moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Selekcja do JWK: szczęśliwa dziesiątka

Najpierw instruktorzy sprawdzają w górach ich kondycję i odporność psychiczną. Mimo skrajnego zmęczenia muszą maszerować w bardzo szybkim tempie, pokonywać rzeki, wspinać się na skały. Tych, którzy przejdą sprawdzian w Sudetach, czeka jeszcze test współdziałania w grupie. Ostatnią selekcję do Jednostki Wojskowej Komandosów zaliczyło 10 kandydatów, 19 wróciło do domu.

Sudety. W wyznaczonym miejscu, na zbiórce w niedzielne popołudnie zameldowało się 29 kandydatów. To osoby, które przeszły pierwszy etap selekcji w Lublińcu, czyli zdały egzamin z wychowania fizycznego i testy psychologiczne. – Byli niepewni tego, co ich czeka, ale przyjechali w góry, by walczyć o swoje marzenia – mówi „Mixu”, zastępca kierownika selekcji do Jednostki Wojskowej Komandosów, były operator i instruktor. Jak na każdej selekcji do jednostek specjalnych, tak i w czasie sprawdzianu do JWK, nie liczyły się stopnie wojskowe kandydatów, ani ich doświadczenie zawodowe. Wszyscy byli tu równi, dostali numer i to był ich jedyny identyfikator. – Do gry terenowej w górach podeszli szeregowi, podoficerowie i oficerowie z różnych jednostek wojskowych, podchorąży akademii wojskowej, mieliśmy też policjantów, pograniczników i strażników więziennych. Ale ich zawodowe doświadczenie nie ma dla nas żadnego znaczenia. Każdy musi dać z siebie wszystko, bo inaczej odpadnie – wyjaśnia „Mixu”. 

 

Pobudka!

Już na początku odpadło dwóch kandydatów. Nie przywieźli ze sobą zaświadczenia lekarskiego o braku przeciwskazań do wzmożonego wysiłku fizycznego. – Takie są zasady i oni dobrze o tym wiedzieli. Szybko powiedzieliśmy sobie do widzenia. Trudno, mogą podejść do selekcji ponownie, każdy ma trzy szanse – mówi komandos.

Na rozgrzewkę kandydaci dostali kilka ćwiczeń – pompek, przysiadów, podbiegów po górskich szlakach. Potem musieli wypakować plecaki, by instruktorzy sprawdzili czy ekwipunek, który przywieźli w góry, jest zgodny z wyposażeniem regulaminowym. Po zachodzie słońca przyszedł czas na odpoczynek. – Tylko udało nam się przysnąć, od razu była ostra pobudka. Musieliśmy jak najszybciej zebrać swoje rzeczy i stanąć do zbiórki – opowiada „trzynastka”. Instruktorzy wyjaśniają, że celowo nie pozwalali im odpocząć. – Kazaliśmy im się spakować, rozpakować, przenieść z jednego miejsca w drugie. Chcieliśmy zaburzyć ich rytm i zmęczyć – mówi „Kris”, operator JWK.

Po nieprzespanej nocy, o 6 rano już byli na zbiórce, a następnie razem z instruktorami ruszyli w góry. – Był ogień! Instruktorzy narzucili mordercze tempo – mówi „trzynastka”. Ma 31 lat, w marcu skończył służbę w Legii Cudzoziemskiej, gdzie był ratownikiem pola walki. – Chciałem się przekonać, czy legendy o Legii są prawdziwe, dlatego postanowiłem spróbować. Sprawdziłem się, ale postanowiłem wrócić do marzeń o służbie w polskich jednostkach specjalnych – opowiada.

Już po godzinie marszu odpadł pierwszy z kandydatów, a w ciągu pięciu następnych godzin zrezygnowało kolejnych dziesięciu. Sporo. – Tempo było takie jak na każdej selekcji, po prostu mieliśmy słabszą grupę – przyznaje „Mixu”. – Poza tym, że byli nieprzygotowani fizycznie, to mieli też źle dobrany sprzęt, np. za ciężkie plecaki – dodaje. – Szedłem z tyłu, za grupą. Jak widziałem, że ktoś słabnie, zaczyna odstawać, to pytałem, czy nie chce zrezygnować. Mówiłem, żeby się nie męczył, odpoczął. Jeśli gość myśli rozsądnie, to zbierze się w sobie, dołączy do grupy i wytrzyma to tempo. Jeśli idzie z opuszczoną głową i jest coraz dalej od pozostałych, to nic już z jego selekcji nie będzie – mówi instruktor.

W górę

Po marszu mieli chwilę na regenerację, a potem czekało ich kolejne zadanie: przeprawa wodna. Za pomocą zawieszonej nad strumieniem liny (szerokość przeprawy w tym miejscu ma ok. 20 metrów) musieli przedostać się na drugi brzeg. Kiedy jeden przeprawiał się przez wodę, pozostali kandydaci czekali w innym miejscu i nie mogli oglądać działań kolegi. – Nie chcieliśmy, by ci, którzy rozpoczynają zadanie później, mieli łatwiej, bo podpatrzą dobre rozwiązania kolegów – mówi jeden z instruktorów. Komandosi wyjaśniają, że zadanie nie było trudne, ale wymagało sprytu. Kandydaci musieli np. zabezpieczyć odpowiednio swój plecak, bo nie mogą chodzić w mokrych ubraniach i spać w mokrym śpiworze.

– To był długi dzień. Po marszu i przeprawie mieliśmy już dość. A tu znowu instruktorzy zabrali nas w góry. Na szczycie mieliśmy kilka godzin, żeby odpocząć. Ale i tym razem nikt się nie wyspał – opowiada jeden z uczestników selekcji.

Rankiem czekały ich kolejne wyzwania. Tym razem test z umiejętności nawigowania w terenie i czytania mapy. Kandydaci maszerowali po górach sami, bez instruktorów. Poruszali się wyznaczonymi szlakami i musieli meldować się w wyznaczonych punktach. Trzech nie poradziło sobie z tym zadaniem i pożegnało się z selekcją.

Dzień kończyły zajęcia z technik linowych. – Musieliśmy sprawdzić kandydatów w działaniach na wysokościach. Wchodzili po drabince speleo, zjeżdżali tyrolką – opowiada „Mixu”. – Podczas jednego z zadań, musieli odbić się od skały i skoczyć w dół. Trzeba mieć odwagę, aby bezwładnie spadać kilka metrów. Oczywiście byli asekurowani, ale liczyła się decyzja: skoczy czy nie skoczy – dodaje.

W zespole siła

– Co będę wspominać najdłużej? – zamyśla się 37-latek, strażnik graniczny. – Maraton – przyznaje. To było ostatnie zadanie w górach. Poruszali się po trasie ułożonej w pętlę. Nie wiedzieli, ile kilometrów mierzy pętla, ile razy pokonają ten dystans, ani ile czasu będą szli. Ci, którzy okrążenie wykonali jako pierwsi mogli odpoczywać najdłużej, bo kolejna runda zaczynała się, gdy do wyznaczonego punktu dotarł ostatni z kandydatów. – To moja druga selekcja. Próbowałem już wiosną, ale wtedy odpadłem po pierwszym dniu. Postanowiłem, że zrobię wszystko, aby tym razem osiągnąć sukces. Pół roku przygotowań, nie mogłem odpaść – opowiada pogranicznik. Selekcję ukończył.

Etap górski zaliczyło 10 kandydatów. I to oni późnym popołudniem wsiedli na pakę wojskowej ciężarówki i pokonali kilkaset kilometrów, by w zupełnie innym miejscu podejść do drugiej fazy gry terenowej. Na miejsce dotarli po godzinie 22. Zziębnięci, brudni, zmęczeni i głodni, nie mieli czasu na sen. Od razu dostali kolejne zadanie. Dwie ważące kilkadziesiąt kilogramów skrzynki amunicji przenieśli do wskazanego punktu. – Byliśmy zmęczeni, w nogach ponad 100 kilometrów, a instruktorzy cisnęli dalej – mówi numer „dwadzieścia pięć”. To absolwent kursu JATA, szkolą się na nim cywile, którzy marzą o wojskach specjalnych. – Bolą mnie nogi, ale za to głowa jest silna, a to jest tu najważniejsze. Krok po kroku realizuję swój cel, bo chcę zostać operatorem, być może JTAC-iem (żołnierz, który naprowadza środki powietrzne na cele naziemne – przyp. red.). Nie ma mowy o porażce – mówi.

Bez maski widać więcej

Każdy ruch kandydatów obserwowali instruktorzy. Tym razem oceniali, jak radzą sobie w grupie, czy potrafią współdziałać, czy są indywidualistami. – Nie potrzebujemy solistów. W JWK jest miejsce tylko dla tych, którzy współpracują z innymi – mówi st. chor. sztab. Adam Kraszewski, podoficer z dowództwa JWK. Instruktorzy mieli wyłapać mocne i słabe strony kandydatów, sprawdzić, w jaki sposób odnoszą się do siebie w czasie wykonywania zadań, czy np. podczas wysiłku nie są agresywni.

Na tym etapie selekcji wszyscy ochotnicy byli umundurowani. Każdy nosił ze sobą gumową broń, której nie mógł nawet na chwilę zostawić. – W ten sposób można ocenić ich obowiązkowość, pamięć i koncentrację, czy przy skrajnym zmęczeniu potrafią myśleć – mówi instruktor. Za gapiostwo, zgubienie numerka, nieregulaminowe zachowanie czy złą pracę w zespole kandydaci otrzymywali punkty karne. Jeden był ostrzeżeniem, drugi kończył selekcję.

Co jeszcze czekało kandydatów na komandosów? Musieli np. na podstawie współrzędnych odnaleźć w terenie wskazany przez instruktorów punkt. Tam czekał na nich ważący wiele kilogramów balast, który trzeba było przenieść kilka kilometrów. Ponadto biegali na czas, pokonywali pętlę taktyczną, mieli także rozmowy z instruktorami. – Po tylu dniach są już tak zmęczeni, że spadają z nich wszystkie maski. Nie mają siły udawać, a my zadając im proste pytania dotyczące ich życia czy motywacji do służby, możemy ich lepiej poznać – przyznaje instruktor.

Selekcję zakończyło 10 kandydatów. Każdy odebrał gratulacje od dowódcy Jednostki Wojskowej Komandosów.

Magdalena Kowalska-Sendek

autor zdjęć: Daniel Dmitriew/JWK

dodaj komentarz

komentarze

~Dawidk4071
1572284940
pozdro dla chłopaka z Legi cudzoziemskiej sam sie wybieram niedługo licze na dostanie sie do GCP.
52-69-1B-25
~maciej
1572245220
Wiedzieli , ze potrzeba takich badań? Gdyby wiedzieli to by raczej nie jechali na selekcje bez. Jw źle ich poinformowała i tyle w temacie ;)
37-D2-FF-8D

Odstraszanie i obrona
 
NATO zwiększy pomoc dla Ukrainy
Wojna w świętym mieście, część trzecia
Żołnierze-sportowcy CWZS-u z medalami w trzech broniach
Bezpieczeństwo ważniejsze dla młodych niż rozrywka
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW
W Rumunii powstanie największa europejska baza NATO
Koreańska firma planuje inwestycje w Polsce
Strażacy ruszają do akcji
Strategiczna rywalizacja. Związek Sowiecki/ Rosja a NATO
Przełajowcy z Czarnej Dywizji najlepsi w crossie
Charge of Dragon
Wojna w Ukrainie oczami medyków
Wojna w świętym mieście, epilog
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Prawda o zbrodni katyńskiej
Ocalały z transportu do Katynia
Przygotowania czas zacząć
Front przy biurku
Mundury w linii... produkcyjnej
Sandhurst: końcowe odliczanie
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Gen. Kukuła: Trwa przegląd procedur bezpieczeństwa dotyczących szkolenia
Puchar księżniczki Zofii dla żeglarza CWZS-u
Marcin Gortat z wizytą u sojuszników
Cyberprzestrzeń na pierwszej linii
Zachować właściwą kolejność działań
Szpej na miarę potrzeb
Tusk i Szmyhal: Mamy wspólne wartości
Wojna w świętym mieście, część druga
Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
Optyka dla żołnierzy
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
Święto stołecznego garnizonu
Zbrodnia made in ZSRS
NATO on Northern Track
Rakiety dla Jastrzębi
Kosiniak-Kamysz o zakupach koreańskiego uzbrojenia
Kadisz za bohaterów
NATO na północnym szlaku
SOR w Legionowie
Kolejne FlyEle dla wojska
Polak kandydatem na stanowisko szefa Komitetu Wojskowego UE
W Brukseli o wsparciu dla Ukrainy
Sprawa katyńska à la española
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni
Aleksandra Mirosław – znów była najszybsza!
Szarża „Dragona”
Zmiany w dodatkach stażowych
Ramię w ramię z aliantami
Jakie wyzwania czekają wojskową służbę zdrowia?
25 lat w NATO – serwis specjalny
Głos z katyńskich mogił
Rozpoznać, strzelić, zniknąć
Barwy walki
Potężny atak rakietowy na Ukrainę
WIM: nowoczesna klinika ginekologii otwarta
Wieczna pamięć ofiarom zbrodni katyńskiej!
Na straży wschodniej flanki NATO
V Korpus z nowym dowódcą

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO