Wojsko zwiększyło limity na kursach podoficerskich o około 400 osób. Po raz pierwszy takie szkolenie odbywa się w Koszalinie.
Kurs w koszalińskim Centrum Szkolenia Sił Powietrznych ruszył na początku maja. Bierze w nim udział 191 szeregowych z jednostek z całej Polski. Wśród nich m.in. logistycy, pancerniacy, reprezentanci marynarki wojennej, a także specjalsi.
Kandydaci na kaprali szkolą się w Koszalinie, ponieważ wojsko zwiększyło limit miejsc dla przyszłych podoficerów i zorganizowało dla nich dwa dodatkowe kursy. Weźmie w nich udział w sumie ponad 400 żołnierzy (drugi kurs obędzie się jesienią w Zegrzu). Tak dużej dodatkowej liczby żołnierzy nie byłyby w stanie przyjąć i szkolić trzy szkoły podoficerskie: Sił Powietrznych w Dęblinie, Marynarki Wojennej w Ustce i Wojsk Lądowych Poznaniu, prowadzące cykliczne kursy podoficerskie. „Konieczne jest przeszkolenie większej niż dotąd liczby szeregowych, przewidzianych do objęcia stanowisk podoficerskich. W korpusie potrzeba nam więcej żołnierzy o specjalnościach np. obrony przeciwlotniczej czy eksploatacji sprzętu radiolokacyjnego. Dlatego na szczeblu Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych zapadła decyzja o zwiększeniu limitów”, mówi st. chor. sztab. Krzysztof Gadowski, starszy podoficer w tej instytucji.
Choć egzaminy wstępne dla kandydatów odbywały się w Koszalinie, to ich głównym organizatorem była Szkoła Podoficerska Sił Powietrznych w Dęblinie. „Taka wyjazdowa sesja to dla nas nowe doświadczenie. Z Dęblina przyjechało sześć osób. Zasiadaliśmy w komisji oraz podkomisjach, sprawując nadzór merytoryczny nad przebiegiem egzaminów”, mówi st. chor. sztab. Paweł Jakubik, komendant dęblińskiej placówki.
Kwestie organizacyjne spoczęły na barkach koszalińskiego Centrum. „Co roku odbywają się u nas trzy turnusy służby przygotowawczej. Mamy więc doświadczenie w prowadzeniu przedsięwzięć dla tak dużej liczby żołnierzy. Egzaminy trwały jednak pięć dni, po kilkanaście godzin dziennie, więc trzeba było nieco inaczej to zaplanować. Ale solidnie się do tego przygotowaliśmy”, mówi kpt. Jarosław Barczewski, rzecznik koszalińskiego Centrum. Jego przedstawiciele wcześniej musieli np. zamówić autobusy, skoordynować przejazdy poszczególnych grup do punktów egzaminacyjnych, zarezerwować strzelnice. „Tych ostatnich w naszym garnizonie nie ma, więc w trakcie egzaminów jeździliśmy z żołnierzami do oddalonej o około godzinę drogi strzelnicy Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej w Ustce”, dodaje kapitan.
Konieczne było też przygotowanie miejsca zakwaterowania żołnierzy, zamówienie dla nich posiłków. „Każdy, kto do nas przyjechał, już w biurze przepustek był przypisywany do konkretnej grupy. Wiedział, gdzie ma spać, znał miejsca i godziny testów oraz sprawdzianów praktycznych, dostał mapę z planem Centrum. Sami kandydaci przyznawali, że organizacyjnie wypadliśmy świetnie”, mówi kapitan. Podobnie uważają przedstawiciele dęblińskiej szkoły podoficerskiej. „Jak na pierwszy raz, oceniam nawet lepiej niż na piątkę. Nasza współpraca układała się absolutnie bez zarzutów”, podkreśla komendant dęblińskiej szkoły.
Kpt. Jarosław Barczewski zaznacza, że w tej chwili cały wysiłek placówki jest skupiony właśnie na szkoleniu przyszłych kaprali. „Po raz pierwszy od dawna nie ma u nas ochotników służby przygotowawczej. W praktyce trudno byłoby pogodzić ich szkolenie z kursem szeregowych. Nie chodzi nawet o wykładowców, ale sytuację socjalno-bytową. Chcieliśmy zapewnić szkolącym się odpowiednie warunki do nauki, ale też maksimum komfortu pobytu u nas”, mówi kapitan.
Choć kurs odbywa się poza siedzibą szkoły podoficerskiej, to wymagania dla szeregowych aspirujących do awansu pozostały takie same. Warunkiem przystąpienia do egzaminów był co najmniej pięcioletni staż służby i średnie wykształcenie. Większość kandydatów miała też za sobą wewnętrzną weryfikację na szczeblu jednostki i zaliczony kurs przygotowawczy. Tak jak np. szer. Piotr Drożdż, ratownik medyczny, w mundurze szeregowego zawodowego od 2012 roku. Do Koszalina przyjechał z Wałcza, gdzie służy w 104 Batalionie Logistycznym. „Poziom był bardzo wysoki, więc każdy etap egzaminów przy tak dużej i wyrównanej konkurencji wydawał się trudny. Pomógł mi mój udział w kursie przygotowawczym na szczeblu jednostki. Przez dwa miesiące mieliśmy zajęcia z musztry, regulaminów, treningi strzeleckie”, mówi żołnierz. Egzaminy dla przyszłych kaprali nie odbiegały od tych, jakie zdają szeregowi ubiegający się o przyjęcie do jednej ze szkół oficerskich. Przez trzy dni żołnierze musieli się wykazać wiedzą o Polsce i świecie oraz ogólnowojskową, zmagali się z testami sprawnościowymi, sprawdzano ich znajomość regulaminów czy praktyczne umiejętności ogniowe. Przeszli też rozmowę kwalifikacyjną, w trakcie której punktami były premiowane np. udział w misjach, różnego rodzaju certyfikaty, a także znajomość języków obcych.
Ranni bez egzaminów
W grupie kandydatów na kurs podoficerski byli też weterani poszkodowani z orzeczoną kategorią „zdolny z ograniczeniami”, którzy w trakcie służby doznali poważnych urazów i mają orzeczony stały lub długotrwały uszczerbek na zdrowiu. „To pierwszy raz, kiedy starałem się o udział w kursie”, mówi st. szer. Paweł Szewczuk z 34 Brygady Kawalerii Pancernej z 15-procentowym uszczerbkiem na zdrowiu po wypadku na misji w Afganistanie. Dziś żołnierz służy w sekcji szkolenia brygady, jest laborantem hali sportowej. „Cały czas odczuwam skutki wypadku, miewam bóle w klatce piersiowej, mam zerwany mięsień. Ale liczę, że na kursie sobie poradzę”.
Tacy żołnierze jak Paweł już od 2012 roku są zwolnieni z obowiązku zdawania egzaminów. Dziś znaczna część z nich pracuje w wojskowej administracji, zajmując się sprawami kadrowymi czy finansowymi. St. szer. Mariusz Hejny do Koszalina przyjechał z Wrocławia. Mundur nosi od dziewięciu lat. Teraz, jako kancelista, służy na stanowisku Z/O w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Lądowych. „W 2004 roku na II zmianie misji w Iraku doznałem urazu kręgosłupa. Mój stan zdrowia był na tyle poważny, że otrzymałem kategorię »zdolny z ograniczeniami«. Mimo to na kursie będę chciał dać z siebie wszystko. Awans do korpusu podoficerskiego to dla mnie szansa na dalszy rozwój zawodowy. Mimo kłopotów zdrowotnych wciąż chcę służyć w mundurze”.
Na kursie jest też st. szer. Janusz Perżyło, żołnierz 3 Batalionu Zmechanizowanego w Zamościu. Z armią jest związany od dziesięciu lat. „Zostałem poszkodowany podczas IX zmiany PKW w Afganistanie, gdzie służyłem jako celowniczy. W trakcie patrolu sprawdzaliśmy wioskę. Wtedy zostaliśmy ostrzelani z broni maszynowej i RPG. Miałem urazy wielonarządowe, wstrząs mózgu, niedowład kończyny dolnej. Dziś mam 35% uszczerbku na zdrowiu, cały czas kontynuuję leczenie i rehabilitację. Pierwszy raz uczestniczę w kursie, bo wcześniej musiałem nieco podreperować swoje zdrowie”, mówi st. szer. Perżyło.
Wśród poszkodowanych szeregowych po raz pierwszy są też weterani, którzy, choć zostali ranni podczas służby, nie mają orzeczonej kategorii Z/O. W praktyce bowiem, mimo że mają urazy np. kończyn lub odczuwają negatywne skutki obrażeń wewnętrznych, to ich stan zdrowia nie jest na tyle poważny, by kwalifikowali się na stanowiska z ograniczeniami. „Doświadczenia pokazują jednak, że i tacy żołnierze ze względu na uszczerbek zdrowotny mają problemy z zaliczeniem testów sprawnościowych czy udziałem w zajęciach wymagających sporej kondycji. Te same powody bywają utrudnieniem, jeśli chodzi o zaliczenie egzaminów wstępnych do szkoły podoficerskiej i rywalizację o miejsce na kursie z szeregowymi, którzy są w pełni sprawni”, mówi ppłk Marek Pietrzak, zastępca rzecznika prasowego Dowództwa Generalnego RSZ.
Przykładem jest st. szer. Jacek Szurka, celowniczy z 17 Brygady Zmechanizowanej. W 2011 roku na IX zmianie misji w Afganistanie żołnierz doznał obrażeń, gdy pod rosomakiem ekspodowało improwizowane urządzenie wybuchowe. „Miałem uszkodzony łokieć i odniosłem obrażenia twarzy. Do dziś nie odzyskałem czucia w dolnej wardze, a w lewej ręce mam upośledzony chwyt. To utrudnia np. strzelanie czy wykonywanie zadań taktycznych. Nie mam kategorii Z/O, ale zamierzam się o nią ubiegać, bo dziś mam też problemy z nogą i ze słuchem”, mówi żołnierz. Dodaje, że szansa na udział w kursie bardzo go cieszy. „Służę w wojsku od dziewięciu lat i myślę o rozwoju zawodowym. Jak dotąd te możliwości były dość ograniczone. Gdy w ubiegłym roku w listopadzie zdawałem egzaminy wstępne, to ze względu na mój stan zdrowia obawiałem się, że jestem na przegranej pozycji w trakcie rywalizacji z kolegami w pełni sprawnymi”, mówi st. szer. Szurko.
Podobne odczucia ma st. szer. Łukasz Flajszer, działonowy operator KTO Rosomak z 17 Brygady Zmechanizowanej. Służył na I zmianie PKW w Afganistanie. „Nie miałem wypadku, stwierdzono natomiast u mnie PTSD”, mówi żołnierz z 12-letnim stażem. Dla st. szer. Flajszera udział w kursie to szansa na rozwój. „Chcę się rozwijać, w przyszłym roku planuję podjąć studia. Można powiedzieć, że wychodzę na prostą i dalej zamierzam walczyć o siebie”.
Zdobyć doświadczenia
Szkolenie przyszłych podoficerów obejmie 800 godzin nauki i potrwa pół roku. Zajęcia prowadzą instruktorzy z Koszalina. Zanim kurs ruszył, wizytowali oni szkołę podoficerską w Dęblinie. „Zobaczyli, jak wyglądają egzaminy, zapoznali się z programem kształcenia, dokumentacją szkoleniową. Część kadry w tym samym celu pojechała też do poznańskiej szkoły podoficerskiej. Przywieźli ze sobą bagaż obserwacji, wniosków i cały pakiet dokumentacji niezbędnej do szkolenia”, mówi kapitan z Koszalina. Co istotne, spora część kadry Centrum to ludzie z doświadczeniem metodycznym, zdobytym jeszcze kilka lat temu, gdy w Koszalinie istniała szkoła podoficerska.
Kurs jest prowadzony według takiego samego programu kształcenia, jaki obowiązuje w szkołach podoficerskich. Składa się z trzech części: ogólnej, specjalistycznej i praktyk dowódczych. „W odróżnieniu od zwyczajowo prowadzonych w Koszalinie turnusów służby przygotowawczej, teraz szkolimy żołnierzy zawodowych. To znacząca różnica, bo każdy z nich ma za sobą kilka lat stażu służby, a także doświadczenie, często zdobyte na misjach”, zauważa mjr Marek Pawłowski, komendant Ośrodka Szkolenia Podstawowego CSSP. Oficer podkreśla też różnice w jakości szkolenia. „To przyszli podoficerowie, dowódcy drużyn, więc wymagamy od nich więcej. Ale i oni mają określone oczekiwania. Znają wojsko i wiedzą, czego się spodziewać”.
Na taryfę ulgową, z racji stanu zdrowia, mogą liczyć wyłącznie weterani poszkodowani. „Ze względu na ograniczenia zdrowotne nie przejdą oni pełnego szkolenia ogniowego, zajęć z taktyki, musztry czy wychowania fizycznego. Musimy im jednak zapewnić zajęcia alternatywne. W praktyce np. zamiast korzystać ze strzelnicy, będą używać trenażera”, mówi mjr Pawłowski.
autor zdjęć: Jarosław Barczewski/CSSP