moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Władca absolutny, czyli jak nazwać zwycięstwo

„Fall Weiss”, „Barbarossa”, „Overlord”, „Market Garden”„Burza” czy „Bagration” to nazwy niektórych wielkich operacji wojskowych, które wciąż rozpalają wyobraźnię miłośników historii i gier strategicznych. To także przykłady świadczące o tym, że odpowiednia nazwa dla działań własnych wojsk miała znaczenie psychologiczne i propagandowe. Dlatego Churchill, Stalin czy Hitler zatwierdzali kryptonimy operacji osobiście. Skąd jednak wziął się pomysł, by w jednym lub dwóch słowach określić plany tytanicznych zmagań tysięcy żołnierzy?

Wojnom nadawano miana od starożytności. Wystarczyło wspomnieć o wojnach punickich i już było wiadomo, o jaki okres w historii Imperium Rzymskiego chodzi. Podobnie było i w późniejszych epokach. Wojna dwóch róż, wojna trzydziestoletnia, wojna secesyjna lub wojna opiumowa są słupami milowymi w dziejach ludzkości. Wielka wojna, która wybuchła w sierpniu 1914 roku – pierwszy globalny konflikt – nazywana jest również „prawdziwym końcem starego świata” albo „właściwym początkiem XX wieku”. Ten nadspodziewanie długi i krwawy konflikt składał się z wielu kampanii, które ze względu na skalę zaangażowanych w nich sił mogłyby być traktowane jako osobne wojny. Dopiero pod koniec I wojny światowej operacjom wojskowym zaczęto nadawać nazwy własne.

Prekursorami w tej dziedzinie byli oficerowie niemieckiego sztabu generalnego. Z jednej strony wprowadzanie kryptonimów było związane z zachowaniem tajności i utrudnianiem nieprzyjacielskim wywiadom zbyt wczesnego wykrycia kierunków nowej ofensywy. Z drugiej było bardzo praktyczne – krótka i łatwa do zapamiętania nazwa ułatwiała komunikację z podwładnymi, którzy musieli wykonywać rozkazy w coraz bardziej skomplikowanych operacjach. Kryptonimy były więc przejawem rozwoju sztuki operacyjnej. Poza tym wszystkim stanowiły również dowód na… romantyczne i religijne wychowanie niemieckiego korpusu oficerskiego. I tak kryptonimy operacji wielkiej ofensywy z wiosny 1918 roku zostały zaczerpnięte z trzech źródeł: Biblii, mitologii Greków i Rzymian oraz mitologii germańskiej. „Archanioł”, „Św. Jerzy”, „Achilles”, „Mars” czy „Walkiria” miały również ogrywać rolę psychologiczną i propagandową – pobudzać wojsko do walki o zwycięstwo. Do tej tradycji powrócił Adolf Hitler, który przywiązywał ogromną wagę nie tylko do nazw wielkich operacji, lecz nakazywał także „chrzcić” odpowiednio różne typy broni, by kojarzyły się z potęgą i ofensywnością armii niemieckiej (na przykład czołgi Tygrys, Pantera lub samochody pancerne Puma w niemieckich wojskach pancernych).

 

Kolory wojny

Zanim jednak nastąpił powrót do kryptonimów kojarzonych z mitologią czy historią, w niemieckiej terminologii zapanowały kolory. Stąd wzięły się nazwy pierwszych kampanii Wehrmachtu w II wojnie światowej. Przykładowo: „Fall Weiss” („Wariant biały” – atak na Polskę w 1939), „Fall Gelb” („Wariant żółty” – atak na Niderlandy i Francję w 1940) i „Fall Rot” („Wariant czerwony” – druga faza ofensywy we Francji w 1940). W tym czasie kolorami operowali również amerykańscy sztabowcy. Jeszcze przed przystąpieniem Stanów Zjednoczonych do wojny Amerykanie przeprowadzili operację „Indygo”. Pod tym kryptonimem kryło się wysłanie wojsk amerykańskich na Islandię. Jednak wraz z rozwojem działań wojennych paleta kolorów okazała się niewystarczająca, a poza tym nie niosła ze sobą odpowiednio mocnego przekazu ideologicznego, który w II wojnie światowej, w odróżnieniu od wielkiej wojny, od razu został zauważony przez wszystkie strony konfliktu. Niemieccy dowódcy zdali się tutaj na intuicję swego Führera. Amerykanie natomiast zaczęli wzorować się na doświadczeniach brytyjskich sojuszników.

Przykazania Winstona Churchilla

Premier Wielkiej Brytanii, podobnie jak jego zaprzysięgły wróg – Hitler, przywiązywał duże znaczenie do kryptonimów operacji alianckich. Dowodem tego jest fakt, że na początku wojny zatwierdzał je osobiście. Jednak wraz z rozwojem działań na froncie zaczęło mu to zabierać coraz więcej czasu, więc zdecydował się stworzyć instrukcję, do której mieli stosować się jego podwładni. Jednocześnie pozostawił sobie przywilej nadawania nazw największym operacjom armii brytyjskiej.

Według wytycznych Churchilla w operacjach, w których przewidywano duże straty wśród żołnierzy, należało unikać nazw wskazujących na zbytnią pewność siebie lub lekkomyślnych. Nie mogły one również zdradzać charakteru operacji, czy w jakikolwiek sposób ośmieszać i znieważać godność żołnierzy. Nazwy można było czerpać z panteonu antycznych bogów i herosów, gwiazdozbiorów lub rejestrów sławnych koni wyścigowych. Natomiast niewskazane było nazywanie operacji nazwiskami żyjących osób, na przykład generałów czy ministrów.

Amerykanie przejęli większość zasad ustalonych przez brytyjskiego premiera, ale wprowadzili i własne rozwiązania. Na początku 1942 roku utworzyli indeks 10 tys. rzeczowników, które nie kojarzyły się z prowadzonymi działaniami wojennymi ani miejscami walk. Unikano nazw własnych, geograficznych i nazw okrętów. Ponadto pilnowano, by amerykański wybór nie powtarzał się z listą Anglików oraz państw z nimi związanych. Po tej weryfikacji amerykańscy sztabowcy rozsyłali do swych wielkich jednostek walczących na Pacyfiku i w Europie Zachodniej „bloki” kodowanych słów, by dowódcy mogli nazywać swe kolejne akcje i operacje wymierzone w państwa osi i ich sprzymierzeńców. Przy tym do końca wojny „inicjatywa nazewnicza” dotycząca wielkich operacji wojskowych pozostawała najczęściej przy Brytyjczykach. Pomysłodawcą ochrzczenia mianem „Overlord” („Władca absolutny”) lądowania wojsk sprzymierzonych w Normandii, czyli największej operacji desantowej w dziejach, był właśnie Winston Churchill. Wymowna i pełna patosu nazwa okazała się trafnym wyborem po sukcesach aliantów we Francji. Wydawało się, że podobnie będzie z kolejną wielką operacją wymyśloną przez marszałka Bernarda Law Montgomery’ego, a nazwaną „Market Garden”. W zamyśle marszałka operacja ta miała być „uderzeniem pioruna”, który ostatecznie pogrzebie nazistowskie Niemcy. Słowo „market” oznaczało największą w tej wojnie operację wojsk powietrznodesantowych, a „garden” – wojsk lądowych (zwłaszcza pancernych), które sprzęgnięte ze sobą razem miały doprowadzić do opanowania mostów na Renie i uderzenia w serce III Rzeszy – Zagłębie Ruhry. Niestety, błędy w planowaniu, niedocenienie sił nieprzyjaciela oraz warunków atmosferycznych doprowadziły do niepowodzenia tego przedsięwzięcia. Odtąd „Market Garden” oznacza jedną z największych katastrof alianckich w II wojnie światowej.

Churchill niekiedy wykorzystywał swoje „kryptologiczne przykazania”, by zasugerować sojusznikom zmianę niefortunnych, jego zdaniem, nazw planowanych operacji. Tak było między innymi w przypadku opracowywania ofensywy powietrznej, która miała doprowadzić do zniszczenia pól naftowych w rumuńskim Ploeszti. Brytyjski premier uznał, że niedopuszczalne jest, by operację, w której zapewne zginie wielu amerykańskich lotników, nazwać „Soapsuds” („Mydliny”). Przekonał on Wspólny Komitet Szefów Sztabów, by bombardowania te nazwać bardziej adekwatną nazwą „Tidal Wave” („Fala przypływu”).

„Teutońska” terminologia

Hitler swój talent w wymyślaniu kryptonimów operacji wojennych objawił w pełni po agresji na Związek Sowiecki w czerwcu 1941 roku. Inspiracji szukał często w germańskiej mitologii oraz w historii cesarstwa niemieckiego. Tę drugą wykorzystał właśnie do znalezienia nazwy dla ataku na ZSRS. Początkowo plany wojny z Sowietami miały dość łatwą do rozszyfrowania nazwę: „Studium operacyjne Wschód”, następnie „Plan operacyjny Wschód”. W grudniu 1940 roku zmieniono ją na „Plan Otto”. Kolejny kryptonim to „Fritz”, wymyślony przez pułkownika Bernharda von Loßberga, autora głównych planów operacji. Było to imię jego syna. Wreszcie 18 grudnia 1940 roku Hitler zdecydował, że uderzenie na Związek Sowiecki będzie nosić imię jednego ze świetniejszych niemieckich władców – cesarza Fryderyka I Barbarossy. Rudobrody był opromieniony sławą świetnego wodza, lecz jego ostatnie przedsięwzięcie – III krucjata do Jerozolimy okazała się dlań nieszczęśliwa. 10 czerwca 1190 roku utonął w trakcie przeprawy przez rzekę Salef. Można skonstatować, że całkiem podobnie zakończyła się latem 1941 roku świetnie zapowiadająca się operacja „Barbarossa”.

Kilka lat później, w 1944 roku, tego samego dnia, w którym nastąpił niemiecki atak na ZSRS, czyli 22 czerwca, Józef Stalin odpłacił się wielką ofensywą, którą rozkazał nazwać „Bagration”. Takie nazwisko nosił jeden ze zdolniejszych generałów armii cara Aleksandra I walczącej z Wielką Armią cesarza Napoleona Bonaparte. Piotr Iwanowicz Bagration zginął 12 września 1812 roku w bitwie pod Borodino, ale wcześniej odznaczył się w walkach z najeźdźcą i był gorącym zwolennikiem włączenia do obrony kraju całego rosyjskiego społeczeństwa. Stalin po wybuchu wojny z Niemcami zaczął pełnymi garściami czerpać z historii i tradycji rosyjskiej, wiedząc, że ideologia komunistyczna jest zbyt słabym spoiwem, by zjednoczyć naród do walki z najeźdźcą. Nagle rosyjscy władcy i carscy wodzowie stali się nie tylko patronami operacji wojskowych, lecz również orderów (chociażby Order Suworowa). Było to słuszne posunięcie, a dzięki operacji „Bagration” niemiecka Grupa Armii „Środek” praktycznie przestała istnieć. Od tego czasu już żadne „teutońskie zaklęcia i nazwy” Hitlera nie mogły uchronić jego „tysiącletniej” Rzeszy przed klęską.

Ciekawą ewolucję w nazewnictwie operacji wojskowych można było zaobserwować też u azjatyckiego sojusznika Hitlera. Początkowo Japończycy nadawali swym operacjom po prostu numery lub kryptonimy literowe. Lecz z czasem, kiedy ponosili coraz większe klęski, zaczęli zaklinać rzeczywistość i swym coraz słabszym odpowiedziom na alianckie ofensywy nadawali coraz szumniejsze i optymistyczne nazwy. Na przykład atak, który miał udaremnić amerykański desant na Leyte w październiku 1944 roku, nazwali „Zwycięstwo” (dokładnie „Shoichi go”, czyli „Zwycięstwo pierwsze”). Odwoływali się także do pozytywnych przykładów z historii – stąd nazwanie samobójczej jednostki lotniczej „Kamikadze” („Boski wiatr”). Tajfuny o tym imieniu aż dwukrotnie – w 1274 i 1281 roku – zniszczyły flotę inwazyjną Mongołów. Tym razem jednak nazwa ta stała się synonimem fanatyzmu i bezsensownej śmierci młodych ludzi.

Polski wkład w wojenną poetykę

Z polskich kryptonimów najczęściej wymienia się te, które oznaczały operacje Armii Krajowej, takie jak „Wieniec”, „Akcja główki”, „Akcja getto”, „Akcja N”, „Akcja taśma”, a przede wszystkim „Burza”. Tworzą one historię konspiracyjnej części Polskich Sił Zbrojnych. Paradoksalnie jednak najwięcej dyskusji wywołuje w polskiej terminologii brak wyraźnego określenia roku 1939. Przywoływany wyżej „Fall Weiss” jest kryptonimem agresora. Podobnie ma się rzecz z „kampanią polską”, a zwłaszcza „kampanią wrześniową”, która była wytworem goebbelsowskiej propagandy, mającej podkreślić, wbrew faktom (chociażby obrona Helu, bitwa pod Kockiem czy działalność „Hubala”), szybkość i łatwość, z jaką armia niemiecka wraz z Armią Czerwoną rozgromiły Polskę. Część polskich historyków, chcących ominąć niemiecką terminologię, używa terminu „kampania obronna”, inni używają hasła „wojna obronna”, co jednak niekiedy wywołuje spory.

Całą tę dyskusję można by potraktować jako akademicką, gdyby nie fakt, że Niemcy po zakończeniu walk w Polsce w 1939 roku, ogłaszając zakończenie „kampanii”, wiedzieli już, że w rzeczywistości nie jest to koniec wojny z Polakami, że będą z polskim żołnierzem, dzięki generałowi Władysławowi Sikorskiemu, mieć do czynienia podczas późniejszej walki prowadzonej na zachodzie. I tutaj pojawia się fakt dość często zapominany, że Niemcy nie poprzestali tylko na działaniu propagandowym. Po swej pierwszej większej przegranej w walce z Polakami na zachodzie, czyli pod norweskim Narwikiem, Hitler wygłosił przemówienie, w którym podkreślił, że po zakończeniu „kampanii w Polsce” nie uzna praw kombatanckich żołnierzom Samodzielnej Brygady Podhalańskiej. Jeden z podhalańczyków, starszy sierżant Józef Kowalik, wspominał: „Baliśmy się, my Podhalanie, iść do niewoli, gdyż Hitler krzyczał przez radio, że Brygadę Podhalańską będzie wieszał – nazwał nas polskimi bandytami”. I jeszcze jeden wymowny fragment, że nie były to czcze słowa: „W czasie posuwania się naprzód [pod Narwikiem – PK] natrafiliśmy na powieszonego naszego żołnierza łączności, który w przeddzień ofensywy dostał się do niewoli, a którego Niemcy po wydłubaniu oczu powiesili na drzewie. Był to straszliwy obraz i nie wiem, czy kiedykolwiek w życiu zatrze się w mej pamięci”. Taką cenę musieli czasem płacić ci polscy żołnierze, którzy nie uznawali niemieckich twierdzeń o zakończeniu w Polsce „kampanii”. W tym przypadku nazwa miała wagę życia lub śmierci.

Bibliografia

Andrzej Kastory, Winston Spencer Churchill, Wrocław 2004
Polscy spadochroniarze. Pamiętnik żołnierzy, praca zbiorowa, Warszawa 2015
Zbigniew Flisowski, Burza nad Pacyfikiem, t. II, Poznań 1989

Piotr Korczyński , historyk, redaktor kwartalnika „Polska Zbrojna Historia”

dodaj komentarz

komentarze


Polak kandydatem na stanowisko szefa Komitetu Wojskowego UE
 
Jakie wyzwania czekają wojskową służbę zdrowia?
SOR w Legionowie
Wojna w świętym mieście, epilog
Tusk i Szmyhal: Mamy wspólne wartości
NATO on Northern Track
Wojna w Ukrainie oczami medyków
Kolejne FlyEle dla wojska
Morze Czarne pod rakietowym parasolem
Wojna w świętym mieście, część druga
Kosiniak-Kamysz o zakupach koreańskiego uzbrojenia
Zachować właściwą kolejność działań
25 lat w NATO – serwis specjalny
Gen. Kukuła: Trwa przegląd procedur bezpieczeństwa dotyczących szkolenia
Puchar księżniczki Zofii dla żeglarza CWZS-u
Czerwone maki: Monte Cassino na dużym ekranie
Gunner, nie runner
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni
Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
Przełajowcy z Czarnej Dywizji najlepsi w crossie
Aleksandra Mirosław – znów była najszybsza!
Strategiczna rywalizacja. Związek Sowiecki/ Rosja a NATO
Wojskowy bój o medale w czterech dyscyplinach
NATO zwiększy pomoc dla Ukrainy
Active shooter, czyli warsztaty w WCKMed
Charge of Dragon
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW
Barwy walki
Na straży wschodniej flanki NATO
Pod skrzydłami Kormoranów
Zmiany w dodatkach stażowych
Front przy biurku
Wojna na detale
W Italii, za wolność waszą i naszą
NATO na północnym szlaku
Systemy obrony powietrznej dla Ukrainy
Operacja „Synteza”, czyli bomby nad Policami
W Brukseli o wsparciu dla Ukrainy
Święto stołecznego garnizonu
Szpej na miarę potrzeb
Sprawa katyńska à la española
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
Koreańska firma planuje inwestycje w Polsce
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Przygotowania czas zacząć
Wojna w świętym mieście, część trzecia
Kadisz za bohaterów
Znamy zwycięzców „EkstraKLASY Wojskowej”
Donald Tusk: Więcej akcji a mniej słów w sprawie bezpieczeństwa Europy
Strażacy ruszają do akcji
Sandhurst: końcowe odliczanie
Rozpoznać, strzelić, zniknąć
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Ramię w ramię z aliantami
Lekkoatleci udanie zainaugurowali sezon
W Rumunii powstanie największa europejska baza NATO
Żołnierze-sportowcy CWZS-u z medalami w trzech broniach
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO