To, co się dzieje wokół Korei Północnej, to raczej eskalacja słów i prężenie militarnych muskułów niż zapowiedź wybuchu światowego konfliktu – uważa Łukasz Kulesa, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Seria prowokacji, jakich w ostatnim czasie dopuszcza się Korea Północna, spotyka się ze zdecydowaną reakcją ze strony USA i Korei Południowej. Jeśli Kim Dzong Un, przywódca komunistycznej Korei, liczył, że Stany Zjednoczone i ich sojusznicy w regionie będą poszukiwali z nim kompromisu, to się przeliczył.
Stany Zjednoczone reagują w sposób zdecydowany, chcą bowiem zademonstrować, że ich sojusznicy mogą na nich liczyć w sytuacji zagrożenia. Pytanie, na ile USA są wiarygodnym gwarantem bezpieczeństwa, padało w ostatnich latach już kilkakrotnie w różnych regionach świata. Tak było w Europie, w związki z aktywnością Rosji, później na Bliskim Wschodzie, ze względu na zagrożenie irańskie, a obecnie na Dalekim Wschodzie. Dlatego Stanom zależy na tym, by pokazać, że są w stanie obronić swoich sojuszników, w tym wypadku Koreę Południową. Amerykański przekaz jest jasny: USA nie zostawiają swoich politycznych przyjaciół bez pomocy. Stąd na przykład demonstracyjny przelot nad Koreą Północną dwóch amerykańskich bombowców B-2, które mogą przenosić broń jądrową.
W konflikcie ważne jest stanowisko Chin, jednego z nielicznych państw, z którym komunistyczna Korea utrzymuje kontakty. Politycy Pekinu na razie apelują do obu stron o powściągliwość. Dla Chin sprawa nie jest też prosta. Wiadomo, że toczy się tam dyskusja, na ile ten kraj powinien się zaangażować po stronie Korei Północnej. Nie ma natomiast jak na razie oficjalnego potwierdzenia informacji, jakoby armia chińska wzmacniała swoje bazy przy granicy z Koreą.
Spokój zachowuje także Japonia. Dawniej na podobne sytuacje reagowała ustawiając baterie Patriot przed budynkami rządowymi. Tym razem nie dała się sprowokować nawet po informacjach, że Korea Północna może zbombardować amerykańskie bazy wojskowe znajdujące się w Japonii. Ten spokój to zapewne scenariusz skonsultowany z USA, które chcą zachować kontrolę nad eskalacją kryzysu.
Czy USA, zaangażowane w walkę z talibami w Afganistanie, będą w stanie otworzyć nowy front w innym regionie świata? Oczywiście jest to możliwe, ale Stany Zjednoczone będą chciały uniknąć realizacji tego scenariusza. Nikt w Waszyngtonie nie jest gotowy do wysyłania dużych dodatkowych sił lądowych w rejon konfliktu. Korea Północna musi jednak zdać sobie sprawę, że Stany Zjednoczone mają do dyspozycji potężną siłę w postaci lotnictwa i marynarki wojennej, wystarczającą do zadania poważnych strat siłom KRLD. Działając wspólnie, siły USA i Korei Południowej powinny także poradzić sobie z prowokacjami zbrojnymi na ograniczoną skalę.
Czy grozi nam wybuch trzeciej wojny światowej? To obawy na wyrost. To, co się dzieje wokół Korei Północnej, to raczej eskalacja słów i prężenie militarnych muskułów niż zapowiedź wybuchu światowego konfliktu. W razie wybuchu konfliktu, mocarstwa takie jak Chiny czy Rosja będą raczej nawoływać do pokoju, niż włączać się do walki.
komentarze