moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Pierwsze wspólne ćwiczenia polskich i amerykańskich chemików

Nacierający na pozycje przeciwnika Amerykanie zostali zaatakowani bronią chemiczną. Do akcji natychmiast wkroczył polski pluton odpowiedzialny za likwidację skażeń. Taki scenariusz przewidywało ćwiczenie na poligonie w Świętoszowie. Wzięli w nim udział żołnierze z 10 Brygady Kawalerii Pancernej oraz Amerykanie z 3 Brygadowej Pancernej Grupy Bojowej.

Ćwiczenia odbywały się na początku marca z udziałem kilkudziesięciu wojskowych z Polski i USA. To pierwsze wspólne szkolenie polskich i amerykańskich żołnierzy, które zakładało walką z chemicznym atakiem. Stacjonujący w Świętoszowie sojusznicy dysponują wyłącznie plutonem rozpoznania skażeń i nie mają specjalnych pojazdów do ich likwidacji. Dzięki ćwiczeniom na poligonie w Świętoszowie obie strony miały okazję wymienić doświadczenia i zapoznać się z obowiązującymi w obu armiach procedurami.

Scenariusz szkolenia był prosty – nacierający na przeciwnika amerykańscy żołnierze zostali zaatakowani bronią chemiczną. Wskutek skażenia musieli wycofać się z zajmowanych pozycji. I tu do akcji wkroczył polski pluton chemiczny. – Pododdziały zostały skażone środkiem trwałym, czyli takim, który skrapla się na ludziach oraz sprzęcie i stanowi zagrożenie nawet do kilku tygodni. Amerykańskie pododdziały zostały skierowane na plac likwidacji skażeń. Utworzyliśmy tam oddzielne „nitki”, jedną przeznaczoną do odkażania sprzętu, drugą dla ludzi – opowiada major Michał Stańczyk, szef wojsk chemicznych 10 Brygady Kawalerii.

Wykryć i zlikwidować skażenie

W rozstawionym przez polskich chemików punkcie likwidacji skażeń Amerykanie najpierw zostali skierowani do punktu rozdzielczego. Tu za pomocą podstawowego sprzętu sprawdzono rodzaj i stopień skażenia. – W przypadku wykrywania skażeń chemicznych używamy PChR-54M, do wykrywania skażeń promieniotwórczych dysponujemy DP-75 oraz DPO. Dzięki nim możemy dokładnie określić grupę, rodzaj występującego środka oraz jego stężenie. Wyposażono nas również w automatyczny sygnalizator skażeń nowej generacji, AP2C, który bardzo szybko wykrywa skażenia. Jest to urządzenie analogiczne do wspomnianego PChR-54M, jednak mniej dokładne – wyjaśnia starszy kapral Marek Sowicki, dowódca sekcji drużyny rozpoznania skażeń.

Kolejnym etapem było podzielenie na grupy zarówno żołnierzy, jak i sprzętu. Procedury obowiązujące w polskim wojsku przewidują, że wojskowi muszą się rozebrać, a następnie zostają skierowani do namiotów w których zamontowane są dysze prysznicowe. Po kąpieli są sprawdzani przez lekarza i dozymetrystę wykonującego pomiar promieniowania jonizującego. Jeżeli wynik badania jest pozytywny, żołnierze wracają do swoich pododdziałów. W przeciwnym wypadku muszą przechodzić procedurę do skutku. Zarówno w punkcie odkażania pojazdów, jak i personelu skażenia likwiduje się za pomocą rozrobionego w wodzie odkażalnika proszkowego dozowanego za pomocą instalacji rozlewczej IRS 2M.

– Preparat odkażający jest uniwersalny i można go używać zarówno w przypadku bojowych środków trujących, jak i toksycznych środków przemysłowych. Pod nadzorem ratowników medycznych wykorzystujemy również zestaw masowej dekontaminacji rannych – mówi podporucznik Wioletta Wojciak, dowódca plutonu chemicznego 10 Brygady Kawalerii Pancernej.

Jak likwidują skażenia Amerykanie, a jak Polacy

Zdaniem sierżanta Nicholasa Batsona, dowódcy jednego z Bradleyów biorących udział w szkoleniu, nie ma większych różnic pomiędzy sposobem likwidacji skażeń prowadzonym przez Polaków, a treningiem, który przeszedł w US Army. W obu przypadkach dowódca musi uszczelnić swój pojazd, założyć ochronny ekwipunek i skierować się na ustalone pozycje. – W Bradleyu mamy ekwipunek ochronny, który w każdej chwili jest gotowy do użycia. Zakładamy go, nie opuszczając pojazdów, w chwili, w której otrzymujemy ostrzeżenie. W punkcie odkażania załoga pozostaje w wozie, jedna osoba wychodzi i przechodzi przez odkażenie. W ten sposób wymieniamy się aż do końca procesu. Polacy już na samym początku oddzielają sprzęt od ludzi - zauważa sierżant Nicholas Batson.

Według strony amerykańskiej, najbardziej cennym aspektem ćwiczeń jest możliwość przypomnienia procedur, które nie są wpisane w codzienny plan szkoleń. Dodają, że wspólne, polsko-amerykańskie szkolenia pozwalają nie tylko przećwiczyć reakcję na atak chemiczny, lecz także wzmacniają wzajemne relacje. Z kolei major Michał Stańczyk zwraca uwagę na sposób współdziałania żołnierzy z obu armii, który nie zakładał wcześniejszych prób. – Pododdziały amerykańskie wjechały tutaj prosto z pola, na bojowo. Z naszej strony wymagało to pewnej elastyczności. Sprawdziliśmy, czy również damy radę wejść na bojowo, dogadać się z nimi i przeprowadzić całkowitą likwidację skażeń. To nie było wcześniej ćwiczone, ale zgrało bardzo dobrze – zapewnia oficer.

Czas na reakcję

– W przypadku ataku CBRN (Chemical, Biological, Radiological, Nuclear) trzeba działać bezzwłocznie. Im szybciej zareagujemy na zagrożenie, tym mniej dotkliwe będą straty. Żołnierze mają kilkadziesiąt sekund na założenie stroju ochronnego. W niektórych przypadkach wystarczy sama maska przeciwgazowa, w innych należy odizolować się od otoczenia za pomocą kompletnego stroju ochronnego – mówi sierżant Jack Johnson, specjalista od zagrożeń CBRN, którego rolą było nadzorowanie amerykańskich żołnierzy podczas procesu odkażania. Sierżant szkoli również swoich podopiecznych, jak rozpoznać i reagować na atak CBRN i jak używać ekwipunku ochronnego.

Amerykańscy kawalerzyści, którzy są kierowani w miejsca zagrożone atakiem CBRN, oprócz standardowego ekwipunku ochronnego, są również wyposażeni w detektory oraz zestawy przeznaczone do samodzielnego odkażenia. Takie wyposażenie pozwala przez pewien czas kontynuować walkę, jednak po zakończeniu działań jednostki kierowane są do punktu likwidacji skażeń. Są to standardowe procedury dla wszystkich armii Sojuszu Północnoatlantyckiego.

– Jesteśmy w NATO, więc cały system ostrzegania i raportowania jest taki sam. Do tworzenia komunikatów CBRN w polskim wojsku używamy języka angielskiego. Mamy takie same skróty i takie same nazwy. Ale ćwiczenia tego typu umożliwiają wymianę doświadczeń. Amerykanie uczą się, jak działają nasze punkty, my jak nawiązywać z nimi komunikację radiową. Możemy również ćwiczyć język. Być może w przyszłości to właśnie my będziemy ich „odkażać” – podsumowuje podporucznik Wioletta Wojciak.

Michał Zieliński

autor zdjęć: Michał Zieliński

dodaj komentarz

komentarze

~Mario
1497346080
Mam prośbę do redakcji, Nie publikujcie zdjeć z fatalnie złamanymi zasadami bezpieczeństwa i wychodzi, ze rowniez i szkolenia (Pani żołnierz bez rękawic) Skonsultujcie sie z kimś kto ma wiedzę i doświadczenie (napewno w brygadzie/dywizji znajdziecie takich ludzi. (I nie będzie pośmiewiska .... 😢)
2A-50-79-75

Kolejne FlyEye dla wojska
 
Polak kandydatem na stanowisko szefa Komitetu Wojskowego UE
Morze Czarne pod rakietowym parasolem
Przygotowania czas zacząć
Front przy biurku
Święto stołecznego garnizonu
Lekkoatleci udanie zainaugurowali sezon
Tusk i Szmyhal: Mamy wspólne wartości
Żołnierze-sportowcy CWZS-u z medalami w trzech broniach
Pod skrzydłami Kormoranów
Rozpoznać, strzelić, zniknąć
Sandhurst: końcowe odliczanie
Donald Tusk: Więcej akcji a mniej słów w sprawie bezpieczeństwa Europy
W Italii, za wolność waszą i naszą
Wojna na detale
Charge of Dragon
Kadisz za bohaterów
Operacja „Synteza”, czyli bomby nad Policami
NATO na północnym szlaku
SOR w Legionowie
Systemy obrony powietrznej dla Ukrainy
Sprawa katyńska à la española
Strategiczna rywalizacja. Związek Sowiecki/ Rosja a NATO
Wojna w Ukrainie oczami medyków
Wytropić zagrożenie
Ukraińscy żołnierze w ferworze nauki
Wojna w świętym mieście, część druga
Gen. Kukuła: Trwa przegląd procedur bezpieczeństwa dotyczących szkolenia
Kosiniak-Kamysz o zakupach koreańskiego uzbrojenia
Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
25 lat w NATO – serwis specjalny
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Aleksandra Mirosław – znów była najszybsza!
Rekordziści z WAT
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
Puchar księżniczki Zofii dla żeglarza CWZS-u
Jakie wyzwania czekają wojskową służbę zdrowia?
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW
Zachować właściwą kolejność działań
Wojna w świętym mieście, epilog
Zmiany w dodatkach stażowych
Ramię w ramię z aliantami
Czerwone maki: Monte Cassino na dużym ekranie
W Rumunii powstanie największa europejska baza NATO
Znamy zwycięzców „EkstraKLASY Wojskowej”
Szpej na miarę potrzeb
Wojna w świętym mieście, część trzecia
Wojskowy bój o medale w czterech dyscyplinach
W Brukseli o wsparciu dla Ukrainy
Strażacy ruszają do akcji
Na straży wschodniej flanki NATO
Wypadek na szkoleniu wojsk specjalnych
Active shooter, czyli warsztaty w WCKMed
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
NATO zwiększy pomoc dla Ukrainy
Gunner, nie runner
Przełajowcy z Czarnej Dywizji najlepsi w crossie
NATO on Northern Track

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO