Skąd się wzięły wojskowe „trepy”

sobota, 03 stycznia 2015

Trep – żołnierze z poboru w ten pogardliwy sposób określali w czasach służby zasadniczej żołnierzy zawodowych. Dziś część społeczeństwa niechętna wojsku nazywa tak żołnierzy zawodowych. Mimo że armia cieszy się wciąż dużym kredytem zaufania społecznego, nie brakuje ludzi, którzy nie darzą wojskowych sympatią. Widać to szczególnie wtedy, gdy czyta się internetowe wpisy na temat żołnierzy i Wojska Polskiego. Słowo „trep” pojawia się w nich często i gęsto – pisze mjr rez. Tomasz „Burza” Burzyński, były oficer JWK Lubliniec.

Repertuar epitetów kierowanych pod adresem wojskowych jest jednak znacznie bogatszy. W społecznym użyciu, oprócz określenia „trep”, istnieją jeszcze takie, których przez grzeczność nie zacytuję… Pod tym względem żołnierze nie są jednak wyjątkowi, gdyż i inne służby mundurowe są określane w mowie potocznej licznymi przymiotnikami o pejoratywnym zabarwieniu. Międzynarodową „sławę” zrobiło słowo „glina” używane (w mowie potocznej) wymiennie ze słowem „policjant”. „Glina” jest w użyciu chyba pod każdą szerokością geograficzną naszego globu. To określenie przyjęła nawet większość policjantów jako nieformalne określenie profesji, którą wykonują. Inne określenie towarzyszy strażakom. Choć ten zawód cieszy się wielką sympatią w społeczeństwie, to i oni zasłużyli na nieformalne miano „gasiorów”. I tak można przytaczać niezliczone przykłady – „klawisz”, „kanar”, „pies”. Mało który zawód nie ma swojego nieformalnego określenia. Wróćmy jednak do żołnierskiego „trepa”, skąd się to określenie wzięło (moim skromnym zdaniem).

Trep – to w języku potocznym określenie buta z drewnianą podeszwą. Przedmiot równie prosty, co odporny. Cofnę się tu kilkadziesiąt lat wstecz, do czasów, gdy popularne było powiedzenie „nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera”. Wynikało z tego, że kiedyś kadra zawodowa, a na pewno jej część, składała się z żołnierzy o niepełnym wykształceniu. Brak matury czy studiów nadrabiali szybkimi kursami podoficerskimi czy oficerskimi o niskim poziomie dydaktycznym. Służba w wojsku była dla nich wyjątkowym awansem. Jednak z chwilą założenia munduru ani ich mentalność, ani ich wiedza nie ulegała zmianie.

Można sobie wyobrazić, jak wyglądało spotkanie szeregowca, człowieka młodego i lepiej wykształconego, z wyżej opisanym przełożonym mającym belki na pagonie. Sytuacje, do których mogło dochodzić tylko w ówczesnym wojsku, można określić jako wojskową „kwadraturę koła”. I właśnie z tej frustracji narodziło się określenie „trep” jako synonim mało rozgarniętego przełożonego w mundurze, o wąskich horyzontach myślowych, który jak ten przysłowiowy przedmiot był odporny na wiedzę i zniszczenie…

Profesor Jan Miodek w swoim programie telewizyjnym pewnie by zaczął rozkładać to słowo na czynniki pierwsze. Ja natomiast dochodzę do wniosku, że łatka nadana wiele, wiele lat temu wojskowym jak się przykleiła, tak się nigdy nie odklei. Cokolwiek by człowiek zrobił… Czasem człowiek z przerażeniem odkrywa, że niektórzy oficerowie, chorążowie czy podoficerowie sami tak o sobie mówią. Możliwe, że to już jest taki koloryt służby w mundurze, że „trep” to żołnierz, „glina” to policjant, a politycy to…

mjr rez. Tomasz „Burza” Burzyński