moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

„Powstanie wybuchło, jak proch rozsypany, nie jak proch nabity”

Kilkadziesiąt lat po upadku powstania styczniowego, w Krakowie i Lwowie, rozpoczęto publikowanie pamiętników i wspomnień byłych powstańców. Już wtedy byli oni owiani legendą, podobnie jak sam zryw. Wspomnienia uczestników walk z lat 1863–1864 stały się zbiorem doświadczeń, który po krytycznym opracowaniu (m.in. przez Józefa Piłsudskiego) posłużył następcom do przygotowania kolejnego powstania.

Przygotowania do powstania na przykładzie województwa podlaskiego opisał w pamiętniku „Dla moich wnuków” Bronisław Deskur, właściciel majątku Horostyta nad Włodawą, odpowiedzialny za atak na Radzyń 22 stycznia 1863 roku: „…sprzysiężonych 8000 przeszło, po obliczeniu zaś broni palnej myśliwskiej zaledwie 300 sztuk się znalazło. Koni pod kawalerię było pod dostatkiem, nie było zaś broni siecznej i kulbak. Prócz sprzysiężonych było wielu ludzi gotowych na zawołanie do broni”. Do organizacji konspiracyjnej ochotniczo weszła służba dworska (parobkowie folwarczni, straż leśna, lokaje, furmani, kucharze), z reguły pełniąca obowiązki tzw. dziesiętników, czyli dowódców drużyn. Dziesiętnicy z kolei uzupełniali swoje dziesiątki. Deskur wspominał przypadek, kiedy podczas odwiedzin jego kuzyna, służba Deskura zwerbowała i zaprzysięgła służbę owego kuzyna (furman i lokaj – obydwaj Białorusini). Świeżo zaprzysiężeni przez miejscowego proboszcza konspiratorzy przyszli do swego pana z żądaniem, aby na wierność Polsce również przysiągł. Jak widać, przykład czasami szedł od dołu, a nie jak powinien iść – od góry.

Zarówno Roman Rogiński, komisarz wojewódzki wyznaczony przez Komitet Centralny Narodowy, jak i Bronisław Deskur nawiązali kontakty z rosyjskimi oficerami-konspiratorami, którzy zadeklarowali objęcie komendy nad oddziałami powstańczymi. Namiary na nich przekazał Deskurowi kwatermistrz 6 Dywizji Piechoty, sztabskapitan Jarosław Dąbrowski (późniejszy generał). Oficer ten zawczasu opracował również regulamin dla dowódców oddziałów partyzanckich.

Pod koniec grudnia 1862 roku Deskur został mianowany naczelnikiem powiatu radzyńskiego w randze majora. „Stopień był, ale kwalifikacyi nie było. Umiałem wprawdzie ekspedyte regulamin kawaleryi, bo tego można się było wyuczyć z podręcznika Mierosławskiego, parę książek o taktyce i strategii traktujących przeczytałem, ale praktyki, doświadczenia żadnego”. Okazało się jednak, że w późniejszych walkach i potyczkach, które staczał wraz ze swoim oddziałem, radził sobie całkiem dobrze, jak na człowieka, który nie miał żadnego przygotowania wojskowego.

Wymuszony branką wybuch powstania był tak naprawdę wielką improwizacją. „W domu żona z całym personelem kobiecym szyła woreczki na proch i kule, darto szarpie, przygotowywano jedzenie dla oddziału na kilka dni”. O godzinie 23 dostarczono mjr. Deskurowi 40 dubeltówek i 100 kos. Część broni trzeba było przekazać sąsiedniemu oddziałowi dowodzonymi przez Rajmunda Krasuskiego. Przybyło również 40 jeźdźców, lecz bez broni i bez siodeł. Byli to parobkowie prowadzeni przez ekonomów folwarcznych. Po północy pojawiło się przeszło stu mieszczan z gołymi rękami, „bez siekier nawet”. Zapewniono ich wcześniej, że broń dostaną w lesie. Deskur uzbroił ich w broń, którą jeszcze posiadał. Część poszła dalej z gołymi rękami. „O kosy bili się między sobą dzielni mieszczanie radzyńscy”.

Nic dziwnego, że militarne efekty wybuchu powstania były mizerne. Za to kilka następnych miesięcy powstańcy poświęcili na szkolenie wojskowe oraz uzupełnienie stanu broni i amunicji. Pod względem cywilnym i organizacyjnym było ono przygotowane o wiele lepiej niż pod wojskowym. Brak wykształconej kadry dowódczej oraz wyszkolonych powstańców, połączony z brakiem wystarczającej ilości broni, zaważył na przebiegu pierwszych tygodni zrywu. Józef Piłsudski w „Zarysie historii militarnej powstania styczniowego” w 1912 roku podsumował przygotowania do walki: „… powstanie wybuchło, jak proch rozsypany, nie jak proch nabity; wybuchło bez celu, jak ten proch, eksplodujący w niekreślonej sile w tym czy innym miejscu, zależnie od przypadkowego rozsypania”.

Żandarmi wieszający i sztyletnicy

Wszyscy uczestnicy konspiracji, a potem powstania, byli ochotnikami. Czasami, w opublikowanych wspomnieniach, niektórzy z nich przyznawali, że otrzymali polecenie od rodziców, zwłaszcza od matek, aby ochotniczo zgłosili się do najbliższego oddziału. Za najbardziej ideowych powstańców należy uznać żandarmów. Wykonywali oni swoje zadania nie tylko w stosunku do carskich urzędników, lecz również własnej ludności, jeśli była wrogo nastawiona do oddziałów powstańczych. Żandarmeria powstańcza miała skomplikowaną strukturę. Najbardziej skuteczni byli wchodzący w skład V Oddziału Żandarmerii tzw. sztyletnicy oraz tzw. żandarmi wieszający. Ci pierwsi wykonywali różnymi sposobami (sztylet, pistolet, trucizna, bomba) wyroki śmierci na przedstawicielach administracji carskiej. Według oceny carskiej policji z jesieni 1863 roku: „z ostatnich wypadków wynika, iż bezczynność mieszkańców w trakcie zabójstw staje się coraz bardziej przerażająca. Wszyscy oddani nam bez reszty urzędnicy mogą być pewni, że zostaną po kolei zasztyletowani". Z kolei tzw. żandarmi wieszający zajmowali się szpiegami i zdrajcami (Polakami w służbie carskiej wziętymi do niewoli) oraz egzekwowali wyroki sądów powstańczych na tych powstańcach, którzy popełnili przestępstwo lub zbrodnie. Nazwy tych dwóch części żandarmerii pochodziły od preferowanych sposobów wykonywania ich zadań. „Żandarmi wieszający” z reguły poruszali się konno w szyku kawalerii powstańczej. Od kawalerzystów można było ich odróżnić po emblematach w kształcie trupich czaszek, noszonych na kołnierzach kurtek. Nie trzeba dodawać, że żandarmi wzięci do niewoli dużych szans na przeżycie nie mieli.

Konsekwencje wyborów

Podczas jednej z potyczek partyzanci połączonych oddziałów ppłk. Ignacego Mystkowskiego i mjr. Bronisława Deskura walczyli z rosyjskim oddziałem (trzy kompanie piechoty, szwadron huzarów i sotnia kozaków), dowodzonym przez kpt. Konstantego Rynarzewskiego. Wzięto do niewoli podpułkownika żandarmerii carskiej (byłego oficera Wojska Polskiego z 1831 roku) Denisiewicza, dwóch rannych oficerów carskich, braci Puchałów-Cywińskich, dwóch szpiegów (Polaków) oraz ośmiu rannych rosyjskich strzelców. Rannego kpt. Rynarzewskiego, z narażaniem życia, wynieśli z pola walki jego żołnierze, osłaniając się karabinami przed atakami kosynierów. Rannych Rosjan opatrzył powstańczy lekarz, jeszcze zanim zajął się rannymi powstańcami. Decyzją dowódcy, ppłk. Mystkowskiego, wziętych do niewoli zdrajców – Polaków powieszono. Ppłk Denisiewicz błagał o darowanie życia. Daremnie oferował 50 tysięcy złotych i powoływał się na swojego syna Andrzeja, który był dowódcą powstańczym na południu Królestwa Polskiego. Faktycznie, mjr Andrzej Denisiewicz był dowódcą pułku olkuskiego w Dywizji Krakowskiej płk. Apolinarego Kurowskiego w II Korpusie gen. Józefa Hauke-Bosaka. Gdy został wzięty przez Rosjan do niewoli, powieszono go 14 maja 1864 w Wierzbniku. Kilka miesięcy później carski kapitan Konstanty Rynarzewski, po wyleczeniu z ran, zdezerterował z carskiego wojska i objął dowodzenie oddziałem powstańczym złożonym z Kurpiów. Poległ pod Żelazną 6 listopada 1863 roku jako polski pułkownik.

Historia zna tylko kiepskich konspiratorów

Według opracowań historycznych podczas powstania styczniowego (od 22 stycznia 1863 roku do końca grudnia 1864 roku) doszło do 1229 starć zbrojnych, w których poległo około 20 tysięcy powstańców. Ponad 15 tysięcy dostało się do niewoli, z czego około tysiąca powieszono lub rozstrzelano, resztę wysłano na Sybir. Ocenia się, że w powstaniu wzięło czynny udział około 200 tysięcy osób. Znane są nazwiska tylko tych, którzy przewinęli się w opublikowanych wspomnieniach i pamiętnikach weteranów, tych, którzy dostali się do niewoli oraz tych, których zdołała namierzyć i zaewidencjonować carska policja i wojsko. Historia zna tylko kiepskich konspiratorów. Ci, którzy ocaleli i nadal mieszkali w Priwiślańskim Kraju, ze zrozumiałych względów nie afiszowali i nie chwalili się udziałem w tym buncie aż do Wielkiej Wojny w 1914 roku. Po upadku powstania jako oficjalnie „wyklęci”, dopiero w wolnej Polsce doczekali się należnych im honorów. 21 stycznia 1919 roku, Rozkazem Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego, przyjęto ich do Wojska Polskiego. Ustawą z 18 grudnia 1919 roku przyznano im honorowy stopień podporucznika Wojsk Polskich, a żyjący jeszcze oficerowie powstańczy zostali awansowali na wyższe stopnie. Do końca II RP byli traktowani jako żywe pomniki historii, stanowiąc wzorzec osobowy dla młodego pokolenia, wychowywanego już w polskich szkołach.

ppłk Andrzej Łydka z Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, pasjonat historii

dodaj komentarz

komentarze


Sprawa katyńska à la española
 
Posłowie dyskutowali o WOT
Wojna w świętym mieście, część trzecia
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW
Donald Tusk: Więcej akcji a mniej słów w sprawie bezpieczeństwa Europy
SOR w Legionowie
Morze Czarne pod rakietowym parasolem
Polak kandydatem na stanowisko szefa Komitetu Wojskowego UE
Tragiczne zdarzenie na służbie
Wypadek na szkoleniu wojsk specjalnych
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Przełajowcy z Czarnej Dywizji najlepsi w crossie
Wojna w świętym mieście, część druga
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Gen. Kukuła: Trwa przegląd procedur bezpieczeństwa dotyczących szkolenia
Zachować właściwą kolejność działań
Sandhurst: końcowe odliczanie
Wojna na detale
Zmiany w dodatkach stażowych
Szybki marsz, trudny odwrót
Rekordziści z WAT
W Brukseli o wsparciu dla Ukrainy
Pod skrzydłami Kormoranów
Charge of Dragon
Gunner, nie runner
Rozpoznać, strzelić, zniknąć
Czerwone maki: Monte Cassino na dużym ekranie
Kosiniak-Kamysz o zakupach koreańskiego uzbrojenia
Strategiczna rywalizacja. Związek Sowiecki/ Rosja a NATO
NATO na północnym szlaku
25 lat w NATO – serwis specjalny
Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
Więcej koreańskich wyrzutni dla wojska
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Święto stołecznego garnizonu
Kolejne FlyEye dla wojska
Wojna w Ukrainie oczami medyków
Priorytety polityki zagranicznej Polski w 2024 roku
Od maja znów można trenować z wojskiem!
Znamy zwycięzców „EkstraKLASY Wojskowej”
Wojskowy bój o medale w czterech dyscyplinach
NATO zwiększy pomoc dla Ukrainy
Lekkoatleci udanie zainaugurowali sezon
W Italii, za wolność waszą i naszą
Front przy biurku
Aleksandra Mirosław – znów była najszybsza!
Puchar księżniczki Zofii dla żeglarza CWZS-u
Ukraińscy żołnierze w ferworze nauki
Operacja „Synteza”, czyli bomby nad Policami
Jakie wyzwania czekają wojskową służbę zdrowia?
Active shooter, czyli warsztaty w WCKMed
Ameryka daje wsparcie
Systemy obrony powietrznej dla Ukrainy
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni
Ramię w ramię z aliantami
Wytropić zagrożenie
NATO on Northern Track
W Rumunii powstanie największa europejska baza NATO
Na straży wschodniej flanki NATO
Szpej na miarę potrzeb
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
Wojna w świętym mieście, epilog
Metoda małych kroków
Kadisz za bohaterów

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO