Wojna w Ukrainie musi być dla nas lekcją. Powtórzę, wojsko ma się adaptować do panującej sytuacji. Nie możemy żyć w przekonaniu, że jesteśmy na wszystko gotowi. Zawsze będziemy się uczyć i przygotowywać do przyszłej wojny, ale musimy się pogodzić z faktem, że zawsze będziemy zaskoczeni tym, jak ona rzeczywiście wygląda. Bo przepowiedzieć przyszłość może wróżka.
Scenariusze „następnej wojny” były opracowywane od zawsze, a wojna w Ukrainie pokazała swoją specyfikę. Wiele razy słyszałem o zmierzchu czołgów. Tymczasem za naszą wschodnią granicą to podstawowy środek pola walki. Podobnie jest z artylerią. Niezwykle istotne i warte analizy okazało się zastosowanie bezzałogowców, przewartościowane zostało prowadzenie walki radioelektronicznej, a także wykorzystanie internetu. Weźmy choćby starlinki. Do tej pory nikt nie brał pod uwagę tego, że jawna sieć, jaką zapewniają, może być na taką skalę wykorzystywana w czasie W. Adaptacja to na wojnie słowo klucz.
Wróćmy do samego dowództwa. Czym ono się zajmuje? Do tej pory jego działalność była owiana tajemnicą, a samo stwierdzenie „pomoc Ukrainie” to bardzo szerokie pojęcie.
W skład naszego dowództwa weszła m.in. instytucja, która powstała trzeciego dnia wojny – IDCC, czyli International Donation Coordination Centre. Zajmuje się ona dostarczaniem Ukrainie donacji od innych państw. Kiedy dany kraj chce coś przekazać, np. sprzęt, amunicję, wyposażenie indywidualne żołnierza, zgłasza to nam. Wspólnie z Ukraińcami sprawdzamy, czy jest to potrzebne. Jeśli tak, zajmujemy się przerzutem. To naprawdę potężne transporty, dostarczamy całe spektrum zaopatrzenia, jakie jest potrzebne siłom zbrojnym do funkcjonowania, no i oczywiście pokrywamy koszt transferu. Wspieramy też proces szkolenia ludzi, aby uzbrojenie mogło być sprawnie wdrożone i wykorzystywane. Dostarczamy więc Ukrainie kompleksowe zdolności bojowe, odpowiadamy też za utrzymanie sprzętu i jego ewentualne naprawy.
Od początku wojny Polska odgrywa ważną rolę, jeśli chodzi o transfer pomocy i uzbrojenia do Ukrainy. Dlaczego więc dowództwo stacjonuje w Niemczech?
Jego państwem wiodącym są Amerykanie i dlatego instytucja jest ulokowana w Wiesbaden przy dowództwie US Army. Oczywiście przez Polskę dostarczana jest największa część dostaw, ale dowództwo koordynuje też działalność elementów logistycznych, które znajdują się w Słowacji i Rumunii.
Struktura dowództwa się rozbudowuje. To nasuwa myśl, że wojna jeszcze potrwa…
Jeśli chodzi o wspieranie Ukrainy, musimy patrzeć długofalowo. Nie chodzi tylko o pomoc na już, lecz także o wsparcie modernizacji sił zbrojnych i dostosowania ich do standardów NATO. Mam tu na myśli na przykład unifikację uzbrojenia. Z różnych źródeł Ukraina otrzymała już dziesięć różnych artyleryjskich platform kalibru 155 mm. Organizacyjnie i logistycznie to horror. I w dłuższej perspektywie to się musi zmienić. Ukraina musi podjąć decyzję, w którym kierunku chce iść. Polska też przerabiała proces przejścia z armii postsowieckiej do natowskiej, on trwał ponad 20 lat. Co prawda jeszcze trochę starego sprzętu nam zostało, ale niebawem zapewne uda się go całkowicie wyeliminować. Z naszych doświadczeń może w tej chwili skorzystać Ukraina, która ma tę drogę przed sobą.
autor zdjęć: arch. prywatne, Jakub Szymczuk / KPRP, plut. K. Piasecki
komentarze