Czy szabla, która trafiła na ekspozycję Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu, pochodzi z pobojowiska po słynnej szarży pod Krojantami 1 września 1939 roku? Czy mogła należeć do płk. Kazimierza Mastalerza, poległego tam dowódcy 18 Pułku Ułanów? Placówka apeluje do wszystkich, którzy mogliby pomóc w rozwikłaniu historycznej zagadki.
Szabla trafiła na wystawę kilkanaście dni temu. W depozyt kołobrzeskiemu muzeum przekazał ją ppłk rez. Jacek Chamera. – Od pewnego czasu wprowadzamy zmiany na ekspozycji głównej. Nie chcemy już prezentować kolejnych Mauserów, o których można powiedzieć niewiele więcej ponad to, że są w doskonałym stanie. Bardziej zależy nam na eksponatach z wyjątkową historią – podkreśla Aleksander Ostasz, dyrektor Muzeum Oręża Polskiego. A szabla, jak się wydaje, warunek ten spełnia idealnie.
Obecny właściciel w ubiegłym roku kupił ją na internetowej aukcji. Z opisu wynikało, że broń przed laty została odnaleziona na pobojowisku po słynnej bitwie pod Krojantami. Co więcej, jak zapewniał sprzedawca, mogła należeć do samego płk. Kazimierza Mastalerza, dowódcy 18 Pułku Ułanów Pomorskich, którego żołnierze 1 września 1939 roku starli się tam z Niemcami. – To tak zwana ludwikówka, czyli szabla kawaleryjska wz. 34, wyprodukowana przez kielecką Hutę „Ludwików”. Jest dość mocno zniszczona, ale na jelcu z jednej strony dostrzec można orła, z drugiej zaś sygnatury 18 Pułku Ułanów. Brak numeru seryjnego świadczy, że mogła być to szabla nagrodowa, bądź pamiątkowa – wyjaśnia Chamera i dodaje, że zaintrygowany aukcyjnym opisem, postanowił skontaktować się z jego autorem. A raczej autorami, bo szabla wystawiana była na sprzedaż przynajmniej trzykrotnie. – Dwaj poprzedni właściciele nie potrafili powiedzieć o niej zbyt dużo. Pierwszy wystawiający natomiast poinformował mnie, że szabla pochodzi od syna Czesława Mejera, pomorskiego regionalisty i zbieracza wojennych pamiątek, który miał na nią trafić w jednym z okolicznych gospodarstw. Sam gospodarz natomiast odnalazł broń na polu w pobliżu Krojnat. Miało się to stać na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych – opowiada Chamera.
Potem szabla na pewien czas trafiła w depozyt bydgoskiego Muzeum Wojsk Lądowych. Po śmierci kolekcjonera jego krewni odebrali, a potem rozsprzedali jego zbiory. Czy szabla rzeczywiście należała do legendarnego dowódcy? – Nie byłem tego pewien, dlatego już po przekazaniu eksponatu do kołobrzeskiego muzeum stwierdzenie to zostało opatrzone znakiem zapytania – zastrzega Chamera. Niezależnie od tego informacja o nowym eksponacie wywołała w sieci niemałe poruszenie. Znawcy tematu i pasjonaci dowodzili między innym, że jeśli „ludwikówka” była szablą nagrodową, nie powinna była nosić oznaczeń pułku, wątpliwe też, by pułkownik miał ją przy sobie na polu bitwy. Poza tym broń tego typu produkowano przed wojną głównie z myślą o szeregowych kawalerzystach.
Ale, jak przekonuje Chamera, sprawa jest daleko bardziej skomplikowana. – Huta „Ludwików” miała w swojej ofercie także indywidualnie wykończone szable nagrodowe i podarunkowe. Niektóre z pułków kawalerii posiadały też w magazynach kilkanaście reprezentacyjnych „ludwikówek” z orłem i monogramem pułku na jelcu. Były one wykorzystywane podczas wspólnych wystąpień na uroczystych zbiórkach z okazji świąt oraz podczas defilad. Z chwilą ogłoszenia mobilizacji wydawano je oficerom i podchorążym rezerwy – podkreśla Chamera. Według niego płk Mastalerz jak najbardziej mógł posiadać taką szablę. Wiadomo, że swego czasu pamiątkową broń wręczył mu marszałek Edward Rydz-Śmigły. Czy była nią „ludwikówka”, która teraz trafiła na wystawę w Kołobrzegu? – Nie sposób rozstrzygnąć. Szabla Mastalerza na głowni posiadała dedykację „Bohaterowi Arcelina”. To na pamiątkę jednej z bitew wojny polsko-bolszewickiej, w której pułkownik brał udział. Głownia szabli, którą kupiłem jest zniszczona z powodu długiego leżenia w ziemi – przyznaje Chamera. – A może było inaczej? Może pułkownik szablę od marszałka pozostawił w bezpiecznym miejscu, a na pole bitwy wyruszył z „ludwikówką” pobraną z pułkowego magazynu? Niewykluczone też, że szabla, którą kupiłem jednak do niego nie należała. W tej historii jest mnóstwo znaków zapytania i wiele wskazuje na to, że już do końca pozostanie ona zagadką. Mnie cieszy fakt, że dyskusja, która rozgorzała, pozwoliła przypomnieć historię samej szarży pod Krojnatami i żołnierzy, którzy tam polegli – podkreśla.
Tymczasem kołobrzeskie muzeum kilka dni temu wystosowało apel do wszystkich, którzy mogliby rozwiać wątpliwości związane z szablą. – Sprawa jest niezwykle intrygująca, dlatego zależy nam na jak najszerszym odzewie – podkreśla dyrektor Ostasz.
Do szarży pod Krojantami doszło 1 września 1939 roku. Późnym popołudniem blisko 200 żołnierzy z 18 Pułku Ułanów Pomorskich uderzyło tam na niemieckie pododdziały piechoty zmotoryzowanej. Szarża wywołała popłoch. Zaatakowani szybko jednak uporządkowali szyki i ostrzelali kawalerzystów z broni maszynowej i granatników. Śmierć poniosło 25 Polaków. Wśród poległych znalazł się płk Mastalerz, który szarżę obserwował z pobliskiego wzgórza. Niemcy pochowali go z honorami. Wkrótce jednak mogiły poległych zostały rozkopane i rozkradzione przez okoliczną ludność. Szczątków Mastalerza nie udało się odnaleźć do dziś.
Szarża polskich ułanów odniosła skutek. Na krótko zdezorganizowała szeregi nieprzyjaciela, który tego dnia nie zdołał powstrzymać odwrotu oddziału Armii „Pomorze” za linię Brdy. Wywarła też efekt psychologiczny. Niemcy, o czym pisał w pamiętnikach gen. Heinz Guderian, zaczęli powtarzać pogłoski o rozpoczynającym się właśnie frontalnym natarciu kawalerii. Jednocześnie nazistowska propaganda wykorzystała starcie pod Krojantami do stworzenia mitu ułanów idących z szablami na czołgi. Miał to być dowód na techniczne zacofanie polskiej armii i beznadziejność oporu stawianego niemieckiej machinie wojennej. Po 1945 roku do obrazu tego chętnie odwoływali się komuniści krytykujący II RP. W społecznej świadomości został on utrwalony za sprawą jednej ze scen filmu „Lotna” w reżyserii Andrzeja Wajdy.
autor zdjęć: muzeum.kolobrzeg.pl
komentarze