moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Żołnierzu, na WF marsz!

Wielkim orędownikiem sportu w wojsku był marszałek Józef Piłsudski. Wyszkolenie zdrowego i sprawnego żołnierza było przed wojną jednym z priorytetów. Dlatego oficerowie musieli przez pięć lat po awansie na stopień podporucznika intensywnie uprawiać sport w wojskowych klubach sportowych – pisze Jacek Szustakowski, publicysta portalu polska-zbrojna.pl.

„Pamiętam siebie w gimnazjum, kiedy w pierwszych dwóch klasach trzeba było się zajmować tzw. »czystopisaniem«. Wobec tego, że lubiłem Napoleona, a Napoleon paskudnie pisał, nie zwracałem uwagi na »czystopisanie«. To było wolno, mogłem mieć pałkę i było mi wszystko jedno, gdyż to nie wkraczało w dziedzinę praw przechodzenia z klasy do klasy. […] skoro wiedziałem, iż wystarczą mi trójki, to ambicji do piątek nie miałem. Baczmy więc na to, żeby wychowanie fizyczne nie stało się „czystopisaniem”, musi ono łączyć się z inną prawdą, którą jest minimum osiągniętego wysiłku…”.

Te słowa wygłosił Józef Piłsudski w czerwcu 1929 roku na posiedzeniu Rady Naukowej Wychowania Fizycznego przy Ministerstwie Spraw Wojskowych. Marszałek, który stał na czele tego gremium, apelował, aby ustanowić mierniki „powodzenia w wychowaniu fizycznym szkolnym na równi z innymi wykładanymi przedmiotami” i „minimum wysiłków, osiąganych przez wychowanków i wychowanice w wychowaniu fizycznym”. Piłsudski, który był wielkim orędownikiem masowości i powszechności sportu, zarzekał się, że nie jest specjalistą od wyznaczania miernika „według którego mogłaby istnieć pewna kontrola osiąganych rezultatów”. Dlatego zlecił to fachowcom. Wcześniej, bo już w 1919 roku, zadbał o to, aby opracowano i wdrożono w życie wojskowe regulaminy wychowania fizycznego i instrukcje o prowadzeniu pracy sportowej w wojsku. Tymi ważnymi dla Marszałka sprawami zajął się specjalnie przez niego powołany Wydział Wychowania Fizycznego przy Departamencie V Ministerstwa Spraw Wojskowych, a od 1923 roku – w Oddziale III Szkoleniowym Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Priorytetem było wyszkolenie zdrowego i sprawnego żołnierza do działań na polu walki. W tym procesie dużą rolę odgrywało współzawodnictwo sportowe dopasowane do potrzeb poszczególnych rodzajów sił zbrojnych. Zamiast egzaminów z WF żołnierze obowiązkowo brali udział w określonych zawodach na szczeblu kompanii, baonu i pułku.

Od 1927 roku wcielaniem w życie idei Piłsudskiego, by wychowanie fizyczne i sport w państwie w pierwszej kolejności służyły potrzebom wojska, zajął się nowo utworzony Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego. Po wystąpieniu Piłsudskiego na posiedzeniu Rady Naukowej WF w maju 1932 roku, kiedy to podkreślił wagę upowszechniania zdobywania Państwowej Odznaki Sportowej i użyteczno-bojowe walory takich dyscyplin sportu, jak lekka atletyka i pływanie, wyznacznikiem sprawności żołnierza była zdobyta przez niego POS. Odznaka ustanowiona w 1930 roku dzieliła się na trzy klasy (brązową, srebrną i złotą), a w każdej klasie wyróżniano cztery stopnie. W 1936 roku uproszczono regulamin zdobywania POS, a minister spraw wojskowych zalecał kadrze wojskowej uprawianie sportu w wojskowych klubach sportowych, których zadaniem było stworzenie żołnierzom warunków do utrzymywania dobrej kondycji fizycznej do końca służby. Zalecano na przykład oficerom, aby przez pięć lat po awansie na stopień podporucznika intensywnie uprawiali sport w WKS-ach. Wytyczne ministra nakładały na szkoły podchorążych obowiązek egzekwowania od przyszłych absolwentów świetnych wyników w pływaniu na 300 m stylem dowolnym.

W ludowym Wojsku Polskim sprawność fizyczną wojska sprawdzano na torach przeszkód. Żołnierze musieli zaliczyć również kilka testów sprawnościowych z różnych konkurencji. Egzaminy z WF były też wpisane w proces naboru do uczelni i szkół wojskowych. Dla wielu przyszłych oficerów, chorążych czy podoficerów były drogą przez mękę. Egzaminy teoretyczne mniej ich stresowały niż sprawdzian z WF. Jedynie rekruci powoływani do odbycia zasadniczej służby wojskowej nie musieli nic zdawać... Po wcieleniu do wojska szybko nadrabiano ich ewentualne zaległości w tej dziedzinie. Poranne zaprawy, programowe zajęcia i te nadprogramowe, „organizowane” przez stare wojsko, potrafiły zdziałać cuda. Od kilku lat nie ma już „zetki”, ale dobry wynik z egzaminu z WF był najlepszą „przepustką” do rozpoczęcia kariery szeregowego zawodowego. Bez zaliczenia sprawdzianu ze sprawności fizycznej nie można też dzisiaj marzyć o Narodowych Siłach Rezerwowych.

Żołnierz powinien być sprawny i wciąż dbać o swoją sprawność fizyczną – nie zmienia się to od lat. Zmieniły się za to mierniki, o których wyznaczenie zabiegał Piłsudski. Do 1991 roku, kiedy to wprowadzono w naszej armii roczny egzamin z wychowania fizycznego dla kadry zawodowej, o tym, jaka jest kondycja żołnierzy, można się było tak naprawdę przekonać tylko podczas kontroli przeprowadzanej w jednostkach. Rocznym sprawdzianem z WF objęto wszystkich żołnierzy zawodowych i kontraktowych bez względu na stopień, wiek i zajmowane stanowisko. Testy opracowane przez fachowców służyły do sprawdzenia zdolności motorycznych w zakresie: wytrzymałości, siły i szybkości. Od samego początku sprawdzian budził spore emocje, m.in. z powodu niezbyt trafnego doboru ćwiczeń i norm, podziału na grupy wiekowe oraz restrykcje za ocenę niedostateczną. Zwolennicy nowego „miernika” mówili natomiast o potrzebie zmianie mentalności kadry i przyznawali, że to długotrwały i skomplikowany proces.

Niemal po każdym rocznym sprawdzianie wprowadzano do niego poprawki. W 1994 roku odstępy między grupami wiekowymi zmniejszono z dziesięciu lat do pięciu. Ta i inne zmiany dla sprawnych żołnierzy, którzy do egzaminu przystępowali „z marszu”, nie robiły różnicy. Bez problemu i tak zdawali na piątkę. Ci, którzy egzamin traktowali jako zło konieczne, wszelkie zaniżanie kryteriów przyjmowali z zadowoleniem, ale i tak krytykowali pomysłodawców testów, zarzucając im stawianie zbyt wysokich wymagań. Część z krytykantów zresztą w ogóle nie przystępowała do egzaminów, bo nagle zaczęły ich nękać kłopoty ze zdrowiem. Do pierwszych rocznych sprawdzianów z powodu regularnego przebywania na zwolnieniach lekarskich nie przystępowało około 15% kadry. W pierwszych trzech latach egzaminu nie podeszło do niego aż 10% żołnierzy legitymujących się komisyjnym zwolnieniem lekarskim.

W maju 2004 roku wprowadzono kolejne poprawki do rocznego sprawdzianu sprawności fizycznej żołnierzy zawodowych. Choć wcale nie zwiększono wymagań stawianych kadrze, wyniki egzaminu były alarmujące. Ogólna średnia ocena 3,43 potwierdziła, że żołnierze generalnie nie dbają o sprawność fizyczną. Aż 12852 osoby musiały podejść do egzaminów poprawkowych, z czego 10% w ogóle do niego nie przystąpiło z powodu nieobecności (m.in. podróże służbowe i misje), a ponad 6 tys. nie zdawało, gdyż przebywało na… tak zwanym L4. – Każda ocena dostateczna ze sprawdzianów z WF powinna być przez dowódców (szefów, komendantów) traktowana jako niedopełnienie obowiązków służbowych. Czas skończyć z fasadowością i działaniami pozornymi! – alarmował na odprawie kierowniczej kadry kultury fizycznej podsumowującej sprawdzian z WF w 2004 roku szef Zarządu Doktryn i Szkolenia Sił Zbrojnych Sztabu Generalnego Wojska Polskiego płk Włodzimierz Hauzer.

W kolejnych latach wyniki uzyskiwane przez kadrę się poprawiły. Przykładem 2010 rok, w którym kondycję fizyczną żołnierzy zawodowych oceniono na 4,02. Jednak w porównaniu z katastrofalnym 2004 rokiem, w którym 10,7% nie przystąpiło do egzaminu z powodu zwolnień lekarskich, w 2010 wskaźnik ten wzrósł do 11,6%! Natomiast przyczyną absencji 5,1% kadry były podróże służbowe, urlopy i inne usprawiedliwione powody. Jednak aż 1158 osób nie miało usprawiedliwionej nieobecności na sprawdzianie. Po egzaminie w 2010 roku, w myśl nowelizacji ustawy pragmatycznej, z armią musiało się pożegnać 81 żołnierzy, którzy otrzymali w dwóch kolejnych latach ocenę niedostateczną ze sprawdzianu WF lub nie przystąpili do niego też w dwóch kolejnych latach (chyba, że zostali zwolnieni ze sprawdzianu na podstawie artykułu 50a ustęp 3).

W 2010 roku prawie 22 tys. żołnierzy zdało egzamin na piątkę. Dwa lata później najwyższe oceny otrzymało ponad 26 tysięcy. Pewnie byłoby ich więcej, gdyby za piątki – tak jak w latach 1991–1995 i 2006–2007 – przyznawano nagrody finansowe. Ci, którzy podobnie jak uczeń Piłsudski, nie mieli ambicji walczyć o piątki, zadowalali się trójką lub czwórką. Dodatkowa premia pewnie zmobilizowałaby ich do poprawy wyników. Znam i takich, którzy dłużej podciągaliby się na drążku czy robiliby więcej pompek ponad normę na pięć, i wcale nie dla kasy, gdyby w ramach egzaminu wprowadzono typowe współzawodnictwo sportowe. Fakt, że instruktorzy-sędziowie mieliby trochę więcej pracy, ale przecież pomogliby wyłonić najlepszych czwórboistów w Wojsku Polskim w poszczególnych kategoriach i grupach. A gdyby jeszcze tych zwycięzców uhonorować specjalnymi odznakami podczas Gali Sportu Wojskowego z udziałem najlepszych sportowców w sporcie powszechnym i wyczynowym, to byłaby dla nich jeszcze większa gratka niż nagroda finansowa. Póki co coraz głośniej mówi się o przyznawaniu najbardziej wysportowanym żołnierzom nieco zapomnianej Wojskowej Odznaki Sprawności Fizycznej.

Niestety, ubiegłoroczny sprawdzian przyniósł kolejny rekord w liczbie zwolnień lekarskich. Ponad 12% żołnierzy zobowiązanych do przystąpienia do sprawdzianu nie pojawiło się na nim, zasłaniając się L4. Trudno powiedzieć, ilu z nich tak naprawdę chorowało, ale wiadomo, że kombinatorzy zawsze byli, są i będą. Z myślą o tych, którzy nie kombinują i w pierwszym terminie nie będą mogli podejść do egzaminu z powodu choroby, dowódcy jednostek będą mogli w tym roku wyznaczyć im nowy termin – od lipca do października. Resort obrony poszedł też na rękę specjalistom mającym problemy z kondycją – dwója ze sprawdzianu z WF będzie „tylko” obniżać ogólną ocenę w opinii służbowej do oceny dostatecznej. Zamknie więc drogę awansu i wpłynie na nieprzedłużenie z takim żołnierzem kontraktu, a dopiero w wyjątkowym przypadku będzie skutkowało zwolnieniem z armii.

Fakt, że nie każdy żołnierz musi biegać nieco gorzej od st. szer. Henryka Szosta, czy nie być tak sprawny jak kpr. Damian Janikowski. Ale skoro armia wymagała od kandydatów na oficerów, chorążych itd. wypełnienia określonych norm na sprawdzianie z WF oraz podtrzymywania potem ogólnej sprawności fizycznej, to czy teraz mogą oni nie przejmować się pałką z WF. – Jeśli naprawdę są dobrymi specjalistami w swoim fachu i wojsku nie zależy na pozbyciu się ich, to przecież mogą dalej zostać w armii, nie będąc żołnierzami. Mundur jednak do czegoś zobowiązuje – mogą powiedzieć żołnierze, którzy na co dzień dbają o swoją kondycję. „Antysportowcy” nazywają takich „mięśniakami”. Przed kilkoma laty słyszałem, jak jeden ze starszych oficerów krytykował kolegów wychodzących na obowiązkowe zajęcia z wychowania fizycznego. Z lekceważeniem mówił o „mięśniakach”, którzy „niewiele mają w głowie i wojsko nie ma z nich pożytku”. Próbował wykazać wyższość tych, którzy w pracy częściej wykorzystują głowę niż mięśnie. Nie wiem, czy nieco zaokrąglony oficer miał kiedyś problemy ze zdaniem egzaminu z WF, ale teraz tacy jak on – zasłaniając się tym, że są specjalistami w swojej dziedzinie – w ogóle nie będą sobie zawracali głowy jakimś tam testem dla „mięśniaków”.

Wartościowy żołnierz musi być i wysportowany, i sprawny intelektualnie, a dobry dowódca to taki, który sam wyciąga podwładnych do hali, na boisko czy bieżnię. – Wychowanie fizyczne nie jest oczkiem w głowie dowódców – podkreślił w 2005 roku pułkownik Hauzer. – Ich utrapieniem jest wykonanie bieżących zadań, niemających nic wspólnego z wuefem. Zapominają, że tężyzna podwładnych jest tak samo ważna, jak sprawność sprzętu, z tą tylko różnicą, że zerwaną gąsienicę przełożony zauważy, a naciągniętego ścięgna żołnierza nie. Każde niedotrenowanie szybko zostanie zrewidowane na polu walki – dodał ówczesny szef Zarządu Doktryn i Szkolenia Sił Zbrojnych SGWP. I pewnie o tężyźnie podwładnych podobnie wypowiedzieliby się dzisiaj albo paskudnie o tym napisali – nie zwracając uwagi na „czystopisanie” – i Napoleon, i Piłsudski. Ten drugi pewnie byłby też za tym, aby wyznaczono miernik minimum, które każdy żołnierz powinien wypełnić.

A tak na marginesie warto podkreślić, że dzięki rocznemu sprawdzianowi z wychowania fizycznego i jednej z konkurencji – biegowi na 3 km – z roku na rok zwiększa się liczba żołnierzy startujących w imprezach biegowych. Niejednokrotnie pytałem amatorów biegania w mundurach o początki ich karier sportowych. Przyznawali, że to zasługa egzaminu z WF.  – Skoro przebiegliśmy 3 km, to czemu nie próbować wydłużyć dystansu i pokonać go na zawodach – mówili. I tak niektórym spodobało się to bieganie, że teraz biegają nawet maratony…

Jacek Szustakowski
dziennikarz portalu polska-zbrojna.pl

dodaj komentarz

komentarze

~taktak
1441303020
Święta prawda!
AE-63-16-8B

Sprawa katyńska à la española
 
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Ocalały z transportu do Katynia
Strażacy ruszają do akcji
Koreańska firma planuje inwestycje w Polsce
Wojna w Ukrainie oczami medyków
Rozpoznać, strzelić, zniknąć
Operacja „Synteza”, czyli bomby nad Policami
Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
Strategiczna rywalizacja. Związek Sowiecki/ Rosja a NATO
Gen. Kukuła: Trwa przegląd procedur bezpieczeństwa dotyczących szkolenia
NATO on Northern Track
Przełajowcy z Czarnej Dywizji najlepsi w crossie
Barwy walki
Mundury w linii... produkcyjnej
SOR w Legionowie
Żołnierze-sportowcy CWZS-u z medalami w trzech broniach
WIM: nowoczesna klinika ginekologii otwarta
Wojna w świętym mieście, epilog
NATO zwiększy pomoc dla Ukrainy
Kolejne FlyEle dla wojska
W Brukseli o wsparciu dla Ukrainy
Kadisz za bohaterów
Optyka dla żołnierzy
Aleksandra Mirosław – znów była najszybsza!
Ramię w ramię z aliantami
Odstraszanie i obrona
Szpej na miarę potrzeb
Wieczna pamięć ofiarom zbrodni katyńskiej!
NATO na północnym szlaku
Marcin Gortat z wizytą u sojuszników
Szarża „Dragona”
Polak kandydatem na stanowisko szefa Komitetu Wojskowego UE
Głos z katyńskich mogił
Puchar księżniczki Zofii dla żeglarza CWZS-u
Rakiety dla Jastrzębi
Cyberprzestrzeń na pierwszej linii
Sandhurst: końcowe odliczanie
Święto stołecznego garnizonu
Na straży wschodniej flanki NATO
Tusk i Szmyhal: Mamy wspólne wartości
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Charge of Dragon
Bezpieczeństwo ważniejsze dla młodych niż rozrywka
W Rumunii powstanie największa europejska baza NATO
Systemy obrony powietrznej dla Ukrainy
Przygotowania czas zacząć
Wojna w świętym mieście, część trzecia
V Korpus z nowym dowódcą
Kosiniak-Kamysz o zakupach koreańskiego uzbrojenia
Wojna w świętym mieście, część druga
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
Prawda o zbrodni katyńskiej
Zbrodnia made in ZSRS
Zmiany w dodatkach stażowych
Potężny atak rakietowy na Ukrainę
Front przy biurku
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW
Jakie wyzwania czekają wojskową służbę zdrowia?
25 lat w NATO – serwis specjalny
Zachować właściwą kolejność działań
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO