Należał do Batalionu AK „Parasol”. W powstaniu warszawskim dowodził legendarną obroną Pałacyku Michla na Woli. Młodzież chętnie słuchała jego wspomnień, tak jak żołnierze wojsk specjalnych, którzy przyjęli go wręcz w swoje szeregi. Dziś w nocy, we śnie, zmarł gen. bryg. Janusz Brochwicz-Lewiński „Gryf”. Minister obrony wystąpił o pośmiertny awans oficera.
– Wspomnień generała można było słuchać godzinami. Opowiadał nam, przy kieliszku sherry, które uwielbiał, między innymi o obronie Pałacyku Michla. Posługiwał się wtedy bardzo fachową terminologią, co świadczy o tym, że był przede wszystkim żołnierzem – mówi dowódca zespołu bojowego z Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca. – Był honorowym członkiem naszej jednostki. Dziś czujemy się tak, jakbyśmy stracili jednego z nas – podkreśla.
– Ciepło, życzliwość i dobro, które biły od generała, sprawiały, że człowiek czuł się przy nim spokojnie. A gdy jeszcze wziąć pod uwagę opowiadane przez niego niezwykle ciekawe historie z jego życia, to spotkanie z nim było bezcennym doświadczeniem – mówi Izabela Borańska-Chmielewska, redaktor naczelna miesięcznika „Polska Zbrojna”. Generał był honorowym gościem zeszłorocznej gali z okazji 95-lecia „Polski Zbrojnej”. – Był inspiracją i wzorem dla wielu młodych ludzi, dla żołnierzy. Ujmował skromnością i umiłowaniem ojczyzny. Sądzę jednak, że nie zdążyliśmy wystarczająco dużo nauczyć się od tego bohatera, że ta strata jest ogromna i bardzo bolesna – dodaje redaktor naczelna.
Tradycja rodzinna
Generał brygady Janusz Brochwicz-Lewiński, ps. „Gryf”, urodził się 17 września 1920 roku w Wołkowysku. Wstąpił do wojska, bo tak nakazywała rodzinna tradycja. Wśród jego bliskich – jak wspominał w wywiadzie dla „Polski Zbrojnej” – było bowiem „wielu generałów i pułkowników, posłów do Sejmu, senatorów, a w dawnych wiekach – także kardynałów, biskupów, przybocznych rycerzy królowej Jadwigi”.
30 sierpnia 1939 roku został wezwany do 76 Pułku Piechoty i wyruszył na front. W marcu 1944 roku włączono go do Batalionu Armii Krajowej „Parasol”, który sformował cichociemny mjr Adam Borys wraz z harcerzami Szarych Szeregów. Tuż po wybuchu powstania warszawskiego, 5 sierpnia 1944 roku, „Gryf” dowodził legendarną obroną Pałacyku Michla na Woli. Trzy dni później, podczas walk na cmentarzu ewangelickim na Woli, został ciężko ranny w szczękę, co wyeliminowało go z dalszej bitwy. Po kapitulacji powstania trafił do niemieckiej niewoli. Po wojnie przebywał na emigracji w Wielkiej Brytanii. Wstąpił do armii brytyjskiej, gdzie służył między innymi w elitarnych brytyjskich jednostkach komandosów oraz w wywiadzie. Jako agent wywiadu działał również w Palestynie i Sudanie. Do Polski wrócił w 2002 roku.
Pamięć o powstaniu
– Jak wróciłem do kraju, to na Woli nie było ani jednej tabliczki, pomnika. Nikt nie wiedział, gdzie co było – mówił w sierpniu ubiegłego roku ministrowi Antoniemu Macierewiczowi, nawiązując do miejsc powstańczych walk. – Spotykałem się wówczas z przewodnikami, wycieczkami. Mówiłem im, co i gdzie miało miejsce. My walczyliśmy o każdy kamień, który upamiętnia powstanie warszawskie – zaznaczał.
Mimo sędziwego wieku gen. Brochwicz-Lewiński chętnie dzielił się bowiem wspomnieniami z czasów powstańczych. – Muszę przyznać, że gdy po 58 latach emigracji wróciłem do Polski, byłem trochę zaskoczony zainteresowaniem, jakie budziłem wśród młodych ludzi. Odbywałem wiele spotkań, zapraszały mnie szkoły i drużyny harcerskie oraz młodzież wojskowa – opowiadał w wywiadzie dla „Polski Zbrojnej”. Szymon Rębisz, student Akademii Marynarki Wojennej, właśnie „Gryfowi” poświęcił swoją pracę, nagrodzoną w konkursie literackim „PZ”. „Legendarny obrońca Pałacyku Michla z pewnością na wiele lat pozostanie niedoścignionym wzorem dla nas żołnierzy. Wzorem tego, jakimi wartościami w życiu należy się kierować i jakim być człowiekiem, zarówno podczas służby, jak i po niej” – pisał o generale.
Ramię w ramię z komandosami
O „Gryfie” nigdy nie zapomnieli też żołnierze wojsk specjalnych. Komandosi z Lublińca, którzy dziedziczą tradycje batalionu „Parasol”, cały czas utrzymywali z nim kontakt. „Gryf” bywał na uroczystościach, które organizowali. – Ze względów zdrowotnych nie mógł uczestniczyć osobiście w ostatnich obchodach naszego święta, ale mogliśmy się z nim skontaktować dzięki wideokonferencji – mówi jeden z komandosów. Wspomina, że generał zawsze starał się przekazać żołnierzom coś od siebie. Ostatnio wojskowi otrzymali flagę i godło z dedykacją. Ale te spotkania z komandosami były bardzo ważne również dla samego „Gryfa”. – Widziałem w nich ten sam zapał do walki i szacunek do munduru, który mi także towarzyszył w młodości – mówił po jednym z nich.
Ojczyzna zawsze była dla niego najważniejsza. – Generał był bardzo dobrze zorientowany w sytuacji politycznej. Wiedział, co dzieje się w kraju i poza jego granicami. Wydaje mi się, że czekał na to, aż Polska stanie się tym krajem, do jakiego chciał wrócić – relacjonuje żołnierz JWK.
Kolejny awans
Za swoje zasługi Janusz Brochwicz-Lewiński otrzymał wiele odznaczeń, między innymi: Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari, Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, Krzyż Walecznych i złoty medal „Za zasługi dla obronności kraju”. Nominację na generała brygady otrzymał od prezydenta Lecha Kaczyńskiego w 2008 roku.
Zwierzchnik sił zbrojnych Andrzej Duda w 2015 roku z okazji Narodowego Święta Niepodległości odznaczył „Gryfa” Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. Dziś minister obrony narodowej Antoni Macierewicz złożył wniosek do prezydenta Andrzeja Dudy o pośmiertny awans Brochwicz-Lewińskiego na stopień generała dywizji.
Generał Janusz Brochwicz-Lewiński, ps. „Gryf”, zmarł dziś w nocy, we śnie. Pogrzeb oficera odbędzie się w przyszłym tygodniu.
autor zdjęć: Łukasz Grzella, Michał Niwicz, Piotr Molecki/KPRM
komentarze