Pamiętajmy o pińskiej flotylli

niedziela, 28 lipca 2019

 

 

 

Pińsk od Bałtyku dzieliły setki kilometrów, a mimo to historia polskiej marynarki wojennej tworzona była również tam. Wszystko za sprawą Flotylli Pińskiej. Od kilku lat dzieje tej niezwykłej formacji i związanych z nią marynarzy przypominają pasjonaci z małopolskich Dobczyc. Ostatnio odkurzył je także wrocławski IPN razem z kilkoma innymi instytucjami.

Statek uzbrojony ORP „Generał Szeptycki" i dwa monitory rzeczne na Prypeci. Fot. NAC

Skąd zainteresowanie Flotyllą Pińską? Przecież u was nawet nie ma rzeki – pytam Jacka Bassary z podkrakowskich Dobczyc. – Za to mamy piękne jezioro – odpowiada z uśmiechem. Po chwili dodaje, że historia polskich flotyll zaczęła się nie na wschodzie, lecz właśnie w Małopolsce – nieco ponad 30 kilometrów od jego miejscowości. – W 1918 roku Polacy przejęli w Krakowie kilka jednostek austro-węgierskiej armii. Wkrótce pochodzący z Wieliczki płk Bogumił Nowotny został przez Józefa Piłsudskiego powołany na stanowisko szefa Sekcji Marynarki Wojennej przy Ministerstwie Spraw Wojskowych – tłumaczy.

Skąd takie zainteresowania u Jacka Bassary? – Po prostu kiedyś przeczytałem „Wielkie dni małej floty” Jerzego Pertka. Były tam rozdziały poświęcone rzecznym flotyllom. Piękna historia, która w powszechnej świadomości jest praktycznie nieobecna – tłumaczy. Dziś Bassara stoi na czele stowarzyszenia Konstruktorzy Marzeń i od kilku lat stara się przywrócić pamięć o śródlądowych marynarzach, między innymi współorganizując w Dobczycach Święto Flotylli Pińskiej.
W tym roku dzieje flotylli przypomniane zostały również we Wrocławiu. Piknik historyczny ku czci marynarzy zorganizowały wspólnie tamtejszy oddział Instytutu Pamięci Narodowej, wojewoda dolnośląski oraz Urząd Żeglugi Śródlądowej. – Dlaczego właśnie we Wrocławiu? Bo po wojnie przyjechało tutaj sporo marynarzy ze wschodu. Współtworzyli żeglugę na Odrze. A kiedy zaczęliśmy robić kwerendę, na światło dzienne powychodziły niesamowite historie – wspomina Jerzy Rudnicki, historyk z wrocławskiego IPN.

Luftwaffe na celowniku Chodkiewicza

Przywołany przez Bassarę płk Nowotny na czele polskiej marynarki stanął 28 listopada 1918 roku. Niespełna miesiąc później z jednostek porzuconych przez Austriaków, ale też Niemców została sformowana Flotylla Wiślana. Tymczasem już wiosną kolejnego roku jej część została skierowana na wschód. Tam powoli rodziła się Flotylla Pińska, która miała pomóc w odparciu coraz śmielej sobie poczynających bolszewików. Zaczęło się skromnie – od trzech motorówek. Na polecenie gen. Antoniego Lisowskiego Jan Giedroyć stworzył z nich patrol rozpoznawczy. 3 lipca 1919 roku motorówki przeprowadziły rajd rzeką Jasiołdą. Przerzucany na pokładach pluton piechoty desantował się w okolicach miejscowości Horodyszcze i zdobył ją. Na pamiątkę tego wydarzenia zostało ustanowione Święto Flotylli Rzecznej. Po raz ostatni jego obchody zorganizowano latem 1939 roku.

– Początki flotylli były trudne. Nie miała okrętów z prawdziwego zdarzenia. Dysponowała przede wszystkim jednostkami cywilnymi, które były przerabiane i dozbrajane. A przeciwnika miała niezwykle groźnego: rosyjską Flotyllę Dnieprzańską – mówi Rudnicki. W kolejnych miesiącach polscy marynarze odnosili spore sukcesy. Wzięli udział w zdobywaniu Mozyrza, pokonali bolszewików w bitwie na Prypeci w okolicach Czarnobyla, mieli swój udział w zajęciu Kijowa. Potem jednak karta się odwróciła. Na skutek rosyjskiego kontrnatarcia, flotylla została odcięta od głównych sił. Dowództwo wydało rozkaz o zatopieniu jednostek. Część marynarzy znów znalazła się we flotylli operującej na Wiśle i rozpoczęła gorączkowe przygotowania do odparcia Armii Czerwonej, która w szybkim tempie maszerowała na zachód. Ostatecznie nawałę udało się powstrzymać. Niemały wkład w sukces mieli marynarze. Załogi uzbrojonych statków i motorówek wzięli np. udział w zwycięskiej bitwie o Płock.

Tymczasem po zwycięskiej wojnie przeciwko bolszewikom, Flotylla Pińska została odtworzona. Mało tego – w 1925 roku przejęła większość jednostek ze zlikwidowanej Flotylli Wiślanej. W Pińsku powstała komenda portu wojennego. W szczytowym okresie stacjonowało tam blisko sto różnego typu jednostek. I nie były to już dozbrajane naprędce stateczki. – Główną siłą flotylli stały się monitory rzeczne, czyli duże, opancerzone okręty artyleryjskie – podkreśla Rudnicki. Operowały one na tzw. morzu pińskim, czyli potężnych rozlewiskach w dorzeczu Prypeci. Jak podkreślają historycy, na terenach, gdzie brakowało dróg i linii kolejowych, a co za tym idzie trudno było przerzucać duże masy piechoty czy czołgi, okręty, zwłaszcza wspomagane przez lotnictwo, pełniły istotną rolę. – O tym, jak ważna była flotylla niech świadczy fakt, że przed II wojną bardzo mocno interesowały się nią obce wywiady: zarówno sowiecki, jak i niemiecki – zaznacza Rudnicki.

We wrześniu 1939 roku marynarze z Flotylli Pińskiej mieli ubezpieczać granice na wypadek uderzenia Armii Czerwonej. Toczyli pojedynki z samolotami niemieckimi, a potem także sowieckimi. Wystarczy wspomnieć statek uzbrojony ORP „Hetman Chodkiewicz”, który w okolicach Mostów Wolańskich strącił cztery maszyny Luftwaffe. Z kolei działa ORP „Generał Szeptycki” ostrzeliwały szosę brzeską wspierając w ten sposób dwa bataliony piechoty morskiej, które przygotowywały się do obrony na zachód od Pińska. Ale marynarzom nie sprzyjała pogoda. Upalne lato sprawiło, że poziom rzek w wielu miejscach się obniżył, ruch jednostek utrudniały też powysadzane decyzją polskiego dowództwa mosty. Ostatecznie marynarze na rozkaz przełożonych zatopili okręty i zeszli na ląd. – Imponujące jest to, że mimo wszelkich przeciwności postanowili walczyć. Rozpoczęli długi marsz, by dołączyć do Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” gen. Franciszka Kleeberga – podkreśla Bessara. Podczas kampanii wrześniowej okręty walczyły też w środkowej Polsce, gdzie tuż przed wybuchem wojny został sformowany Oddział Wydzielony Rzeki Wisły. Składał się z kilkunastu okrętów. Ich załogi wzięły udział między innymi w walkach na bydgoskim Fordonie. Losów wojny nie byli jednak w stanie odwrócić.

– Wrzesień 1939 stanowił kres funkcjonowania Flotylli Pińskiej – podkreśla Rudnicki. – Jej okręty zostały na krótko przejęte przez Sowietów, zaś pięć lat później operowały na Wiśle, a nawet Odrze. Po wojnie posłużyły do wywożenia łupów na wschód...

Polski Tatar wozi prezydenta

Flotylle powoli popadały w zapomnienie. – W 1945 roku we Wrocławiu nad brzegiem Odry istniała restauracja o nazwie „Polesie”, do której zaglądali dawni marynarze. Mimo że wszyscy oni byli już w cywilu, pewnych nawyków nie mogli i nie chcieli się wyzbyć – zaznacza Rudnicki i przytacza historię byłego oficera, któremu podwładni oddawali honory za każdym razem, kiedy mijali go na wrocławskiej ulicy. – Z Dolnym Śląskiem związał się na przykład bosmanmat Adam Bajraszewski. Był polskim Tatarem, muzułmaninem. Jako wyróżniający się marynarz Flotylli Pińskiej w latach 30. został oddelegowany do Warszawy, gdzie obsługiwał motorówkę prezydenta Mościckiego. Potem wrócił do załogi monitora ORP „Warszawy”. Był ostatnim marynarzem, który opuścił pokład jednostki przed jej samozatopieniem. Po wojnie osiadł w Jeleniej Górze – opowiada Rudnicki. Marynarze mający za sobą służbę w Pińsku współtworzyli odrzańską flotę i działające przez lata we Wrocławiu Technikum Żeglugi Śródlądowej. Ale na tzw. Ziemie Odzyskane przybywali ze wschodu nie tylko ludzie. – Na Odrze aż do 1957 roku pełnił służbę ciężki kuter uzbrojony, który wcześniej należał do Flotylli Pińskiej. Tam nosił nazwę ORP „Nieuchwytny”. Tu został przemianowany na „Okonia” – wyjaśnia Rudnicki.

Statek uzbrojony ORP "Generał Szeptycki" i monitor rzeczny ORP „Pińsk" na Prypeci. Fot. NAC

I właśnie dzieje flotylli oraz losy jej marynarzy zostały przypomniane podczas pikniku historycznego, który odbył się w lipcu we Wrocławiu. Zainteresowani mogli wziąć udział w krótkim rejsie po Odrze, wysłuchać dyskusji z udziałem m.in. historyków i autorów publikacji na temat śródlądowych marynarzy, wziąć udział w warsztatach robienia marynarskich węzłów, obejrzeć poświęcony flotylli film oraz wystawę, którą przygotował wrocławski IPN. – Składa się ona z 14 dużych plansz, opatrzonych unikatowymi zdjęciami oraz tekstem. Ekspozycja jeszcze do końca sierpnia będzie prezentowana na nadodrzańskim bulwarze im. Marii i Lecha Kaczyńskich. Potem, mamy nadzieję, ruszy w Polskę – informuje Rudnicki.

Flotylla Pińska konsekwentnie przypominana jest także przez pasjonatów z Dobczyc. – Zaczęliśmy działać cztery lata temu – wspomina Bassara. – Wówczas ruszył projekt stu okrętów na stulecie flotylli. Z zamiłowania jestem modelarzem. Zaproponowałem więc kolegom, którzy podzielają moją pasję, aby odtworzyć całą serię jednostek służących na Pinie, tyle że w skali 1:72. Na razie mamy 20 okrętów – tłumaczy i dodaje, że to właściwie zajęcie nie tyle modelarskie, co rekonstruktorskie. – Do dziś nie zachowały się żadne szczegółowe plany. Musimy posiłkować się archiwalnymi zdjęciami, a i tych jest niezbyt dużo – zaznacza Bassara. On sam stworzył dotychczas m.in. modele monitorów rzecznych ORP „Kraków” i ORP „Wilno” oraz okrętu minowo-gazowego ORP „Mątwa”. – Niektóre nasze modele mają zaledwie trzy centymetry długości, inne metr. To pokazuje, jak bardzo różnorodne jednostki służyły we flotylli – podkreśla Bassara. Na tym jednak nie koniec. Pasjonaci z Dobczyc założyli na Facebooku stronę poświęconą flotylli, a także stowarzyszenie, które współorganizuje święto pińskiej formacji. Imprezy odbywają się od czterech lat. W programie są pokazy rekonstrukcji historycznej, giełda kolekcjonerów, wykłady. – W ubiegłym roku rekonstruktorzy z Polski, ale też Białorusi wraz z mieszkańcami przeszli trzynastokilometrową trasę, by w ten sposób upamiętnić przemarsz pińskich marynarzy do oddziałów gen. Kleeberga – wspomina Bassara. Podkreśla też, że członkom stowarzyszenia, w którym działa udało się nawiązać kontakty z rodzinami dziesięciu marynarzy.

Najbliższe plany? – Już w połowie września wyruszamy na Białoruś. Odwiedzimy Pińsk i wyruszymy w miejsce zatopienia polskich monitorów, by złożyć tam wieniec. Mamy już wynajęty statek. No i liczę, że uda się sfinalizować projekt modelarski, a potem zaprezentować odtworzone okręty i motorówki w jednym miejscu – wylicza Bassara. – Marynarze Flotylli Pińskiej zapisali piękny i niezwykle ciekawy kawałek naszej historii. I nasza pamięć bezwzględnie im się należy – podsumowuje.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: NAC