Podczas przeprawy przez rzekę pod żołnierzami załamuje się lód. W pełnym umundurowaniu i z ciężkimi plecakami wpadają do wody. Mają zaledwie kilka minut, by wydostać się spod lodu i ogrzać zmarznięte ciała. Jak nie wpaść w hipotermię i przeżyć w tak ekstremalnych warunkach? Tego właśnie w Bieszczadach uczyli się strzelcy wyborowi.
– Czas nie jest naszym sprzymierzeńcem. Gdy wpadniemy do lodowatej wody, mamy zaledwie kilka minut, by uniknąć hipotermii. Uczymy żołnierzy, jak przeżyć w takiej sytuacji – mówi mjr Rafał Iwanek z 21 Brygady Strzelców Podhalańskich, dowódca zimowego szkolenia w Bieszczadach dla strzelców wyborowych.
W tygodniowym zgrupowaniu wzięło udział 26 żołnierzy z brygad z całej Polski. W Ośrodku Szkolenia Górskiego w Trzciańcu oraz na terenie wysokich Bieszczadów strzelcy wyborowi uczyli się, jak działać zimą w górach. – Może się zdarzyć, że żołnierze podczas jakiejś operacji przypadkowo wpadną do wody. Muszą wiedzieć, co zrobić, by takie zdarzenie nie wpłynęło na ich zdrowie i życie oraz by taka sytuacja nie zdyskwalifikowała ich z dalszego działania – dodaje mjr Iwanek.
Termometry pokazują minus 9 stopni, ale odczuwalna temperatura jest znacznie niższa. Wszystko przez silny wiatr. Strzelcy wyborowi przygotowują się do wykonania kolejnego zadania. To już koniec poligonu, więc skala trudności się zwiększa. Żołnierze mają wskoczyć do lodowatej wody (wycięta w lodzie przerębel ma dwa metry kwadratowe) w pełnym umundurowaniu. Na wszelki wypadek każdy z nich ma asekurację. Ta jest niezbędna, by strzelcy nie dostali się pod lód.
– Wejście do lodowatej wody nie jest przyjemne, bo bardzo szybko wychładza się wtedy organizm. Po zanurzeniu odczuwa się jakby silne uderzenie w klatkę piersiową. Czujesz ucisk, nie możesz oddychać – opisuje mł. chor. Karol Możdżeń, jeden z instruktorów. Podoficer wielokrotnie brał udział w tego typu szkoleniach. W zajęcia na temat hipotermii uczestniczył także podczas kursu w Szwecji. Zdobytą tam wiedzę przekazuje teraz swoim kolegom. – Najważniejsze, by żołnierze nie wpadali w panikę. A tak się zwykle dzieje, kiedy nie można oddychać. Szamotanina i nerwy nie pomagają. Trzeba się uspokoić, by złapać oddech – opowiada kpt. Konrad Radzik, oficer prasowy 21 Brygady Strzelców Podhalańskich.
Skok do wody to dopiero połowa zadania. Żołnierze po wyjściu ze stawu musieli rozpalić ognisko, a dopiero później przebrać się w suche mundury. – Każdy z nich miał przy sobie korę brzozową i zapałki. Jeśli były one dobrze zabezpieczone i nie zamokły, to rozpalenie ognia szło dość szybko. Co prawda wszystkim z zimna drżały ręce – mówią instruktorzy. – Strasznie szczypały nas palce. Trudno było utrzymać w rękach zapałkę – dodaje jeden z uczestników szkolenia.
Po mroźnej kąpieli organizatorzy szkolenia nie dali strzelcom odpocząć. Żołnierze ruszyli parami w wyższe partie gór. Maszerowali 30 kilometrów i spędzili noc w lesie. – Podczas bytowania strzelcy mieli do dyspozycji jedynie śpiwory. Nie mogli korzystać z żadnych namiotów – mówi kpt. Radzik.
Oprócz praktycznych zajęć z przeciwdziałania hipotermii żołnierze uczyli się także zasad maskowania, dobierania odzieży i jedzenia, pakowania i rozpakowywania namiotów. Ponadto trenowali techniki poruszania się na nartach, ewakuację medyczną i udzielanie pierwszej pomocy. Strzelcy wyborowi natomiast doskonalili specjalistyczne umiejętności: ćwiczyli wykrywanie celów w zimie, obliczali parametry do dania strzału z uwzględnieniem siły wiatru i gęstości powietrza.
Podobne kursy dla strzelców wyborowych odbywają się także wiosną i jesienią. Wówczas żołnierze trenują umiejętności strzeleckie, na przykład w Wędrzynie, w poligonowym ośrodku zurbanizowanym.
autor zdjęć: kpt. Konrad Radzik
komentarze