W samo południe

Operacja „Jerycho” była jedną z najbardziej spektakularnych akcji brytyjskiego lotnictwa przeprowadzonych w II wojnie światowej.

Naczelne Dowództwo Wehrmachtu na początku 1944 roku zdawało sobie sprawę, że utworzenie drugiego frontu to kwestia najbliższych miesięcy. W przygotowaniach do alianckiej operacji dużą rolę odgrywali francuski ruch oporu oraz zrzucani ze spadochronami agenci podlegający brytyjskiemu Kierownictwu Operacji Specjalnych (Special Operations Executive – SOE). Niemiecki kontrwywiad postanowił zatem skierować swoich najlepszych ludzi do rozpracowywania alianckiej agentury. Wśród nich był por. Hugo Bleicher, jeden z najbardziej doświadczonych oficerów Abwehry we Francji, który odpowiadał m.in. za aresztowanie najlepszego agenta polskiego wywiadu w okupowanej Francji – kpt. Romana Czerniawskiego.

Niemiecki kontrwywiad, dzięki podwójnym agentom kierowanym przez por. Bleichera, szybko rozpracował część komórek francuskiego podziemia i na początku 1944 roku rozpoczęła się fala aresztowań. Znaczną liczbę konspiratorów osadzono w więzieniu znajdującym się niedaleko niewielkiego miasteczka Amiens. Wśród aresztowanych był Raymond Vivant, który należał do wąskiego grona przywódców francuskiego podziemia mających sporą wiedzę na temat planowanej przez aliantów operacji „Overlord”. Niemcy nie orientowali się, kogo zatrzymali, a odkrycie prawdy mogłoby mieć tragiczne skutki dla przebiegu planowanego desantu.

Ruch oporu nie był w stanie samodzielnie przeprowadzić akcji uwolnienia zatrzymanych. Sprawę pogarszał fakt zaplanowania na 19 lutego pierwszych egzekucji przetrzymywanych konspiratorów. Francuzi doszli do wniosku, że nie można do nich dopuścić, zwłaszcza że część z uwięzionych była agentami z siatki wywiadowczej, którą kierował Dominique Ponchardier „Sosi”, pracujący bezpośrednio dla Kierownictwa Operacji Specjalnych. Zaalarmowane przez SOE ministerstwo lotnictwa zleciło RAF (Royal Air Force) Bomber Command opracowanie planu operacji bombowej, mającej na celu umożliwienie ucieczki aresztowanych członków podziemia.

Atak drewnianego cudu

Przystąpiono niezwłocznie do szczegółowego zaplanowania akcji. Po zapoznaniu się z dokumentacją fotograficzną oraz topografią więzienia zażądano od francuskiego ruchu oporu jeszcze kilku dodatkowych informacji, dotyczących m.in. szczegółów konstrukcyjnych budynku, składu osobowego straży więziennej oraz planu dnia strażników. Po przeanalizowaniu wszystkich danych ustalono, że najkorzystniejszą porą na wykonanie ataku jest godzina 12 w południe, kiedy zdecydowana większość strażników udaje się na obiad do stołówki więziennej.

Kiedy Brytyjczycy zdecydowali się przeprowadzić atak, pozostała kwestia wyboru odpowiedniego bombowca. Eksperci RAF-u stwierdzili jednoznacznie, że jeśli akcja ma się zakończyć sukcesem, to musi to być samolot De Havilland 98 Mosquito. Była to dwusilnikowa, dwuosobowa maszyna o wyjątkowej konstrukcji – została wykonana z drewna, sklejki i płótna. Ten doskonały samolot mógł być budowany ręcznie nawet w niewielkich rodzinnych fabryczkach zajmujących się wcześniej składaniem mebli. RAF często wykorzystywał tę maszynę w roli myśliwca, lekkiego bombowca lub samolotu rozpoznawczego. Piloci uwielbiali mosquito i nazywali go „drewnianym cudem”, a mechanicy twierdzili przekornie, że jest „marzeniem każdego kornika”.

Ten samolot wprost idealnie nadawał się do precyzyjnych bombardowań z bardzo niskiego poziomu. Nic zatem dziwnego, że w końcu na niego się zdecydowano. Do wykonania ataku marsz. lot. Basil Embry, dowódca 2 Grupy Lekkich Bombowców RAF, wyznaczył załogi ze 140 Skrzydła dowodzonego przez płk. Charlesa Percy’ego Pickarda. Jednostka składała się z trzech dywizjonów wyposażonych w samoloty Mosquito. Były to: 464 Dywizjon Royal Australian Air Force (RAAF), 487 Dywizjon RNZAF (Royal New Zealand Air Force) oraz 21 Dywizjon RAF. Niezbędną atakującym bombowcom osłonę lotniczą miały zapewnić myśliwce Typhoon ze 198 Dywizjonu RAF.

Zadanie, które postawiono przed pilotami, było niezwykle trudne. Nikt nigdy nie próbował takiego ataku. Plan nalotu przewidywał, że aby zmylić niemiecką obronę przeciwlotniczą, samoloty zaatakują więzienie od wschodu. Wymagało to ominięcia celu ataku w znacznej odległości, następnie wykonania nagłego zwrotu na zachód. Jako pierwsza miała zaatakować eskadra z nowozelandzkiego 487 Dywizjonu. Jej zadaniem było obrzucenie murów więzienia 500-funtowymi bombami z zapalnikami czasowymi ustawionymi na 11-sekundowe opóźnienie. Specjaliści obliczyli, że celnie zrzucone bomby o takim wagomiarze będą idealne do zniszczenia murów okalających więzienie, a wybuch powinien na tyle uszkodzić skrzydło więzienne, że umożliwi to ucieczkę członkom ruchu oporu.

Po eskadrze nowozelandzkiej do ataku mieli przystąpić piloci australijscy, którym wyznaczono trudniejsze zadanie. Musieli bezpośrednio zaatakować budynki więzienne, strażnice, a także stołówkę w momencie, kiedy powinni się w niej znajdować strażnicy. Liczono, że większość z nich zginie właśnie wtedy. Ostatni, 21 Dywizjon RAF miał się znajdować w odwodzie, gotowy do uderzenia w wypadku nieprzewidzianych okoliczności.

Pierwotnie zakładano, że atak nastąpi 10 lutego, ale plany pokrzyżowała pogoda. Kolejne terminy również były odwoływane z tego samego powodu. Dopiero dzień przed wyznaczonym przez Niemców terminem rozstrzelania więzionych członków ruchu oporu nastąpiła nieznaczna poprawa i marsz. Embry zdecydował się wydać zgodę na przeprowadzenie operacji, której nadano kryptonim „Jerycho”.

Lot w chmurach

Około godziny 11 rano 18 lutego pierwszy bombowiec wzbił się w powietrze, a za nim podążyły kolejne maszyny. Praktycznie zaraz po starcie cała grupa zniknęła w gęstych chmurach. Z powodu braku widoczności formacja zaczęła się rwać. Po kilkunastu minutach piloci czterech ostatnich maszyn utracili kontakt wzrokowy z resztą grupy oraz orientację w terenie, więc zawrócili do bazy. Kolejny mosquito musiał też to zrobić ze względu na problemy techniczne. Pozostałe maszyny kontynuowały lot, przebijając się przez gęste chmury.

Nad kanałem La Manche bombowce spotkały się z osłoną myśliwską i obie formacje kontynuowały lot wspólnie. Nad francuskim brzegiem pogoda niespodziewanie się poprawiła. Na północ od Dieppe samoloty na niewielkiej wysokości przeleciały nad brzegiem i skierowały się na wschód. Wtedy pilot kolejnego bombowca, ze względu na problemy z silnikiem, musiał zawrócić. W drodze powrotnej dostał się pod ogień obrony przeciw-
lotniczej. Udało mu się uciec spod ognia, jednak został poważnie ranny, a maszyna uległa uszkodzeniu. Mimo to samolot dotarł do brytyjskiego brzegu.

Pozostałych 14 maszyn o godzinie 12.03 znalazło się nad celem. Nowozelandzcy piloci zrzucili pierwsze bomby, mierząc w podstawę muru okalającego więzienie od wschodniej strony. Niestety część z nich przeleciała nad ogrodzeniem i eksplodowała na więziennym dziedzińcu, ale te, które osiągnęły cel, wyrwały potężne dziury w murach. Kolejne maszyny z tego samego dywizjonu zniszczyły część więziennych ogrodzeń od strony północnej. Tak powstały dwa duże wyłomy.

Następnie do ataku ruszyły maszyny z 464 Dywizjonu. Zrzucone przez nie bomby całkowicie zniszczyły stołówkę i zgodnie z przewidywaniami znajdująca się w niej większość personelu więziennego poniosła śmierć. Siła eksplozji sprawiła, że budynek, w którym przebywali więźniowie, częściowo się zawalił.

Pozostałe maszyny z australijskiego dywizjonu uderzyły w tym czasie na wieże strażnicze oraz więzienną wartownię, całkowicie je niszcząc.

Dowódca dywizjonu płk Charles Percy Pickard, który obserwował przebieg akcji, uznał zadanie za wykonane i wydał niebiorącym udziału w ataku samolotom z 21 Dywizjonu RAF rozkaz powrotu do bazy, a do odlatujących maszyn dołączyły myśliwce eskorty. Podczas powrotu mosquity ostrzelała niemiecka artyleria przeciwlotnicza, jedna z maszyn została poważnie uszkodzona i musiała przymusowo lądować. Niestety chwilę później lecący na końcu formacji samolot dowódcy skrzydła został zaatakowany przez niemiecki myśliwiec Focke-Wulf 190. Trafiona serią maszyna płk. Pickarda runęła na ziemię niedaleko niewielkiej wioski Montigny. Załoga nie zdołała się uratować.

Tuż przed atakiem, w okolicy więzienia pojawili się partyzanci z kilkoma samochodami ciężarowymi, którymi planowano ewakuować uciekających więźniów. Chwilę po ataku kilkuset uwięzionych, wśród których było wielu niemających nic wspólnego z ruchem oporu, podjęło próbę ucieczki, usiłując przedostać się przez wyrwy w murach. Części z nich się powiodło. Ogółem uwolniono ponad 255 więźniów, a sama akcja pomocy uciekającym trwała ponad pół godziny.

Ucieczka więźniów

Straty niemieckie były znaczne. Zginęła większa część niemieckiej obsady więzienia, życie stracili też prawie wszyscy wartownicy. Niestety w czasie ataku poniosło śmierć prawie stu więźniów – część zginęła w wyniku eksplozji bomb, pozostali od kul nielicznych ocalałych Niemców. Część uciekinierów, w większości niezwiązanych z podziemiem, w obawie o los bliskich wróciła po jakimś czasie dobrowolnie do więzienia. W odpowiedzi na brytyjski atak Niemcy zamordowali około 260 osób. Straconymi byli w znacznej części powtórnie złapani więźniowie lub ci spośród nich, którzy sami dobrowolnie oddali się w niemieckie ręce. Ocaleni z reguły wiedzieli, kto ich zdradził. Dzięki temu udało się zlikwidować wielu francuskich donosicieli i niemieckich agentów, a Abwehra częściowo straciła możliwość skutecznej inwigilacji ruchu oporu w tym rejonie.

RAF w akcji stracił dwa samoloty DH-98 Mosquito oraz dwa myśliwce Typhoon. Śmierć poniosło trzech alianckich lotników, w tym dowódca 140 Skrzydła płk Charles Percy Pickard, dwóch dostało się do niewoli, a jeden został uznany za zaginionego.

Piotr Boczoń





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO