Polski plan mobilizacyjny zaliczał się do najlepszych na świecie – twierdzą historycy. Jego skuteczność armia miała okazję testować od marca 1939 roku, kiedy to na skutek niemieckich żądań terytorialnych została ogłoszona tzw. mobilizacja kartkowa. Zwieńczeniem była mobilizacja powszechna ogłoszona 30 sierpnia przez prezydenta Ignacego Mościckiego.
„Powołuję do czynnej służby wojskowej wszystkich tych: oficerów rezerwy, pospolitego ruszenia i stanu spoczynku; podchorążych rezerwy i pospolitego ruszenia, podoficerów, starszych szeregowców i szeregowców rezerwy oraz pospolitego ruszenia; podoficerów stanu spoczynku; zaliczonych do pomocniczej służby wojskowej. Bez względu na wiek, kategorię zdrowia, rodzaj broni (służby), którzy otrzymali białe karty mobilizacyjne bez czerwonego pasa (…). Winny niezgłoszenia się do czynnej służby wojskowej w myśl niniejszego obwieszczenia będzie ukarany według przepisów kodeksu karnego wojskowego, przewidującego – zależnie od kwalifikacji czynu – karę pozbawienia wolności do więzienia bezterminowego włącznie lub karę śmierci”. Tak brzmiał fragment obwieszczenia o powszechnej mobilizacji z 30 sierpnia 1939 roku. Zarządził ją prezydent Polski Ignacy Mościcki. Informacja znalazła się na plakatach rozklejonych na ulicach miast, powtarzali ją też spikerzy Polskiego Radia. Mobilizacja miała się zacząć nazajutrz. Tymczasem – niezależnie od ogłoszonej mobilizacji – pod bronią było już wówczas niemal 80 procent żołnierzy, którzy – według planów mieli wziąć udział – w zbliżającej się wielkimi krokami wojnie. Do jednostek stawili się w ramach przeprowadzonej wcześniej mobilizacji cichej, zwanej też alarmową bądź kartkową.
– W 1939 roku polska armia miała najlepszy system mobilizacyjny na świecie – uważa Piotr Zarzycki, historyk wojskowości. Podobnego zdania jest Ryszard Rybka, współautor książki „Najlepsza broń. Plan mobilizacyjny „W” i jego ewolucja”. – Przyjęte rozwiązania zapewniały ogromną elastyczność. Pozwalały na szybkie uzupełnianie stanów osobowych poszczególnych części armii niezależnie od siebie. W 1939 roku nie zabrakło nam ludzi, lecz sprzętu – podkreśla Ryszard Rybka.
„W” jak Wiatr
Prace nad planem mobilizacyjnym, z którego polska armia skorzystała w przededniu II wojny światowej, rozpoczęły się w 1935 roku. Projekt został opatrzony kryptonimem „W”, od pierwszej litery nazwiska płk Józefa Wiatra. To właśnie ten oficer stał na czele zespołu, który opracowywał szczegółowe wytyczne i dokumentację. Plan „W” wszedł w życie 1 marca 1938 roku. Zakładał, że na wypadek zagrożenia wojną polska armia będzie mobilizowana na dwa sposoby.
Po wstępnych przygotowaniach miała być ogłoszona mobilizacja alarmowa. – Opierała się ona na wysyłaniu kart powołań do wytypowanych wcześniej rezerwistów – tłumaczy Zarzycki. Karty w liczbie około 800 tysięcy były przechowywane w starostwach i na posterunkach policji. – Na bieżąco trzeba było w nich odnotowywać każdą zmianę dotyczącą na przykład miejsca zamieszkania rezerwisty. Wszystko to wymagało ogromnego wysiłku administracyjnego – podkreśla historyk. Kiedy zapadły decyzje o mobilizacji, karta była doręczana pod wskazany adres. Rezerwista musiał w wyznaczonym terminie udać się na pociąg, po czym wyruszyć do jednostki wskazanej w dokumencie. Karta upoważniała go do darmowego przejazdu. – W przypadku mobilizacji alarmowej wszystkie objęte nią grupy były podzielone na kolory. Rezerwiści, którzy mieli się stawić w jednostkach piechoty stacjonujących na wschodzie otrzymywali karty czerwone, a jadący na zachód – niebieskie – tłumaczy Zarzycki. W ten sposób armia mogła zmobilizować większość żołnierzy, których udział w wojnie był przewidywany.
Później przychodził czas na mobilizację powszechną. Odbywała się ona w sposób tradycyjny. Informacje o konieczności stawienia się rezerwistów w jednostkach były publikowane na plakatach i podawane przez radio. Instrukcje z kart mobilizacyjnych wskazywały kiedy i gdzie rezerwista powinien się stawić a nawet czy do jednostki ma dotrzeć koleją czy pieszo, a także co musi zabrać ze sobą. Osoby, które nie otrzymały karty mobilizacyjnej, ale spełniały określone kryteria, zostały zobligowane do bezzwłocznego pojawienia się w najbliższych rejonowych komendach uzupełnień. Mobilizacja powszechna odbywała się dwóch etapach.
Mężczyźni czytający obwieszczenie o mobilizacji w Krakowie. Sierpień 1939 r.
– Obowiązkiem mobilizacyjnym byli objęci wszyscy rezerwiści do 40 roku życia. W praktyce jednak do niektórych jednostek, na przykład saperskich byli powoływani oficerowie rezerwy, którzy przekroczyli ten wiek. Chodziło o zapewnienie armii odpowiedniej liczby fachowców – wyjaśnia Ryszard Rybka. Do pracy w szpitalach (na podstawie przepisów o świadczeniach osobistych) mogły zgłaszać się kobiety albo mężczyźni nie podlegający obowiązkowej służbie wojskowej. Mobilizowane były także pojazdy: prywatne samochody, rowery czy powozy wraz z końmi. – Ich właściciele na wezwanie musieli stawić się w określonej jednostce, gdzie otrzymywali pokwitowanie. Armia zobowiązywała się do wypłacenia określonej kwoty, jeśli przejętego majątku nie będzie w stanie zwrócić – informuje Rybka.
Niemieckie żądania, polska mobilizacja
Od początku 1939 roku napięcie w stosunkach polsko-niemieckich zaczęło narastać w lawinowym tempie. 6 stycznia doszło do spotkania ministrów spraw zagranicznych obydwu państw. Wówczas to Joachim von Ribbentrop zażądał, by Polska zgodziła się na włączenie do Rzeszy Wolnego Miasta Gdańska, a także budowę eksterytorialnej linii kolejowej i autostrady przez polskie Pomorze. Józef Beck przedstawił niemieckie oczekiwania podczas narady zwołanej przez prezydenta Ignacego Mościckiego na Zamku Królewskim w Warszawie. Uczestnicy zebrania uznali, że Polska powinna je odrzucić. 21 marca z oficjalnym memorandum wystąpił Adolf Hitler. Warszawa powiedziała „nie”, jednocześnie zaproponowała wspólną kontrolę nad Gdańskiem. Na to jednak nie zgodzili się Niemcy. Dwa dni później polska armia rozpoczęła mobilizację alarmową. Objęła ona między innymi oddziały piechoty, artylerii czy wojsk pancernych, które w planach mobilizacji oznaczone były kolorem czarnym. Utworzyły one Korpus Interwencyjny, który został wysłany w rejon granicy z Niemcami i Wolnym Miastem Gdańskiem.
Latem wydarzenia na arenie politycznej jeszcze przyspieszyły. W nocy z 23 na 24 sierpnia Niemcy zawarły sojusz z ZSRR. Tajny aneks do paktu Ribbentrop-Mołotow zakładał współdziałanie przy rozbiorze Polski. W odpowiedzi polskie wojsko rozpoczęło drugi etap mobilizacji alarmowej. – W sumie pod broń udało się postawić blisko 80 procent stanu osobowego armii – zaznacza Zarzycki. 29 sierpnia prezydent Mościcki zamierzał ogłosić mobilizację powszechną. Odwiedli go od tego brytyjscy i francuscy sojusznicy, którzy ciągle liczyli na porozumienie z Hitlerem. Ostatecznie obwieszczenie mobilizacyjne zostało wydane dzień później. Sama mobilizacja ruszyła 31 sierpnia.
– Według mnie zwłoka ta nie miała istotnego wpływu na przebieg działań wojennych – przekonuje Zarzycki. – Najważniejsze związki taktyczne stały już na granicach z Niemcami, albo czekały na transport. Zresztą mobilizacja powszechna przebiegała z reguły sprawnie. Rekordzista stawił się w Poznaniu już dwie godziny po ogłoszeniu treści prezydenckiego obwieszczenia – dodaje historyk.
Mniejszości na rozkaz
Mobilizacja udała się niemal całkowicie. Do jednostek stawiali się wyszkoleni wcześniej rezerwiści, którzy czasem tylko wymagali krótkich kursów uzupełniających. Z reguły trwały one nie więcej niż kilka godzin i jak wyjaśnia Zarzycki, często odbywały się w pociągach wiozących oddziały do miejsc rozlokowania. – Praktycznie jedynym dużym związkiem taktycznym, którego nie udało się zebrać w całość była 45 Dywizja Piechoty. Ale i tak udało się skompletować poszczególne oddziały. Walczyły one oddzielnie – podkreśla Ryszard Rybka. Ale przyznaje, że nie wszystkie jednostki na czas dotarły na wyznaczone wcześniej pozycje. – Transport był prowadzony jeszcze po rozpoczęciu działań wojennych, a sytuację komplikował fakt, że Niemcy intensywnie bombardowali linie kolejowe – dodaje. Na front nie wyruszyła część taborów zebranych w Sokółce czy Brześciu nad Bugiem. – Wkrótce zostały one jednak wykorzystane przez inne jednostki niż te pierwotnie wskazane – tłumaczy Rybka. Jak podkreśla Zarzycki, ochotnicy do polskiej armii zgłaszali się już po wybuchu wojny. – Powoływane były oddziały improwizowane, które walczyły na przykład w Grodnie czy Lwowie – zaznacza historyk. – Warto przy tym zwrócić uwagę na postawę żołnierzy innej niż polska narodowości. Jeszcze przed wojną nasi decydenci obawiali się, że pewna ich część może się uchylać od służby. Nic takiego się nie stało. Liczba dezercji była znikoma. Odnotowane przypadki dotyczyły Ukraińców czy Białorusinów, praktycznie w ogóle oddziałów nie porzucali Żydzi. Na większą skalę dezercje rozpoczęły się dopiero po 17 września, kiedy armia polska była już niemal całkiem rozbita. Ale wówczas do cywila uciekła także pewna grupa Polaków – dodaje Zarzycki.
Niezależnie jednak od zdyscyplinowania i poświęcenia żołnierzy, polska armia w starciu z Niemcami, a potem również Sowietami nie miała wielkich szans. – II RP wykonała gigantyczną pracę. W 1918 roku nie mieliśmy żadnego zakładu zbrojeniowego, a w chwili wybuchu wojny było ich ponad 150. I tak jednak ustępowaliśmy wrogom pod względem potencjału militarnego. Tym bardziej, że nasza armia znajdowała się właśnie w fazie zakrojonej na szeroką skalę modernizacji – podkreśla Zarzycki i dodaje: – Przed zmasowanym uderzeniem Polska broniła się przez pięć tygodni, czyli tak długo, jak Francja, której sytuacja geopolityczna i wojskowa była nieporównanie lepsza. Tak długi opór w dużej mierze stał się możliwy właśnie dzięki sprawnie przeprowadzonej mobilizacji – podsumowuje historyk.
Cytat z obwieszczenia prezydenta RP Ignacego Mościckiego pochodzi ze strony https://pl.wikisource.org/wiki/Obwieszczenie_mobilizacji_(1939)
Z okazji 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej przygotowaliśmy specjalne wydanie „Polski Zbrojnej”. Będzie można je otrzymać podczas rocznicowych obchodów.
Mecenasami jednodniówki są: Polska Fundacja Narodowa, Polska Grupa Zbrojeniowa i Polska Spółka Gazownictwa. Partnerem wydania jest Przystanek Historia Centrum Edukacyjne IPN im. Janusza Kurtyki.
Nasze wydawnictwo jest też dostępne w angielskiej wersji językowej.
Zapraszamy do lektury!