Ołowiane żołnierzyki nie zawsze służyły do zabawy

środa, 02 stycznia 2019

Jeszcze całkiem niedawno najbardziej pożądanym przez chłopców prezentem pod choinką było pudło żołnierzyków. Jakąż radością było kilka nowych figurek husarzy, szwoleżerów gwardii cesarza Napoleona, czy żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Historia „miniaturowych armii” sięga starożytnego Egiptu i Chin, ale nie zawsze była związana z zabawą.

Najstarsze figurki żołnierzy, jakie dotychczas udało się odnaleźć archeologom, pochodzą z Górnego Egiptu i przedstawiają ciężką piechotę egipską. Dwudziestocentymetrowi wojownicy zostali wyrzeźbieni w drewnie i pomalowani farbą. Byli uzbrojeni we włócznie i tarcze. Należeli do księcia Emsah, wodza z czasów XII dynastii, czyli ich wiek szacowany jest na około cztery tysiące lat. Przyjmuje się, że pełnili rolę straży przybocznej zmarłego księcia (analogicznie jak słynna chińska terakotowa armia), gdyż otaczali mumię swego właściciela w grobowcu.  

Wojownicy zuluscy i armia niemiecka, okres międzywojenny. Muzeum Zabawek w Kudowie-Zdroju. Fot. P. Korczyński

W następnych tysiącleciach figurki drewniane zastąpiły brązowe, cynowe i ołowiane, a nawet srebrne i złote. Z czasem zmieniło się też ich przeznaczenie – z artefaktów pogrzebowych stały się zabawkami oraz elementami gier strategicznych, za pomocą których synowie władców, a nierzadko i sami władcy ćwiczyli swe dowódcze umiejętności. Taką funkcję najprawdopodobniej pełniła ołowiana figurka rzymskiego legionisty, odnaleziona pod Moguncją nad Renem i datowana na III wiek naszej ery. Natomiast z XII wieku pochodzą odnalezione na przedmieściach Magdeburga cynowe figurki rycerzy (jeden z nich to św. Jerzy walczący ze smokiem). Z przekazów źródłowych wiadomo, że miniaturowymi armiami odlanymi ze srebra bawili się przyszli królowie Francji – Ludwik XIII i Ludwik XIV. Ten pierwszy po objęciu tronu miał nawet przetopić 300 srebrnych żołnierzyków na sfinansowanie prawdziwej wojny. Sławny niderlandzki wódz, Wilhelm II Orański wykorzystywał figurki żołnierzyków, by wytłumaczyć oficerom swe nowatorskie reformy wojskowe. Wielkim admiratorem miniaturowego wojska był car Piotr I Wielki, którego ulubioną rozrywką – już w dorosłym życiu – pozostawało rozgrywanie bitew ołowianymi żołnierzykami. Cesarz Francuzów, Napoleon, podarował swemu synowi, nieszczęśliwemu królowi rzymskiemu, zwanemu Orlątkiem zestaw 117 żołnierzyków wykonanych przez sławnego w tym czasie złotnika, Claude'a Odiota. Złote figurki pomalowane były w barwach mundurów ochotników korsykańskich 22 Pułku Lekkiego. Zestaw ten do dziś jest ozdobą jednej z prywatnych kolekcji.

Żołnierzyki dla mas

W XVIII wieku wojowały ze sobą wielkie armie władców absolutnych. Do wojska powoływano coraz więcej rekrutów, a pod koniec tego stulecia pojawiła się pierwsza armia narodowa – w rewolucyjnej Francji. Konflikty nabierały charakteru masowego. Podobnie zabawa żołnierzykami stawała się już nie tylko domeną synów królewskich czy magnackich. Figurki pojawiły się w domach mieszczańskich, a nawet pod strzechami chłopskich chat. Pierwsze miniaturowe armie dla mas były z… papieru. Na pomysł wycinanek z żołnierzykami wpadł Pierre-François Isnard, francuski oficer kawalerii i zdolny plastyk. Jego figurki jednak, choć pięknie wykonane i tanie w produkcji, miały jedną podstawową wadę – były nietrwałe. Szybko wyparły je coraz powszechniej produkowane żołnierzyki cynowe.

Indiańska wioska, okres międzywojenny. Muzeum Zabawek w Kudowie-Zdroju. Fot. P. Korczyński

Na stolicę cynowych figurek w XVIII wieku wyrosła Norymberga. Największą sławę wśród producentów zyskał urodzony w 1732 roku w Koburgu Johann Gottfried Hilpert, który z pietyzmem odtwarzał armie Fryderyków Pruskich. Hilpert dał początek istnej dynastii, która przez ponad sto lat produkowała żołnierzyki wszystkich armii świata. Prawdziwie masowa produkcja żołnierzyków rozpoczęła się jednak w drugiej połowie XIX wieku w Wielkiej Brytanii. Stało się to dzięki wynalazkowi Williama Britaina jr. Zastosował on przy produkcji ołowianych figurek specjalną technikę odlewu, dzięki której pozostawały one puste w środku. Zmniejszyło to ich wagę, a co za tym idzie – koszty wykonania. Rzemieślnicy mogli teraz w ciągu godziny odlać około 300 figurek. Brytyjskie żołnierzyki dzięki temu były niemal dwa razy tańsze od niemieckich. A i dzięki podbojom imperium brytyjskiego w XIX stuleciu chłopcy otrzymywali nie tylko zestawy europejskich armii, ale i egzotycznych wojowników zuluskich, Indian amerykańskich czy zbrojnych Hindusów.

W latach trzydziestych XX wieku, gdy odkryto szkodliwe oddziaływanie ołowiu na zdrowie, wykonane z tego metalu armie ustąpiły miejsca aluminiowym, a następnie plastikowym. Nowym centrum masowej produkcji stała się Ameryka Północna. Na pierwszym miejscu w listach do św. Mikołaja pojawiły się pudełka z żołnierzykami armii Unii i Konfederacji z wojny secesyjnej oraz kowboje i Indianie.

Churchill i inni

W wypadku przyszłego pierwszego lorda admiralicji i słynnego premiera Wielkiej Brytanii –  Winstona Churchilla – można stwierdzić, że ołowiane żołnierzyki zdeterminowały jego los. Mały Winston był chłopcem niesfornym i niezbyt przykładającym się do nauki. Za to uwielbiał bawić się swoją miniaturową armią, liczącą ponad 1500 figurek. Przedstawiały one brytyjską dywizję piechoty, brygadę kawalerii oraz artylerię z działami i tabory. Pewnego dnia, kiedy Winston zamiast się uczyć geometrii, jak zwykle układał na podłodze żołnierzyki, do pokoju wszedł jego ojciec i przez dłuższy czas przyglądał się manewrom syna. Tym razem go nie zganił, lecz zapytał, czy nie chciałby zostać dowódcą prawdziwej armii. Winston z radością przytaknął i rzeczywiście trafił do szkoły wojskowej. Churchill napisał później w pamiętnikach: „Przez lata myślałem, że ojciec zauważył we mnie militarnego geniusza. Tymczasem on po prostu doszedł do wniosku, iż nie jestem dość bystry, by studiować prawo”.

Francuscy marynarze i piechota, koniec XIX wieku. Muzeum Zabawek w Kudowie-Zdroju. Fot. P. Korczyński

Inny sławny człowiek – autor „Wojny światów”o inwazji Marsjan na Ziemię – Herbert George Wells jako zdeklarowany pacyfista zobaczył w zabawie ołowianymi żołnierzykami szansę na… zakończenie konfliktów zbrojnych na świecie. W 1913 roku wydał książkę „Little Wars”, w której przedstawił zasady dość prostej gry strategicznej prowadzonej przy pomocy figurek żołnierzy. Wells wierzył, że bawiący się w nią chłopcy, kiedy dorosną, nie będą mieć już ochoty na prawdziwe wojny. Straszną ironią historii było to, że już rok później po publikacji książki wybuchła wielka wojna, a „Little Wars”stała się prekursorką tak popularnych wciąż gier strategicznych. Oczywiście żołnierze obu wojen światowych stali się też wzorami dla kolejnych, plastikowych armii.

Polskie żołnierzyki

Kolebką cynowych i ołowianych żołnierzyków na ziemiach polskich była Galicja. Dzięki galicyjskiej autonomii chłopcy w Krakowie czy we Lwowie na długo przed odzyskaniem niepodległości Polski mogli bawić się żołnierzykami malowanymi w barwach armii I Rzeczypospolitej czy Księstwa Warszawskiego. Po roku 1918 już w odrodzonej Polsce ruszyła produkcja żołnierzyków w polskich mundurach i barwach. Wśród producentów żołnierzyków w międzywojennej Polsce wybiła się na czoło firma „Mars”, która wykonywała z wielką dbałością o szczegóły figurki z plastiku historycznych wojsk polskich, ale też obcych państw, nie wyłączając tak egzotycznych jak Chiny czy Etiopia. Wielką popularnością cieszyły się też w Polsce papierowe żołnierzyki, zwłaszcza produkowane przez firmę Henryk Frist i Ska z Krakowa, która sygnowała się jako Salon Malarzy Polskich. Znany historyk, profesor Olgierd Terlecki wspominał: „Piszący te słowa nigdy nie zapomni wrażenia, jakie wywarła na nim otrzymana w dwunastym roku życia »Bitwa pod Grunwaldem« w trzech arkuszach, z figurkami bardzo umiejętnie zdjętymi ze znanego obrazu Matejki. […] Wybór [z tej firmy – P.K.] obejmował dosłownie całą historię Polski, armie krajów europejskich współczesne i dawniejsze, Indian, Chińczyków, a także polowania afrykańskie, karawany pustynne i w ogóle co kto chce”.

W dobie PRL plastikowe żołnierzyki były „żelazną ofertą” każdego kiosku czy sklepu z zabawkami. Warto podkreślić, że z ówcześnie produkowanymi żołnierzykami całkiem rzetelnie można było uczyć się historii od najmłodszych lat. „Piszący te słowa”, że pozwolę sobie strawestować profesora Terleckiego, pamięta swą kolekcję żołnierzyków, na którą składała się świetnie odwzorowana husaria z XVII wieku, kosynierzy Tadeusza Kościuszki, kawaleria Księstwa Warszawskiego i ułani II Rzeczypospolitej. Jeden z największych kolekcjonerów zabawek w Polsce, Marek Sosenko podkreśla, że wielką popularnością wśród kolekcjonerów na całym świecie cieszą się figurki żołnierzy Księstwa Warszawskiego, które w Polsce zaczęto produkować w latach sześćdziesiątych po premierze „Popiołów”Andrzeja Wajdy. Kolekcjonerzy odwiedzają nasz kraj również w poszukiwaniu figurek polskiego rycerstwa spod Grunwaldu i husarii – produkowanych fabrycznie w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.

Cynowe żołnierzyki - Niemcy XIX w. Muzeum Zabawek w Kudowie-Zdroju. Fot. P. Korczyński

I tutaj dotykamy jeszcze jednej ważnej sfery dotyczącej miniaturowych armii –  kolekcjonerstwa. Figurki żołnierzyków są pożądanymi elementami wielu prywatnych kolekcji i muzeów. Często na aukcjach osiągają zawrotne ceny. Wystarczy tutaj przywołać aukcję z 2010 roku, na której sprzedano kolekcję żołnierzyków i zabawek potentata medialnego Malcolma Forbesa. Jego zbiór, w skład którego wchodziły między innymi figurki średniowiecznych rycerzy, ołowiane żołnierzyki i miniaturowe statki, zlicytowano za 2,3 mln dolarów.

Obecnie istnieje też wielka branża produkująca figurki żołnierzy tylko i wyłącznie dla kolekcjonerów – są to właściwie dzieła sztuki, na które rzadko stać rodziców chcących uszczęśliwić swe dzieci zestawem żołnierzyków, które mogą być wstępem do pasjonującej przygody z historią. Na koniec wróćmy więc do korzeni. Jednej z najsłynniejszych baśni Hansa Christiana Andersena „Dzielny ołowiany żołnierz”: „Było sobie pewnego razu dwudziestu pięciu ołowianych żołnierzy, a wszyscy oni  byli braćmi, bo wszyscy urodzili się z jednej starej łyżki. Swoją broń owi mali żołnierze trzymali na ramieniu, a głowy sztywno. Mundury ich były wspaniałe, czerwone i niebieskie. – Ołowiane żołnierzyki – to były pierwsze słowa, które doszły do ich uszu, gdy otworzyła się pokrywka pudełka, w którym leżały”. 
I tak zaczęła się historia o wielkim poświęceniu, odwadze i miłości – jak w życiu.

Bibliografia

O. Terlecki, Pozostała tylko literatura, [w:] „Arsenał Polski”, Kraków 1984

A. Kastory, Winston Spencer Churchill, Wrocław 2004

Piotr Korczyński

autor zdjęć: Piotr Korczyński